sobota, 15 lutego 2014

39 rozdział "Umierając będą słyszeć krzyk swoich przyjaciół."

-Zostań tu, a ja pójdę pokazać ojcu ciało -powiedział do mnie Draco. Pokiwałam głową patrząc za siebie, czy nikt nie pojawił się na końcu korytarza.- Tatia! Słuchasz że mnie? -Burknął tleniony.
Spojrzałam na niego wyrwana z lekkiego zamyślenia.
-Tak -odparłam zgonie z prawdą.
Malfoy uśmiechnął się lekko i ujął delikatnie moje ramiona po czym wpił się w moje usta. Lekko zdziwiona tym gestem uśmiechnęłam się i dotknęłam jego mostka. Ten odsunął się i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię więc bądź ostrożna. Nie chcę cię stracić -wyszeptał, gładząc mnie po policzku.
-Ja ciebie również -odparłam z uśmiechem.
Ten wyszczerzył się głupio, a ja chwyciłam go za rękę. Nie wiem dlaczego. To był taki odruch, bo wiedziałam, że musimy się na chwilę rozstać. Niby nic, ale zważając na fakt, że dookoła panuje chaos i padają ciała to cholernie się bałam. Nie o siebie, bo wiem, że prędzej czy później mój ojciec mnie dorwie. Bałam się o Draco. Nie chcę żeby ginął w taki sposób. Nie chciałam, żeby nikt ginął w taki sposób. To okrutne. Rodzice wysyłają dziecko do szkoły, aż tu nagle beznosy kretyn rozwala wszystko. Zmusza małe dzieci do walki, do której nikt ich nie przygotował. Wyrywa ich małe ciałka z objęć matek i ojców, do których już nigdy nie wrócą. Ostatnim co zobaczą będzie zielony błysk, który oślepi ich na zawsze i pozbawi możliwości zaczerpnięcia oddechu. Ostatnim uczuciem będzie strach jaki odczują, gdy upadną na zimną i brudną posadzkę. Ostatni oddech będzie przepełniony zapachem krwi, zgnilizny i wyczuwalnym w powietrzu przerażeniem młodych ludzi, łudzących się, że wygrają z hordą przygotowanych na takie wydarzenie czarodziejów.
Nie, to nie jest w porządku, że umierając będą słyszeć krzyk swoich przyjaciół, że padając na podłogę będą świadomi, że teraz podzielają dolę swoich kolegów z ławki.
To jest niesprawiedliwe. Nikt z nich nie był na to przygotowany. Jedynie nieliczni mieli sposobność przeżyć, uciec, pokonać jednego Śmierciożercę. A reszta?
-Tatia? -Mruknął Draco, patrząc na mnie niepewnie.
-C-co? Wszystko w porządku. Idź już. Spotkamy się później -powiedziałam z najszczerszym uśmiechem na jaki potrafiłam się zdobyć w tym momencie.
Malfoy pokiwał głową i przerzucił sobie "Neville'a" przez ramię. Pocałował mnie w czoło i ruszył korytarzem.
Spojrzałam za nim, a tamten uśmiech stopniowo złaził mi z twarzy. Znowu się bałam. Znowu zostałam sama, ale... Przecież sobie poradzę.
Chyba.
Ruszyłam w przeciwną stronę niż Draco i skręciłam w lewo, wyciągając różdżkę. Zaczęłam błądzić po korytarzach, starając się nie mieszać w szamotaninę na dole.
Wtem drzwi od sali, oddalonej ode mnie o jakieś 4 metry, otworzyły się i wyszła z niej Bellatrix. Jej dłonie były ubrudzone w krwi. Wycierała je o jakąś czarną szatę. Na owym materiale mignął mi czerwony akcent. Młody uczeń Gryffindoru właśnie poniósł klęskę. Kolejny.
Śmierciożerczyni spojrzała na mnie, a jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
-Tatia! Witaj słoneczko -zaśmiała się odrzucając szatę na bok.
Stanęłam jak wryta. Czułam jak omiata mnie chłód. To oznacza, że zbladłam.
-Twój tatuś wszędzie cię szuka -oznajmiła podchodząc do mnie.
Z każdym jej krokiem w moją stronę, ja cofałam się. W ręku nadal ściskałam różdżkę. Byłam jednak za bardzo sparaliżowana przez strach, by jej użyć. Spełniło się w końcu to, czego najbardziej się obawiałam. Znaleźli mnie.
-To śmieszne, bo ja go właśnie unikam -wymamrotałam zdobywając się na kilka słów.
Lestrange zaśmiała się jedynie nadal krocząc w moim kierunku. Wtem wyciągnęła różdżkę, a ja wiedziałam, ze czas na mnie.
Odwróciłam się i puściłam się biegiem wzdłuż korytarza. Słyszałam za sobą śmiech kobiety. Nie wiedziałam do końca z czego się śmieje. Jednak gdy skręciłam w inny korytarz to się przekonałam. Od razu wpadłam na czyjeś plecy. Upadłam na podłogę, a ten ktoś odwrócił się i ujrzałam tą znajomą twarz, czarne włosy i brązowe oczy. Wysoki mężczyzna uśmiechnął się na mój widok.
-Cześć tato -wyszeptałam.
*perspektywa Draco*
Szedłem korytarzem poszukując ojca. Nie trudziłem się, błądząc po zakamarkach Hogwartu. Od razu ruszyłem w stronę Wielkiej Sali, bo  wiedziałem, że musi być w jej pobliżu.
