poniedziałek, 28 kwietnia 2014

EPILOG "Umarli nie czują nic."

Nastał nowy dzień. Był wczesny ranek, gdyż słońce oślepiało pomarańczowymi promieniami. Lekko zmrużyłam oczy patrząc w okno. Na moim brzuchu czułam dłoń Draco. Ślizgon oddychał spokojnie w moją szyję. Spał.
Zatem tak to się wszystko kończy. Na początku roku byłam jeszcze zwykłą szlamą w oczach Malfoy'a, a teraz leżę w jego ramionach, z których nie chce mnie wypuścić. Tyle się między nami wydarzyło, tyle musieliśmy przejść, by pokonać przeciwności i stereotypy, a teraz gdy śpimy wtuleni w siebie mamy tą cholerną świadomość, że ktoś z nas musi umrzeć... I to nie będzie Draco.
Smutne? Tak. Romantyczne? Nie.
Tylko smutne.
Westchnęłam cicho i powoli wstałam, delikatnie zsuwając jego rękę ze swojego biodra. Na palcach ruszyłam do szafy, z której wyciągnęłam spodenki i ulubiony sweter. Jak mam umrzeć chcę przynajmniej żeby było mi ciepło.
Tak, wiem. Żart typu suchar. Błyskotliwość- znikoma.
Założyłam zatem wybrane ubrania i stanęłam przed lustrem w łazience. 
Kogo zobaczyłam? Nie jestem pewna. Jakąś smutną dziewczynę z potarganymi włosami i podkrążonymi oczami. 
Zaczęła więc powoli szczotkować włosy. Kilka jak zwykle wypadło. Co z tego? Przecież za godzinę umrę. Następnie zaczęłam myć zęby. Dziąsło zaczęło lekko krwawić. Co za różnica? Krwawiło ostatni raz. Przemyłam twarz po czym  lekko się pomalowałam. Po co? Nie wiem. Ostatni raz to robię.
Wróciłam do pokoju. Tam Malfoy siedział na łóżku ze zwieszonymi z materaca nogami  i wgapiał się w swoje dłonie, złożone na udach. Gdy stanęłam w progu pokoju uniósł wzrok i spojrzał na mnie.
Jego oczy straciły ten blask, a wszelka radość go opuściła. Wyglądał jak po spotkaniu dementora. Usiadłam obok niego i delikatnie ujęłam jego dłoń. Nie odzywałam się. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. On chyba także. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, jakby delektując się swoją obecnością. 
-Kocham cię, wiesz? -Wybełkotałam cicho.
Ten pokiwał głową i ujrzałam łzy na jego policzkach.
-Przestań -poprosiłam cichutko i delikatnie otarłam jego łzy, lecz ten odchylił głowę do tyłu po czym wstał i stanął w jakiejś odległości metra ode mnie.
-Zostaw to i zobacz! Zobacz jak to kurewsko boli! Jak ranisz wszystkich dookoła! -Wykrzyczał patrząc na mnie tak smutnym wzrokiem, że moje serduszko rozpadło się na miliony kawałków.
-Draco.. 
-Nie! Starałem się, wypruwałem sobie flaki, żebyś czuła się wyjątkowa, bezpieczna i kochana. Jestem w tobie zakochany po uszy, a ty po prostu mnie zostawiasz! Tak się kurwa nie robi! -Krzyczał dalej.
Wpadł w szał. 
Wstałam i przytuliłam go mocno.
-Tak się nie robi... Nie robi się tak... -szeptał mi do ucha.
-Cicho.. -wyszeptałam, gładząc go po plecach.
Ten zaczął się powoli uspokajać i przytulił mnie mocno.
-Kocham cię -wybełkotał nie panując nad głosem.
Długo tak staliśmy w milczeniu i przytulaliśmy się do siebie. W pewnym momencie odsunęłam się od niego, a ten nie protestował. Wiedział, że muszę to zrobić. Jednak nadal patrzył na mnie tym smutnym wzrokiem.
Uśmiechnęłam się blado i pogładziłam ją delikatnie po policzku.
-Zamknij oczy -wyszeptałam.
Ten powoli zamknął oczy a po jego policzku spłynęła łza.
Nie musiałam mu mówić jak bardzo go kocham. On to wie. Tak samo on mi tego nie mówił, bo ja byłam tego świadoma. Po co tracić czas na określenia, które jedynie ubierają w słowa wydarzenia z przeszłości?
Zbliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam jego usta, puszczając jego dłoń. Ten mocniej zacisnął powieki próbując się opanować. Powoli się od niego odsunęłam.
-Kocham cię -wyszeptałam i teleportowałam się ze łzami w oczach.

