Spojrzałam na spokojną twarz Draco. Jego klatka piersiowa unosiła się regularnie co znaczyło, że smacznie sobie śpi. Blond włosy bezwładnie opadały na jego czoło.
Podeszłam do jego łóżka i usiadłam na krześle obok niego. Spojrzałam na Ślizgona z delikatnym uśmiechem widząc, że na jego nadgarstku znajdowała się bransoletka, na której lśniła połówka serca. Zgarnęłam włosy z jego zamkniętych oczu po czym oparłam się o krzesło cofając dłonie.
Może Carmen miała rację? Może ktoś rzucił na niego Imperiusa?
Bardzo łatwo mi przychodzi ta myśl, gdyż nadal kocham tą tlenioną sierotę i nie chcę go stracić. Prawdą jest, że zabolał mnie widok Draco i Pansy razem, ale co mam zrobić, jeżeli pomimo tego nadal go kocham...
Spojrzałam przez okno i ujrzałam, że zaczął znów padać śnieg. Nie padał już od jakiegoś tygodnia. Przez te wydarzenia z ostatnich kilku dni nie zauważyłam nawet kiedy biały puch okrył zmarzniętą trawę i otulił dolne partie okien szkoły. Lubię zimę, ale tylko jako porę roku. Choć jest zimno to i tak lubię naparzać się śnieżkami ze znajomymi, a później przesiedzieć pół dnia opatulona w koc z kubkiem gorącej czekolady w ręku.
Wtem moje rozmyślania przerwał dotyk czyjejś dłoni na moim kolanie. Wzdrygnęłam się lekko i spojrzałam na nogę, której dotykała ręka Draco. Uniosłam wzrok znad kolana i ujrzałam otwarte oczy tlenionego. Patrzył na mnie ze smutkiem.
-Dlaczego tu jesteś? -Spytał cicho.
Nawet w głosie można było wyczuć tę smętną aurę, której za wszelką cenę chciałam teraz uniknąć.
-Chciałam zobaczyć co z tobą, sieroto -odparłam łagodnie i pogładziłam go po policzku.
Ten cofnął dłoń i uśmiechnął się blado.
-Jak się czujesz? -Zapytałam.
-Dobrze. Zabrali mnie tu, bo leżałem jak nieżywy na środku dormitorium. Nie wpadli na to, że po prostu straciłem przytomność.
Zaśmiałam się słabo, ale po chwili spoważniałam.
-Przepraszam -wybełkotałam.
-Za co? -Zdziwił się Malfoy.
-To przeze mnie cię to spotkało.. Nie chciałam -jęknęłam spuszczając głowę..
Było mi tak cholernie głupio. Przeze mnie Draco dostał Crucio choć mu się to nie należało. Jak już to ja powinnam wić się po ziemi przeszywana bólem. To ja powinnam teraz leżeć na łóżku szpitalnym. To tak nie miało być...
Draco złapał mnie za dłoń i podniósł się powoli do pozycji siedzącej. Spojrzałam na niego mokrymi oczami.
-Po pierwsze to nie płacz, bo nie lubię gdy się smucisz. Po drugie to nie twoja wina. I tak prędzej czy później oberwałoby mi się. Jak nie od Liama to od kogoś innego.
Uśmiechnęłam się blado, a ten oduśmiechnął się.
-Przejdziemy przez to razem. Dobrze? -Spytał niepewnie.
-Dlaczego to zrobiłeś? -Zapytałam cicho, olewając to co przed chwilą powiedział.
-Chodzi ci o tą akcję z Pansy? -Spytał, a ja pokiwałam głową. Draco westchnął.- To zabrzmi arcygłupio, ale... Nie wiem. W dzień twojego powrotu do Hogwartu czułem się jakby nikt dla mnie nie istniał, a ja dla nikogo. Zapomniałem o wszystkim i ... Wtedy przyszła Pansy. Zaczęliśmy rozmawiać i jakoś tak wyszło -wymamrotał cicho, a widząc, że posmutniałam jeszcze bardziej postanowił kontynuować.- Kiedy cię jednak zauważyłem doszło do mnie co ja robię. Zrozum, że nie wiem dlaczego to zrobiłem -jęknął błagalnie.