Nie myliłem się. Ujrzałem jego tleniony łeb przed wrotami do Sali. Rozmawiał z Orionem, ojcem Carmen, która właściwie stała obok niego. Jej warga była rozwalona i lekko zakrwawiona. Szara bluza mojej kuzynki posiadała kilka dużych plam z krwi, zmieszanej z kurzem. Nie była zadowolona. Wręcz przeciwnie.
Gdy spojrzałem na nią zauważyłem duży smutek. Podszedłem do ojca po czym zrzuciłem ciało klona na ziemię. Ten od razu zwrócił na mnie uwagę, po czym spojrzał na "Neville'a". Carmen również to zrobiła i zakryła usta dłonią przestraszona.
Neville to jej przyjaciel i nie chcę teraz wiedzieć jakie tortury przewiduje dla mnie za jego domniemane zabicie.
-Brawo, synu -pochwalił mnie ojciec, klepiąc po ramieniu.- Będziesz dobrym Śmierciożercą -dodał dumnie.
Spojrzałem na Black, która właśnie piorunowała mnie wzrokiem, po czym zerknąłem na jej ojca.
-Dzień dobry -powiedziałem zachowując zimną krew.
-Bardzo dobry, Draconie -odparł widocznie zadowolony z całego biegu wydarzeń Orion.
Uśmiechnąłem się głupio, a nasi ojcowie wrócili do rozmowy. Podszedłem do Carmen i zaciągnąłem ją lekko na bok.
Ta bez ogródek mocno trzepnęła mnie w tył głowy.
-Ty śmierdzący kretynie! Dlaczego to zrobiłeś? -Wysyczała patrząc na mnie rozeźlona.
-Uspokój się -warknąłem, trąc potylicę.- To kropla astralna -wyszeptałem.
Black otworzyła szeroko oczy.
-Neville żyje? -Spytała cicho.
-Owszem i ma się dobrze -odparłem szeptem.
Ta pokiwała głową, ale nadal była smutna.
-Co.. u ojca? -Spytałem niepewnie.
-Zapewne dużo, jeżeli zostawił nas i wrócił po 14 latach -burknęła z lekką odrazą.- Ciągle się rzuca, żebym została Śmierciożerczynią i nie hańbiła rodziny -dodała ciszej.
-Czyli ogólnie mówiąc po staremu -stwierdziłem cicho.- A co z Rose?
-Przed rzezią pojechała do brata więc się jej upiekło, ale jak teraz wróci to samodzielnie ją zatłukę -odparła cicho Carmen.
Uśmiechnąłem się głupio po czym podszedłem do kuzynki i przytuliłem ją lekko. Od tak. Bo od tak może się teraz skończyć wszystko.
*perspektywa Tatii*
Ian podał mi dłoń, którą ujęłam nieufnie. Mężczyzna pomógł mi wstać z ziemi, ale nie puszczał mojej ręki.
-Jesteś bardzo podobna do matki -stwierdził, patrząc mi w oczy.
Zauważyłam, że za jego plecami było wiele Śmierciożerców, a za mną pojawiła się właśnie Bellatrix. Przez to nie miałam gdzie uciec.
-Dlaczego ją zabiłeś? -Spytałam spojrzawszy mu w twarz odważnie.
Ten zaśmiał się jedynie i chwycił moje ramię mocno.
-Bo była nieposłuszna -stwierdził spokojnie.
-A jeżeli ja będę nieposłuszna? -Spytałam szybko nim głos zdołał mi zadrżeć.
-Pozabijam twoich przyjaciół i bliskich -odparł nadal z tym anielskim spokojem.
-Dlaczego?
-Bo jesteś dla mnie cenna -odparł i ruszył korytarzem targając mnie za ramię.
Ian przeszedł przez mały tłum Śmierciożerców i przystanął przy jednym z tęższych mężczyzn. Okazało się, iż owy goryl trzymał za ramię Quercy'ego, który siedział na kolanach ze spuszczoną głową.
-Quer -jęknęłam przerażona i już chciałam obok niego upaść, lecz Ian szarpnął mnie w tył.
-Stój -warknął i skinął na tęgiego mężczyznę z tatuażem na skroni. Ten dotknął mojego ojca w ramię.
Wtem poczułam charakterystyczne szarpnięcie w okolicach pępka. Coraz bardziej przerażona zacisnęłam mocno powieki. Dopiero gdy poczułam grunt pod stopami otworzyłam oczy.
Okazało się, że znajdujemy się w czyimś salonie. Otoczyły nas meble w stylu barokowym. Ogólny przepych, aż bił po oczach i lekko przytłaczał. Mężczyzna z tatuażem na twarzy pchnął mojego brata, który upadł na podłogę bezwładnie. Był nieprzytomny. Nie mogłam jednak do niego podejść, gdyż Ian nadal mocno trzymał moje ramię.
-Co mu zrobiliście? -Spytałam lekko rozeźlona.
-Dostał kilka razy do Graybacka -mruknął obojętnie i puścił moje ramię po czym ruszył do stolika, na którym znajdował się cały bukiet alkoholi.
Ja natomiast upadłam przy bracie i dotknęłam jego policzka delikatnie.
-Czego od nas chcesz? -Burknęłam spojrzawszy na ojca.
-Ściślej mówiąc to chcę coś od ciebie, a mianowicie, żebyś została Śmierciożercą -odparł nalewając spokojnie whisky do szklanki.
-Ale ja tego nie zrobię -powiedziałam równie spokojnie.
Ian odwrócił się do mnie twarzą.
-Jeszcze zobaczymy -mruknął z dziwnym uśmiechem.- Patch -mruknął, a mężczyzna z tatuażem ruszył w moją stronę.





____________________________________________________________
Przedostatni rozdział..
Myślałam, że będzie fajniejszy.. No nic :)
Dedykuję go Avada Snape :)
Całuję Was :*
~T