sobota, 25 maja 2013

13 rozdział "Ustawiłem jej całe życie!"

Patrzyłem na Gryfonkę z otwartą buzią. Kiedy tylko ją ujrzałem, z tą samą morderczą miną, od razu wiedziałem, że jestem w ciemnej dupie.
-Co ty tu robisz!? -Zagrzmiała Carmen.
Zerwałem się na równe nogi, przewracając krzesło, na którym siedziałem.
-Ja... Ja tylko... -dukałem zakłopotany.
-Czy ciebie do końca powaliło!? Najpierw zdzieliłeś ją tłuczkiem, a teraz obozujesz przy jej łóżku szpitalnym!? -Warknęła kuzynka.
-Ale ja nie chciałem.... -wymamrotałem skruszony.
-Zabieraj się stąd! -Ryknęła.
Otworzyłem usta, aby zaprotestować, ale po chwili je zamknąłem. Miała rację. Poza tym gdyby mnie kto inny tu zobaczył (na przykład któryś ze Ślizgonów) to miał bym nieźle przerąbane. Wyszedłem więc szybko ze Skrzydła. Okazało się, że jest niedziela rano. Zdziwiony poszedłem do Pokoju Wspólnego. Szybko przebrałem się w dormitorium w świeże ubrania, umyłem i poleciałem na Wielką Salę na śniadanie. Trafiłem na koniec posiłku. W sam raz... Usiadłem obok Pansy i zająłem się jajecznicą na moim talerzu.
*perspektywa Suzan Sparks*
Siedziałam właśnie lekko przygaszona na transmutacji. Profesor McGonagall mówiła coś o zmienianiu królika w kapcie. W sumie to w ogóle nie słuchałam zbytnio co ona do nas mówi. Nie miałam humoru na nic. Byłam zła całą tą aferą z Tatią. Wszyscy się martwią o nią jakby ktoś zamordował człowieka na korytarzu. Tandetnie.
Suma sumarum to eliksiry, które były później miały mi tak samo bezbarwnie, jak inne zajęcia.
W końcu dotrwałam do obiadu. Udałam się na Wielką Salę i usiadłam wśród Puchonów. Jak nigdy panował tam spokój.
-Su -zagadnął Cedric- wiadomo co z Ta...
-Nie -przerwałam mu szybko. Nie chciałam znowu zaczynać tematu pod tytułem: "Co u Tatii?" bądź "Wiadomo kiedy Tatia się obudzi?".
Blondyn pokiwał rozumnie głową i zabrał się za żeberka na swoim talerzu. Sztywno jak na święta. Dokończyłam więc szybko obiad i wstałam od stołu. Chciałam już odejść, ale poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Słucham -burknęłam, odwracając się. Ujrzałam, ku mojemu zdziwieniu, Carmen Black.- Ah, to ty...
-Możemy porozmawiać? -Poprosiła. Nie czekając na moją zgodę wzięła mnie za nadgarstek i wytaszczyła z Sali.- Nie wiem czy wiesz, ale Draco był u Tatii -powiedziała w końcu.
-Teraz już wiem -odparłam zdziwiona.- Po co?
-Właśnie tego chciałam się ciebie zapytać -mruknęła Gryfonka.- Czy oni coś kręcą? -Spytała.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo...
-Nie kłam. Przecież widzę -warknęła.- Jesteś jej najlepszą przyjaciółką. Na pewno coś ci mówiła.
Westchnęłam głęboko i rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, że nikogo w pobliżu nie ma.
-Tina mówiła mi, że Malfoy się do niej lekko przystawia -powiedziałam cicho.- Chyba się zakochał -dodałam  z uśmiechem.
-Tak myślałam -mruknęła do siebie.- Słuchaj, nie można dopuścić żeby mój popaprany kuzynek się do niej dorwał. Był już z wieloma dziewczynami i wszystkim jak leci złamał serce. Nie chcę, żeby Tatia była kolejną zranioną -burknęła Carmen.
Słuchałam jej lekko wstrząśnięta. Kiedy powiedziała "Rozumiesz?" pokiwałam głową, a Black odeszła jakby nigdy nic. Patrzyłam za nią zdziwiona. W końcu otrząsnęłam się i poszłam do Pokoju Wspólnego Puchonów.