Pokiwałam jedynie głową i wstałam.
-Nie idź, proszę...
-Muszę się dowiedzieć kto rzucił na ciebie Imperiusa -burknęłam i zostawiając Draco z tępą miną wyszłam ze Skrzydła.
Ruszyłam prosto do sali, gdzie miała się odbyć transmutacja, bo niedługo miał być dzwon. Kiedy doszłam pod salę ujrzałam grupkę Puchonów i Krukonów. Wszyscy rozmawiali wesoło, a ja wyjęłam księgę i zaczęłam tępo wgapiać się w zapisane stronice rozmyślając jak podejść Liama.
Wtem zadzwonił dzwon, a chwilę później drzwi od sali transmutacji otworzyły się, a McGonagall wpuściła nas do środka.
***
Nadeszła pora obiadu zatem wybrałam się na Wielką Salę z lekkim uśmiechem. Idąc korytarzem w stronę owego pomieszczenia minęłam Blaise'a.
-Cześć Tatia -powiedział zatrzymując się.
-Yy.. Hej -odparłam lekko zdziwiona tym, że Zabini się do mnie odezwał.
Ślizgon uśmiechnął się i ruszył dalej, a ja stałam otępiała jak idiota. W końcu ruszyłam się z miejsca, ale bardzo powoli i niepewnie.
Czy ja coś zrobiłam, że Zabini mówi mi 'cześć'? Może coś przeskrobałam? Cholera go wie.
Ruszyłam zatem na Wielką Salę. Wlazłam do pomieszczenia i usiadłam przy stole Puchonów. Tam zjadłam szybko obiad. Cedric patrzył na mnie tępo.
-Pali się? -Spytał wesoło.
Spojrzałam na wyjście i ujrzałam wychodzącego z Sali Liama.
-Tak -odparłam szybko i zerwałam się z miejsca. Zrobiłam to jednak za szybko i zahaczyłam nogą o ławkę co skutkowało głośnym hukiem o podłogę. Wstałam jednak szybko, otrzepałam się, oznajmiłam, że nic mi nie jest i poleciałam do wyjścia.
Rozejrzałam się po korytarzu i zauważyłam, że Liam kieruje się do lochów. Poszłam więc za nim z lekkim dystansem nadal kłócąc się ze zdrowym rozsądkiem.
-Ejj! -Burknęłam w końcu, a ten przystanął w miejscu i odwrócił się. Na jego twarzy zagościł chamski uśmieszek.
-Widzę, że się namyśliłaś. Bardzo dobrze, bo..
-Nie Liam. Nie wrócę do ciebie -przerwałam mu podchodząc odważnie do niego.
-Zatem czego chcesz? -Spytał lekko zdziwiony.
-Dlaczego rzuciłeś na Draco Imperiusa? -Spytałam prosto z mostu.
Liam spojrzał na mnie tępo.
-Słucham? -Zapytał.
-Dlaczego rzuciłeś na niego Imperiusa? -Powtórzyłam odważniej.
Ten uśmiechnął się chamsko i zbliżył się do mnie.
-Już rozumiem. Próbujesz zrzucić na mnie winę, bo nadal łudzisz się, że on cię kocha -zaśmiał się gładząc mnie po ramieniu.
Policzki mnie zapiekły z gniewu. Cofnęłam się szybko do tyłu, ale natrafiłam na ścianę.
-Nie drocz się ze mną, bo wiem, że to ty -warknęłam.
-Przyznaję: pomysł dobry, ale to nie ja -odparł spokojnie.
Spojrzałam na niego zdenerwowana. Mówił prawdę. To nie on.