Stanęłam na podłodze w salonie Iana. Potrzebowałam chwili by się uspokoić. Serce nie dawało spokoju i ciągle upominało się, że pulsuje między żebrami... Albo raczej jego miliony kawałków pulsuje między żebrami.
-Córeczka -zaśmiał się mój ojciec.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego próbując zachować przynajmniej względny spokój.
-Nienawidzę cię -wycedziłam przez zęby.
-Nie tylko ty -stwierdził i odłożył lampkę wina na komodę.
-Po prostu to zrób -mruknęłam, patrząc na niego z odrazą.
-Nie chcesz najpierw porozmawiać? -Spytał rozbawiony.
-Nie. Jesteś wredny, brutalny, natarczywy, zaborczy i nie dajesz mi wyboru -burknęłam.
-Tak myślałem -zaśmiał się po czym wyciągnął różdżkę, którą wymierzył we mnie.- Nigdy nie byłaś moją ulubienicą -stwierdził spokojnie. 
Patrzyłam mu bezczelnie w oczy, a przemawiała przeze mnie szczera nienawiść do niego.
Ian otworzył usta by wypowiedzieć zabójcze zaklęcie i... Nic z siebie nie wydobył. Jego usta jedynie były rozwarte z bólu, a oczy utkwione we mnie. 
Gdy spojrzałam w dół ujrzałam ostrze noża, które przebiło się przez jego plecy i wystawało z brzucha całe czerwone. Ian upadł na kolana, a za nim ujrzałam Stephanie, która patrzyła to na mnie to na mężczyznę.
-W porządku? -Spytała cicho.
Jedynie pokiwałam głową.
-Wybacz na chwilę. Idę wypuścić kolegę z lochów -stwierdziła jakby to był jej normalny dzień. Odwróciła się spokojnie i ruszyła  korytarzem.
Gapiłam się za nim tak otępiała, że przez chwilę zapomniała wziąć wdech.
Coś mnie jednak pobudziło. Kujący ból w okolicach mojego poharatanego serduszka. Spojrzałam w dół i ujrzałam nóż wbity w moją klatkę piersiową. Przede mną stał uśmiechnięty Ian.
-W takim razie umrzesz razem ze mną -wybełkotał, a z kącika jego ust wypłynęła strużka krwi.
Cofnęłam się do tyłu niczym pijana i upadłam na kolana. Wszystko działo się tak szybko.
Słyszałam jedynie coraz wolniej bijące serce.. Moje serce.. Szybko pojawiły się mroczki przed oczami. Obraz zaczął się rozmazywać.
-Ty sukinsynu! -Usłyszałam wrzask Stephanie.-Tatia!
Chyba mnie przytuliła. Nie wiem. Nóż wbity w serce działał jak silna trucizna. Błyskawicznie rozchodziła się po moim ciele powodując otępienie i coraz wolniejsze pompowanie krwi. Większość jednak już chyba była poza moim organizmem.
Nie wiem. Czułam po prostu wszechogarniający spokój. Cisza coraz milej pieściła moje ucho. Ból mijał i poczułam jakbym wjeżdżała do wielkiego, białego pomieszczenia.
Nic mnie nie interesowało i to było najlepsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doznałam. Moja pamięć się zresetowała i teraz miałam zamiar nie odczuwać nic...
Przecież nie żyję... A umarli nie czują nic.


~KONIEC~

____________________________________________________________
Także no.. Koniec :)
Miło było i pamiętajcie, że nadal Was kocham :)
Dziękuję Black, Klaudii, Avada Snape, Oli, Aggie, Michałowi, Avada Kedavra, shine star, Zuzi, Pimpirimpim Bum, Akneri, Klusoholiczce oraz wszystkim anonimowym oraz niemym czytelnikom.
Dziękuję za nabijanie wyświetleń, czytanie tych wypocin i po prostu podnoszenia mnie a duchu :)
Bardzo Was za to kocham ^^
Moja przygoda z blogami jeszcze się nie kończy i na pewno w najbliższym czasie założę nowego bloga :)
Wypatrujcie zatem link na owym blogu, gdyż byłoby mi bardzo miło, gdyby Wasze cudne towarzystwo zawitało i tam.
Jeszcze raz dziękuję za zajebiście spędzony czas :)
Do zobaczenia :*
~Tatiana

1 komentarz:

  1. Mój mały paskudny chuju, wiedziałem, że tak skończysz, ale przy tym jak Ian padł nie spodziewałem się, że i Tatia tak umrze.
    Kuźwa, nie wiem co powiedzieć.
    Gdzieś w połowie przypomniał mi się utwór Alice Coopera - Poison.
    Ładnie opisuje ostatnie chwile Salvador z nożem w piersi.
    Dobre, czyli trzeba raz na zawsze pożegnać się z tym blogiem, pożegnać dziwne, zboczone chwile, pożegnać piękne, nawet ROMANTYCZNE chwile. Tak, za nimi też będę tęsknił.
    Ładnie żeś to do końca poprowadziła, a od jutra zacznę cię molestować o kolejny blog.
    Kocham cię, pozdrawiam, zabiję i chciałem napisać, że czekam na nową notkę, ale chuj.
    Nie, nie czekam, bo jej kurna nie będzie.
    Szlag by cię dzieciaku trafił, stukrotny szlag.
    Albo Crucio, na jedno wyjdzie.
    Idź w pizdu.

    OdpowiedzUsuń