*perspektywa Quercy'iego Salvador*
Szedłem ulicą Śmiertelnego Nokturnu. Szukałem pewnego ciecia, z którym miałem się tu spotkać. "Przeczucie" podpowiedziało mi, że znajdę go w "Brudnym Korycie". Wlazłem więc do baru i rozejrzałem się dookoła.
-Quer! -Usłyszałem znajomy głos.
Spojrzałem na bar, przy którym siedział Barty Crouch Junior. No tak. Jak zwykle przy wodopoju.... Podszedłem do niego i uścisnęliśmy sobie przyjacielsko dłonie. Usiadłem obok Śmierciożercy i zamówiłem Ognistą.
-Jak tam sprawy? -Zagadnął Junior.
-W miarę. Siostrzyczka leży nieprzytomna w Skrzydle Szpitalnym, więc mam z nią spokój -mruknąłem upijając trochę Whisky.
Barty się zaśmiał.
-Co się stało!? -Prychnął.
-Młody Malfoy walnął ją tłuczkiem na meczu -odparłem obojętnie.
-Miło z jego strony -mruknął.- Ja z kolei mam złe wieści.
-Co jest?
-Bellatrix pomogła uwolnić się Ian'owi. Powiem ci, że nie był zadowolony kiedy nie zastał córci w domu -odparł brunet.
Przetarłem dłonią twarz ze zmęczenia.
-No to się zaczęło -burknąłem ponuro.
-Myślisz, że znowu zacznie zabiajać mugoli?
-Wydaje mi się, że nie jest aż taki głupi. Jest już za to mocno wkurzony, bo nie wie gdzie jest Tatia. Jak ją znajdzie to po prostu postawi jej ultimatum i to by było na tyle -wyjaśniłem spokojnie.
-A co z tobą? -Spytał, patrząc na mnie.
-Ze mną? Mnie pewnie zabije za to, że ukryłem Tatię -odparłem.
-Czyli jednym słowem: dupa.
-Taa... -mruknąłem patrząc przed siebie tępo. Zapadła cisza.- gdzie jest Stephanie? -Zapytałem po chwili, budząc się z zadumy.
-Śledzi twojego tatuśka -odparł Barty.
-Powaliło ją!? -Wypaliłem zszokowany.
-Chyba tak -zaśmiał się.- Hej, a ta Suzan... Powiedziała prawdę Tatii?
-Chyba nie, bo nadal się przyjaźnią.
-A myślisz, że przestaną? -Zdziwił się.
-No jasne! Przecież to była fałszywa przyjaźń.
-W sumie... -przyznał mi rację i napił się piwa, stojącego przed nim.
-Ja tam o Sparks się nie martwię. Obawiam się, że Tatia mnie znienawidzi -burknąłem.
-Niby dlaczego?
-Ustawiłem jej całe życie! Odciąłem ją od prawdziwej rodziny i zamiast tego wcisnąłem ją między mugoli, spowodowałem, że w szkole nazywają ją szlamą, choć nią nie jest. Ukrywałem się przez całe jej życie, zamiast być przy niej. Sprawiłem jej tak jakby sztuczną przyjaciółkę! -Ryknąłem.- Brakuje tylko, żebym, namówił jakiegoś porządnego ciecia, żeby się z nią ślub wziął -dodałem ponuro.
Junior zaczął się śmiać. No tak. Bo jego to bawi. W końcu to nie on zrujnował pół życia swojej siostry...
Dopiłem Ognistą i pożegnałem się z Barty'm. Wyszedłem z "Brudnego Koryta" i udałem się.... Przed siebie. Nie miałem bowiem określonego celu.
-Nawet się nie przywitasz? -Usłyszałem lodowaty głos za sobą.
Szybko odwróciłem się i spojrzałem z przerażeniem na bladą twarz mężczyzny o czarnych jak noc włosach.
-Ian -szepnąłem.




____________________________________________________________ 
Taa daaam! :D
Możecie być ze mnie dumni! Przepisałam sama! Po kryjomu jak nikt nie patrzył, ale sama! :D
Uhuhu! Dobiliśmy do tysiąca! *u* Jestem z nas dumna!
(Jaram się, bo poprzedni blog aż takim powodzeniem się nie cieszył...)