Znam go dość dobrze i wiem kiedy mówi prawdę. Gdy kłamie uśmiecha się nieznacznie co go zdradza.
-Puść mnie -powiedziałam zrezygnowanym tonem głosu.
Ten zaśmiał się jedynie, ale nie ruszył się z miejsca. Szarpnęłam rękę, którą trzymał mocno. Nic z tego. Ten kolos miał żelazny uścisk. Spuściłam głowę czując się na straconej pozycji.
-Odsuń się od niej -usłyszałam jakiś głos po mojej prawej stronie.
Spojrzałam w tamtą stronę korytarza i ujrzałam... Zabiniego. Patrzył poirytowany na Liama.
Ten uśmiechnął się wrednie.
-Masz nowego wybawiciela -wyszeptał mi na ucho i odsunął się ode mnie z uniesionymi rękoma. Rzucił Blaise'owi piorunujące spojrzenie po czym ruszył korytarzem jakby nigdy nic. Zabini podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia.
-W porządku? -Spytał troskliwie.
Pokiwałam tępo głową powstrzymując jakiekolwiek reakcje.
-Halo? -Zaniepokoił się moim dziwnym stanem.
Wbrew mojej woli łzy spłynęły po moich policzkach. Ślizgon przytulił mnie mocno.
-Już nie wiem co robić. To nie on rzucił Imperio na Draco. A co jeśli nikt mu nie kazał tego robić? -Wyjęczałam jednym tchem.
Ten niepewnie pogładził mnie po plecach. Przyklejona to jego klatki piersiowej poczułam jak ta unosi się nabierając powietrze, jakby chciał coś powiedzieć. Przez jakiś czas jego płuca były wypełnione świeżym tlenem, gdyż nie wypuszczał powietrza z nich.
-On.. On nie zrobił tego z własnej woli -powiedział w końcu.
Wyłoniłam lekko zaczerwienioną twarz i spojrzałam na niego.
-Skąd wiesz? -Spytałam cicho.
Ten westchnął spuszczając głowę.
-Bo... Bo... Bo to ja rzuciłem Imperio -wydukał cicho.
Odsunęłam się od niego nadal wgapiając się w Ślizgona tępo.
-Co? -Wymamrotałam zszokowana.
-No bo.. No bo podobasz mi się -wyjaśnił z wielkim trudem.- Wiedziałem, że z własnej woli nie rzucisz Draco, ani on ciebie..
Patrzyłam na niego otępiała.
Zabini... Blaise Zabini, który wcześniej wyzywał mnie od szlam, teraz mówi, że się we mnie zakochał...
-Przepraszam. Bardzo cię przepraszam Nie chciałem żebyś cierpiała. Głupio wyszło -mruknął cicho.
-Głupio wyszło? Na drugi raz pomyśl -ryknęłam na niego po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam korytarzem ku Pokojowi Wspólnemu Puchonów.
Bez sensu. Liam w Hogwarcie, pocałunek Draco i Pansy, zakochany we mnie Zabini, ojciec pragnący mojej śmierci. Czuję się jak w jakimś koszmarze, z którego chcę się jak najszybciej obudzić.
Wtem usłyszałam jakiś huk za moimi plecami. Gdy się odwróciłam ujrzałam jedynie dwie czarne postacie w białych maskach, które wtargnęły do zamku przez dziurę w ścianie. W sumie to tyle, gdyż przed oczami pojawiły się mroczki, po chwili ogarnęła mnie ciemność, czyli jednym słowem film mi się urwał...
____________________________________________________________
W ciul mi się nie podoba ten rozdział -,-
Chyba widać moją desperację... WENO! Cholero jedna. Wróć! T.T
No nic. Mam dla Was nową wieść. Azaliż moje słońce założyło bloga ^^
Chłopaczyna pisze o Doctor'ze Who, ale zachęcam wszystkich, bo ma talent :3
http://doctor-who-jack-tatia.blogspot.com/
~Tina