Rozdział dedykują Szerszeniowi za tak zacne wymuszanie następnego wpisu :D 
Całusy :*
P.S. Wybaczcie za krótką notkę. Tatia w Skrzydle i nie mam co pisać :D Natsępny będzie dłuższy. OBIECUJĘ! 
~Tatsi

niedziela, 19 maja 2013

12 rozdział " Połamane żebra i wstrząs mózgu ! Gratulacje . "

Minęło już kilka tygodni od pamiętnego wysadzenia schowka Filch'a . Na szczęście kara u Snape'a się skończyła , a ja mogę bezwstydnie wydrzeć się na George'a (bądź Rose) , że musiałam kiblować w sumie bez żadnej przyczyny .
Draco dał na luz i znów przycichł . Nie żremy się od czasu jak mu nienaturalnie powiększyłam siekacze. On się nie odzywa do mnie , ja do niego , Hogwart'u nie rozsadziło , więc jest w miarę dobrze .
Gniewam się jedynie na Quercy'iego. Menda nadal nie chce mi powiedzieć czegoś więcej o Ianie. Z kolei on oczekuję ode mnie , że nikomu nie powiem , że nie istnieje ktoś taki jak Dean Thomson . Aktualnie nie wiem co mam zrobić w tej sprawie ...
Wielkimi krokami zbliża się mecz  quidditcha ze Ślizgonami . Ściślej mówiąc to gramy jutro ... Przez te tygodnie Cedric nie dawał nam żyć z treningami , żarł się z kapitanami pozostałych drużyn o miejsce na boisku i wymagał abyśmy w wolnym czasie też ćwiczyli ! Szału można dostać , ale lepiej żeby zgadzać się na wszystko , bo Cedric zżera samym wzrokiem .
-Tatia ! Łap ! - Usłyszałam głos Justyna Fincha - Fletchley'a .
Puchon rzucił mi jabłko , a następnie usiadł obok mnie .
-Stresujesz się przed meczem ? - Zagadnął wesoło obrońca Hufflepuff'u.
-Trochę . Tym bardziej , że gramy ze Ślizgonami - wyznałam , zamykając książkę ,którą właśnie czytałam. -A ty ? - Spytałam i ugryzłam czerwone jabłko , które właśnie dostałam .
-Ja strasznie ! - powiedział. - Ale mając taką drużynę zdziwiłbym się gdybyśmy przegrali !
-Czy ja wiem ... - zaśmiałam się .
-Trzeba trzymać się dobrej myśli ! - Powiedział Justyn i odszedł radośnie .
Prychnęłam tylko i weszłam do zamku. Był już wieczór , więc przydałoby się wykąpać i wyspać przed jutrzejszym dniem. Ruszyłam więc tyłek i poszłam do Pokoju Wspólnego Puchonów .
* Następnego dnia *

Obudziłam się rześka i pełna energii . Szybko wygramoliłam się z łóżka i ubrałam się w zielone rybaczki oraz białą podkoszulkę. Włosy zgarnęłam w wysokiego kucyka i wypadłam z dormitorim , pędząc na Wielką Salę . Przy puchońskim stole ujrzałam zawodników drużyny Hufflepuffu . Przy stole uczniów domu węża natomiast siedzieli nasi przeciwnicy . Wśród nich kanapki wsuwał Draco . No tak . Jego ojciec przekupił drużynę , aby go przyjęli i tak zostało , ale najgorszy nie jest . Jedynie co to zdegradowali go na pozycję piłkarza , bo jako szukający nie radził sobie dobrze .
Zjadłam śniadanie z innymi Puchonami , po czym Cedric zalecił nam porządnie się rozgrzać. W sumie ... To nie najgorszy pomysł . Bo co innego pozostało mi przed meczem ?
W końcu zabraliśmy swoje miotły i ruszyliśmy do szatni w dziarskich humorach. Na miejscu przebraliśmy się w żółte szaty i czekaliśmy aż Diggory strzeli nam jakąś mowę. O dziwo nie rozgadywał się jak to miał w zwyczaju . Już po 15 minutach byliśmy gotowi ...
W końcu złapałam za swojego Nimbusa i ruszyłam wraz z drużyną na boisko . Od razu rozbrzmiały oklaski i wiwaty.Wskoczyłam na czarną miotłę i wzbiłam się w górę. Od razu uderzył mnie mocny powiew wiatru. Co jak co , ale latanie na miotle to moje ulubione zajęcie . ten przyjemny wietrzyk , który smagał moimi włosami to był strzał w dziesiątkę po stresujących chwilach.
Kiedy są wakacje bardzo rzadko latam na miotle , bo mieszkam wśród mugoli więc nie ma jak .
Ustawiłam się tak jak mi zlecił Cedric , czyli naprzeciw ścigających przeciwnej drużyny .
-To ma być ładna gra ! Słychać !? - Zarzuciła pani Hooch . Kiedy wszyscy pokiwali głowami kobieta o białych włosach rzuciła kaflem i rozległ się gwizdek . Rozpoczął się się harmider wokół czerwonej piłki. W końcu Pic przejął kafla i podał go do mnie. Ja z kolei pognałam w stronę pętli Ślizgonów. Coraz bliżej bramek , coraz bliżej. Wzięłam zamach i rzuciłam . Już myślałam, że zarobimy 10 pkt. , ale nic z tego . Obrońca w zielonej szacie odbił piłkę , którą przejęła Pansy . Prychnęłam i wróciłam na środek boiska . W sumie to później udało mi się zdobyć 2 bramki . Szło nam nawet dobrze.
* perspektywa Draco Malfoy'a * 
 Przegrywamy 30 punktów . Trzeba się postarać , żeby wygrać. Zauważyłem , że tłuczek zmierza na Pansy . Podleciałem więc pod ścigającą i w odpowiednim momencie odbiłem piłkę . Dobry strzał , zaśmiałem sie w myślach i odleciałem zadowolony. Kiedy spojrzałem na trybuny ujrzałem jak wszyscy z otwartymi buziami wstają z miejsc . Co ? To odbicie było aż tak dobre ?? Chyba jednak nie ... Usłyszałem bowiem pisk dziewczyn i krzyk . Odwróciłem się i ujrzałem , że jakaś Puchonka o blond włosach bezwładnie spada na dół. Cholera jasna ! To Tatia !Mimo dobrych chęci Rica , nie udało się mu się złapać dziewczyny. Ja byłem za daleko na takie akcje . Nagle usłyszałem huk . Tatia gruchotnęła o ziemię. Blady jak ściana zleciałem na dół. Chodź słyszałem gratulację innych Ślizgonów ja się nie cieszyłem .
Wokół dziewczyny zgromadzili się Puchoni . Szybko rozgoniła ich pani Hooch , która przerażona przyleciała na miejsce zdarzenia . Puchonka była nieprzytomna. Modliłem się , żeby TYLKO straciła przytomność. Pani profesor wzięła Tati i zaczęła taszczyć ją w stronę zamku krzycząc "Z drogi ! Zejdź , bo tłuczkiem dostaniesz !" Ten incydent tak wszystkich zszokował , że na trybunach zapadł cisza .
W końcu postanowiono , że mecz jest odwołany . Drużyna Hufflepuffu rzuciła się biegiem do Skrzydła Szpitalnego . Zauważyłem , że na czele pielgrzymki gna , Suzan . Boże ! Co ja zrobiłem !? Rozbawieni tą wrzawą Ślizgoni poklepywali mnie po plecach . Ja natomiast poleciałem do zamku wkurzony na samego siebie . Wbiegłem do Pokoju Wspólnego , ale nie mogłem tam usiedzieć przez wyrzuty sumienia . Wpadłem do dormitorium i rzuciłem się w łóżko . Nerwowo zerkałem na sklepienie sufitu . Nagle do pokoju wpadł uradowany Zabini .
-No ! Gratulację , Smoku ! - Zawył z uciechy .
-Odwal się ! - Bąknęłam.
- Co ? Nie cieszysz się , że w końcu oberwało się tej szlamie ? - Zapytał sarkastycznie , siadając na swoim łóżku .
rwany emocjami wstałem gwałtownie .
-To nie jest SZLAMA ! - Ryknąłem głośno - Nie rozumiesz ?
Jej rodzicami tak naprawdę nie są mugole ! Tatia urodziła się w czysto krwistej rodzinie czarodziei . Ojciec mi mówił , że jej tata był równym gościem póki go w Azkabanie nie zamknęli .
Zabini był mocno zszokowany.
-Za co go przymknęli ? - Wydusił w końcu z siebie.
-Bo był mordercą ! - Syknąłem. - Zabił swoją żonę , a wcześniej wielu mugoli . teraz uciekł i szuka Tatii - dodałem .
-Ale ... Przeciez mówili , że uciekła Bellatrix .
-Bo to prawda . Dziś miała mu pomóc się uwolnić !
-Skąd to wiesz ? - Spytał zdziwiony Blaise .
-Ojciec Tatii jest jedyny z najwierniejszych Śmierciożerców . Mój stary jest jego przyjacielem , a Bellatrix moją ciocią .Siła rzeczy - odparłem .
- Ale po co szuka Tatii ?
-Bo chce , żeby i ona była Śmierciożercą . Jak on i brat Tatii - wytłumaczyłem ciszej. - Jej matka nie chciała wstąpić w kręgi Voldemorta więc ją zabił . Braciszek stchórzył , że go zaavaduje więc wkroczył między armię Czarnego Pana . Zdążył tylko wcisnąć Tatię między mugoli , żeby ją ukryć przed ojcem .
-Osz kurde - mruknął Blaise .
-Ojciec zakazał mi obrażać kogokolwiek z Salvadorów.
Ja z kolei zabraniam tobie ubliżania Tatii ! - Warknąłem.
-Pff . Dziewczyna to zapewne zielsko po matce . Nie zgodzi - powiedział spokojnie Zabini , opierając sie o ścianę .
Nie odpowiedziałem na tę uwagę . Wziąłem jedynie głęboki wdech i wszedłem do łazienki .
Kilka godzin później wymknąłem się z Pokoju Wspólnego Ślizgonów i popędziłem do Skrzydła Szpitalnego . Zajrzałem do środka i ujrzałem na jednym z łóżek Tatię . Wyglądała jakby spała . Był to jednak bardzo głęboki sen . Chciałem wejść do środka , ale przede mną stanęła pani Pomfrey .
-A ty dokąd , kochasiu ? Dajcie jej już spokój - wypaliła kobieta . Pielęgniarka przyjrzała mi się  dokładnie . - A czy to nie ty uderzyłeś ją piłką ? - Spytała podejrzliwie.
Pokiwałem niemrawo głową .
- No to ładnie ją urządziłeś ! Połamane żebra i wstrząs mózgu ! Gratulacje!
- Żałuję - powiedziałem cicho . - Wiadomo kiedy się obudzi ?
-Szczerze mówiąc to nie wiem . Sam upadek z kilkunastu metrów to nic fajnego . Pewne jest , że pośpi sobie z kilka dni - oznajmiła łagodniejszym tonem . 
- Czy ... Czy mogę zostać na chwilę ? - Spytałem cicho.
Kobieta w białym kitlu westchnęła i usunęła się z drogi .
Kiwnąłem głową w podzięce i ruszyłem w stronę łóżka Tatii .
Spojrzałem z żalem na dziewczynę i usiadłem na krześle obok . Złapałem Salvador za dłoń .
-Przepraszam - szepnąłem wpatrzony w jej spokojną twarz . Przysunąłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole . Puściłem dłoń i oparłem się o krzesło . Po jakimś czasie zasnąłem ....
Obudziła mnie czyjaś ręka na moim ramieniu . Kiedy otworzyłem oczy i spojrzałem na tą osobę, cały kolor zszedł mi z twarzy. Zerwałem się z krzesła i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że zasnąłem przy Tatii w Skrzydle .Mam przejebane, pomyślałem.



____________________________________________________________
I jest 12 rozdział . Przepraszam za zwłokę . Mam szlaban na komputer , więc nie mam jak dodawać postów. Ten oto rozdział pojawił się przez moje kochane słoneczko. Dziewczyna przepisała moje hieroglify , więc dziękuję jej za to baaardzo !
Kocham was pottero - maniacy za wyświetlenia i czekam na komentarze !
~Tatsi 


sobota, 4 maja 2013

11 rozdział "Na koniec kup mi lody, aby upamiętnić ten świetny dzień brata i siostry!"

Zakryłam dłonią usta, aby nie wydać z siebie przeraźliwego jęku. Przede mną stał mój brat, który podszywał się za nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Ta wiadomość wstrząsnęła mną tak bardzo, że przez dłuższą chwilę nie mogłam nic powiedzieć.
-Ja mogę się wytłumaczyć -zaczął zielonooki. Uniosłam dłoń na znak żeby się zamknął.
-Ty... Ty mnie okłamałeś. Zostawiłeś i okłamałeś -wybełkotałam ze łzami w oczach.
-Ja cię chroniłem! -Bronił się.
-Jesteś kłamcą! Parszywym kłamcą! -Pisnęłam i zaczęłam cofać się do drzwi.
-O nie! Wypraszam sobie! Tylko nie kłamca! -Oburzył się.
-Przez wszystkie lata... Byłam przekonana, że jestem jedynaczką... A-a co z rodzicami? -Wydukałam uświadamiając coś sobie.
-Twoimi rodzicami nie są Miranda i William -bąknął, patrząc w podłogę.
-Charlotte i Ian? -Zapytałam, a w sumie upewniłam się, gdyż słyszałam rozmowę Dumbledore'a i McGonagall.
Brunet z początku się zdziwił, ale pokiwał głową. Odłożyłam połówkę fotografii i pospiesznie wyszłam z dormitorium. Za mną wybiegł Quercy.
-Tatia! -Zawołał za mną.- Daj mi wytłumaczyć! -Poprosił. Ja jednak szłam dalej.
-Nie ma co wyjaśniać -bąknęłam.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Wierciłam się niespokojnie, myśląc o tym co usłyszałam. Byłam zszokowana faktem, że pod moim nosem kręcił się mój rodzony brat, a ja nie miałam o tym pojęcia. Miałam tyle pytań, tyle wątpliwości. W tym momencie jednak nie zwrócę się do Deana, czy tam Quercy'iego. Szczerze mówiąc to nie chcę go widzieć na oczy. Jednak to nie koncert życzeń, a ja jak na złość, muszę go widywać dzień w dzień.
Jakoś wytrwałam do rana. Zdrapałam się z łóżka. Dziewczyny zaczynały się już budzić. Zrobiłam jedynie szybki rekonesans swojego wyglądu, bo byłam całkiem nie w humorze. Wyszłam z łazienki w krótkich spodenkach i niebieskiej podkoszulce. Na ramiona zarzuciłam długi biały sweter. Włosy związałam w koka na czubku głowy. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wiązać buty.
-Tatia! -Zawołała Hanna.- Wyglądasz jak wrak człowieka!
-Przepraszam. Nie mogłam spać -bąknęłam i szybko wyszłam z dormitorium. Pognałam w stronę Wielkiej Sali.
Wchodząc do pomieszczenia rzuciłam okiem na stół nauczycieli. Tak, parszywy kłamca zwany Dean'em siedzi spokojnie i wpiernicza parującą  jajecznicę. A niech cię muchy zeżrą, pomyślałam. Prychnęłam tylko i zajęłam miejsce przy stole Puchonów.
-Coś się stało? -Zapytał Cedric. Zawsze przejmował się moim nastrojem i wiecznie wypytywał co się dzieje, gdy byłam w złym humorze. Trzeba przyznać, że miał do tego nosa. Choć teraz nie potrzeba wielkiego umysłu żeby dostrzec, że coś się stało.
- N-nieważne -bąknęłam i nałożyłam sobie parówkę na talerz.
-Po twoim stanie widzę, że ważne -Diggory położył dłoń na mojej ręce.- Powiedz.
-Nie chcę o tym mówić -warknęłam i strzepałam jego rękę. Zajęłam się śniadaniem.
Zrezygnowany blondyn westchnął i również zaczął jeść. Chwilę później poczułam czyiś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciłam się z bułką w gębie i ujrzałam czarną szatę Thomsona.
-Porozmawiajmy -powiedział poważnie.
-Nie ma o czym -bąknęłam i odwróciłam się. Uczniowie dookoła patrzyli się na nas jak na idiotów. Ja z kolei zignorowałam "nauczyciela".
-Jest o czym i ty dobrze o tym wiesz -powiedział cicho.
Westchnęłam głośno i powoli odeszłam od stołu. Poszłam za "Thomsonem", który wyprowadził mnie z Sali. Weszliśmy do jakiejś starej klasy. Ja usiadłam na brudnej ławce i spojrzałam na faceta.
-Słucham -powiedziałam obojętnie, machając nogami w przód i tył.
-Wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale nie powinniśmy się teraz gniewać na siebie -zaczął.
-Oj. Masz rację -westchnęłam sztucznie.- Chodź braciszku! Zabierz mnie na karuzelę, kup mi popcorn i porzucajmy go kaczkom. Na koniec kup mi lody, aby upamiętnić ten świetny dzień brata i siostry! -Powiedziałam.
-Nie żartuj sobie teraz! -Warknął.
-To chyba ty sobie żartujesz! Oczekujesz, że ot tak nie będę się na ciebie złościć?
-No... W sumie nie, ale postaraj się. Ian może wykorzystać każdą chwilę słabości -powiedział.
-Dlaczego tak mnie chcesz przed nim bronić?
-Ponieważ.... Ona chce cię zabić -odparł ponuro.
-Co!? -Ryknęłam.- Ale dlaczego? -Spytałam cicho.
-Muszę iść -powiedział pospiesznie i szybko wyszedł z pomieszczenia. Ja natomiast stałam na środku starej klasy i patrzyłam jak drzwi się zamykają za moim bratem. Nie pojmowałam dlaczego mój własny ojciec chce mnie zabić. Wiedziałam jednak, że Quercy szybko mi tego nie powie. Sama się więc dowiem...
*perspektywa Draco Malfoy'a*
Pierwsze było zielarstwo z Krukonami, więc poszedłem pod szklarnię wraz z Blaise'm. Dziś Tatia miała dać mi książkę. Nie mieliśmy dzisiaj jednak żadnych zajęć wspólnie. Szedłem właśnie korytarzem i ujrzałem blond Puchonkę. Na mój widok uśmiechnęła się delikatnie i sięgnęła po coś do torby. Wiedziałem o  co chodzi. Nie chciałem jednak żeby Zabini o tym wiedział. Tatia w sumie też była tego samego zdania co ja. Kiedy przechodziłem obok blondynki, ta wepchnęła mi do ręki książkę. Nikt oprócz jej przyjaciółki i mnie  tego nie zauważył. Odwróciłem się za blondynką. Ona na chwilę spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Czar prysł, bo Blaise szarpnął mnie za ramię, mówiąc żebyśmy się pospieszyli. Odchrząknąłem i wsunąłem książkę do torby.
-Idziesz? -Zapytał.
-Tak, tak -bąknąłem i ruszyłem na zajęcia.
*perspektywa Tatii Salvador*
Czas miałam dopiero wieczorem. Zadania, trening i nauka dają swoje. Finał finałów padłam na fotel przed kominkiem i zamknęłam oczy. Dzięki obowiązkach szkolnych zapomniałam o rozmowie z Quercy'm. Dobrze. Nie lubię o tym myśleć. Nie mam ochoty... Teraz mogłam się zrelaksować. Zamknęłam oczy i czekałam aż płomień z kominka ogrzeje moją twarz.
-Tatia? -Usłyszałam znajomy głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Suzan.
-Obecna -mruknęłam i ponownie zamknęłam ślepia.
-Co ci dzisiaj mówił pan Thomson? -Spytała siadając na podręczu fotela obok. Chciałam się wymigać od odpowiedzi, ale Su za długo mnie zna, żeby nabrać się na moje sztuczki.- Proszę cię. Chcę wiedzieć.
Westchnęłam zrezygnowana. Usiadłam prosto.
-Dobrze -powiedziałam.- Ale nie na trzeźwo -dodałam z uśmiechem.
Przyjaciółka zaśmiała się i poszła do dormitorium, żeby po chwili wrócić z butelką wypełnioną bursztynowym płynem. Upiłam łyk Whisky i zaczęłam opowiadać Suzan o tym co się ostatnio wydarzyło między mną a "Dean'em". Kiedy skończyłam dziewczyna była w ciężkim szoku.
-Jak to!? Czyli nasz nauczyciel od OPCM'u jest twoim bratem!? -Powtórzyła z niedowierzaniem. Ja pokiwałam głową i napiłam się ognistej.- Ale jazda -powiedziała z uśmiechem.
-Bez trzymanki -dodałam uradowana.

Następnego dnia siedziałam na zewnątrz na ławeczce i czytałam jakąś książkę, którą wzięłam na chybił trafił z biblioteki. Zagłębiałam się w lekturze kiedy doszły do moich uszu dzikie śmiechy. Uniosłam wzrok znad książki i ujrzałam Draco, który siedział na drzewie z pożyczoną ode mnie książką w ręku. Pod drzewem stała grupka Ślizgonów. Na ich twarzach malowała się nie mała radocha. Usłyszałam, że Malfoy nabija się z mojej książki. Zamknęłam z hukiem księgę, którą właśnie czytałam i podeszłam pod drzewo.
-Co za idioci to czytają? -Trafiłam właśnie na recenzję "Romea i Julii" w wykonaniu Draco.
-Dziękuję -odezwałam się nie zważając na komentarze Ślizgonów. Tleniony spojrzał na mnie lekko zakłopotany. Z bladym uśmiechem zabrałam książkę z jego rąk.- To po co czytasz!? -Ryknęłam.
Uczniowie domu węża zachichotali. Punkt dla mnie. Draco zrobił zadufaną minę.
-Myślałam, że będzie ciekawe, ale to jednak chłam -odgryzł się.
-Jakbyś nie wiedział to każdy ma swój gust, a że ty zapomniałeś jak wyglądają literki i tego nie przeczytałeś to już twoja sprawa -warknęła, i odeszłam szybko.
I znowu wracam z Draco na wojenną ścieżkę. Dowodem tego była kolejna kłótnia, która zapadła w pamięć wielu uczniom. Po obiedzie bowiem przechodziłam obok Mafloy'a i jego mafii. "Przypadkiem" usłyszałam ich rozmowę... Tak w woli ścisłości to tleniony specjalnie mówił głośno, abym usłyszała to o czym dyskutują..
-Charlie, opowiedzieć ci dowcip? -Zaczął Draco z chytrym uśmieszkiem.
-Dajesz.
-Hufflepuff -powiedział tleniony, a wszyscy wokół zaczęli się śmiać.
Złość we mnie wezbrała. Odwróciłam się do grupki Ślizgonów. Malfoy uśmiechał się znacząco.
-Znowu zaczynasz? -Ryknęłam podchodząc trochę.
-A czy my kiedyś skończyliśmy?
-Myślałam, że jesteś inny, ale jednak okazałeś się gburem -powiedziałam głośno, dźgając go różdżką po mostku, Chłopak strzepał mój magiczny kij z jego klatki piersiowej i obdarzył mnie morderczym wzrokiem
-Masz jakiś problem, Salvador? -Warknął.
-Tak. To ty!
-O popatrz. Podobno z problemem najlepiej jest się przespać -mruknął z uwodzicielskim uśmiechem.
Wkurzona uniosłam różdżkę i wycelowałam w blondyna.
-Densaugeo -powiedziałam, a przednie zęby Malfoy'a zaczęła się wydłużać. Zachichotałam tylko i odeszłam pospiesznie. Daleko nie zaszłam, bo chwilę później przede mną stała wkurzona pani Sprout.
-Tatiano! -Zaskrzeczała. Ja zrobiłam się cała czerwona. Spuściłam pokornie głowę w dół.- Puchoni utracili właśnie 20 punktów. Masz coś do powiedzenia?
Korciło mnie, żeby powiedzieć "Należało mu się.", ale za to miałabym kolejne 20 pkt w plecy. Postanowiłam ugryźć się w język.
-Przepraszam -bąknęłam.
-I znowu to samo.. -westchnęła Pomona.-Nie mnie masz przepraszać tylko jego -kobieta wskazała na Malfoy'a z długimi jedynkami. Prychnęłam śmiechem. Przechodząc obok niego mruknęłam "Przepraszam" i odeszłam uradowana ze swojego czynu.







______________________________________________________________
Maskara. Brak weny, brak weny i jeszcze raz BRAK WENY.
Ładowałam tu co bądź, bo już nie mogłam patrzeć na te trzy linijki notatki, która tkwiła w archiwum od tygodnia! :D
~Tatsi