Zakryłam dłonią usta, aby nie wydać z siebie przeraźliwego jęku. Przede mną stał mój brat, który podszywał się za nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Ta wiadomość wstrząsnęła mną tak bardzo, że przez dłuższą chwilę nie mogłam nic powiedzieć.
-Ja mogę się wytłumaczyć -zaczął zielonooki. Uniosłam dłoń na znak żeby się zamknął.
-Ty... Ty mnie okłamałeś. Zostawiłeś i okłamałeś -wybełkotałam ze łzami w oczach.
-Ja cię chroniłem! -Bronił się.
-Jesteś kłamcą! Parszywym kłamcą! -Pisnęłam i zaczęłam cofać się do drzwi.
-O nie! Wypraszam sobie! Tylko nie kłamca! -Oburzył się.
-Przez wszystkie lata... Byłam przekonana, że jestem jedynaczką... A-a co z rodzicami? -Wydukałam uświadamiając coś sobie.
-Twoimi rodzicami nie są Miranda i William -bąknął, patrząc w podłogę.
-Charlotte i Ian? -Zapytałam, a w sumie upewniłam się, gdyż słyszałam rozmowę Dumbledore'a i McGonagall.
Brunet z początku się zdziwił, ale pokiwał głową. Odłożyłam połówkę fotografii i pospiesznie wyszłam z dormitorium. Za mną wybiegł Quercy.
-Tatia! -Zawołał za mną.- Daj mi wytłumaczyć! -Poprosił. Ja jednak szłam dalej.
-Nie ma co wyjaśniać -bąknęłam.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Wierciłam się niespokojnie, myśląc o tym co usłyszałam. Byłam zszokowana faktem, że pod moim nosem kręcił się mój rodzony brat, a ja nie miałam o tym pojęcia. Miałam tyle pytań, tyle wątpliwości. W tym momencie jednak nie zwrócę się do Deana, czy tam Quercy'iego. Szczerze mówiąc to nie chcę go widzieć na oczy. Jednak to nie koncert życzeń, a ja jak na złość, muszę go widywać dzień w dzień.
Jakoś wytrwałam do rana. Zdrapałam się z łóżka. Dziewczyny zaczynały się już budzić. Zrobiłam jedynie szybki rekonesans swojego wyglądu, bo byłam całkiem nie w humorze. Wyszłam z łazienki w krótkich spodenkach i niebieskiej podkoszulce. Na ramiona zarzuciłam długi biały sweter. Włosy związałam w koka na czubku głowy. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wiązać buty.
-Tatia! -Zawołała Hanna.- Wyglądasz jak wrak człowieka!
-Przepraszam. Nie mogłam spać -bąknęłam i szybko wyszłam z dormitorium. Pognałam w stronę Wielkiej Sali.
Wchodząc do pomieszczenia rzuciłam okiem na stół nauczycieli. Tak, parszywy kłamca zwany Dean'em siedzi spokojnie i wpiernicza parującą jajecznicę. A niech cię muchy zeżrą, pomyślałam. Prychnęłam tylko i zajęłam miejsce przy stole Puchonów.
-Coś się stało? -Zapytał Cedric. Zawsze przejmował się moim nastrojem i wiecznie wypytywał co się dzieje, gdy byłam w złym humorze. Trzeba przyznać, że miał do tego nosa. Choć teraz nie potrzeba wielkiego umysłu żeby dostrzec, że coś się stało.
- N-nieważne -bąknęłam i nałożyłam sobie parówkę na talerz.
-Po twoim stanie widzę, że ważne -Diggory położył dłoń na mojej ręce.- Powiedz.
-Nie chcę o tym mówić -warknęłam i strzepałam jego rękę. Zajęłam się śniadaniem.
Zrezygnowany blondyn westchnął i również zaczął jeść. Chwilę później poczułam czyiś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciłam się z bułką w gębie i ujrzałam czarną szatę Thomsona.
-Porozmawiajmy -powiedział poważnie.
-Nie ma o czym -bąknęłam i odwróciłam się. Uczniowie dookoła patrzyli się na nas jak na idiotów. Ja z kolei zignorowałam "nauczyciela".
-Jest o czym i ty dobrze o tym wiesz -powiedział cicho.
Westchnęłam głośno i powoli odeszłam od stołu. Poszłam za "Thomsonem", który wyprowadził mnie z Sali. Weszliśmy do jakiejś starej klasy. Ja usiadłam na brudnej ławce i spojrzałam na faceta.
-Słucham -powiedziałam obojętnie, machając nogami w przód i tył.
-Wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale nie powinniśmy się teraz gniewać na siebie -zaczął.
-Oj. Masz rację -westchnęłam sztucznie.- Chodź braciszku! Zabierz mnie na karuzelę, kup mi popcorn i porzucajmy go kaczkom. Na koniec kup mi lody, aby upamiętnić ten świetny dzień brata i siostry! -Powiedziałam.
-Nie żartuj sobie teraz! -Warknął.
-To chyba ty sobie żartujesz! Oczekujesz, że ot tak nie będę się na ciebie złościć?
-No... W sumie nie, ale postaraj się. Ian może wykorzystać każdą chwilę słabości -powiedział.
-Dlaczego tak mnie chcesz przed nim bronić?
-Ponieważ.... Ona chce cię zabić -odparł ponuro.
-Co!? -Ryknęłam.- Ale dlaczego? -Spytałam cicho.
-Muszę iść -powiedział pospiesznie i szybko wyszedł z pomieszczenia. Ja natomiast stałam na środku starej klasy i patrzyłam jak drzwi się zamykają za moim bratem. Nie pojmowałam dlaczego mój własny ojciec chce mnie zabić. Wiedziałam jednak, że Quercy szybko mi tego nie powie. Sama się więc dowiem...
*perspektywa Draco Malfoy'a*
Pierwsze było zielarstwo z Krukonami, więc poszedłem pod szklarnię wraz z Blaise'm. Dziś Tatia miała dać mi książkę. Nie mieliśmy dzisiaj jednak żadnych zajęć wspólnie. Szedłem właśnie korytarzem i ujrzałem blond Puchonkę. Na mój widok uśmiechnęła się delikatnie i sięgnęła po coś do torby. Wiedziałem o co chodzi. Nie chciałem jednak żeby Zabini o tym wiedział. Tatia w sumie też była tego samego zdania co ja. Kiedy przechodziłem obok blondynki, ta wepchnęła mi do ręki książkę. Nikt oprócz jej przyjaciółki i mnie tego nie zauważył. Odwróciłem się za blondynką. Ona na chwilę spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Czar prysł, bo Blaise szarpnął mnie za ramię, mówiąc żebyśmy się pospieszyli. Odchrząknąłem i wsunąłem książkę do torby.
-Idziesz? -Zapytał.
-Tak, tak -bąknąłem i ruszyłem na zajęcia.
*perspektywa Tatii Salvador*
Czas miałam dopiero wieczorem. Zadania, trening i nauka dają swoje. Finał finałów padłam na fotel przed kominkiem i zamknęłam oczy. Dzięki obowiązkach szkolnych zapomniałam o rozmowie z Quercy'm. Dobrze. Nie lubię o tym myśleć. Nie mam ochoty... Teraz mogłam się zrelaksować. Zamknęłam oczy i czekałam aż płomień z kominka ogrzeje moją twarz.
-Tatia? -Usłyszałam znajomy głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Suzan.
-Obecna -mruknęłam i ponownie zamknęłam ślepia.
-Co ci dzisiaj mówił pan Thomson? -Spytała siadając na podręczu fotela obok. Chciałam się wymigać od odpowiedzi, ale Su za długo mnie zna, żeby nabrać się na moje sztuczki.- Proszę cię. Chcę wiedzieć.
Westchnęłam zrezygnowana. Usiadłam prosto.
-Dobrze -powiedziałam.- Ale nie na trzeźwo -dodałam z uśmiechem.
Przyjaciółka zaśmiała się i poszła do dormitorium, żeby po chwili wrócić z butelką wypełnioną bursztynowym płynem. Upiłam łyk Whisky i zaczęłam opowiadać Suzan o tym co się ostatnio wydarzyło między mną a "Dean'em". Kiedy skończyłam dziewczyna była w ciężkim szoku.
-Jak to!? Czyli nasz nauczyciel od OPCM'u jest twoim bratem!? -Powtórzyła z niedowierzaniem. Ja pokiwałam głową i napiłam się ognistej.- Ale jazda -powiedziała z uśmiechem.
-Bez trzymanki -dodałam uradowana.
Następnego dnia siedziałam na zewnątrz na ławeczce i czytałam jakąś książkę, którą wzięłam na chybił trafił z biblioteki. Zagłębiałam się w lekturze kiedy doszły do moich uszu dzikie śmiechy. Uniosłam wzrok znad książki i ujrzałam Draco, który siedział na drzewie z pożyczoną ode mnie książką w ręku. Pod drzewem stała grupka Ślizgonów. Na ich twarzach malowała się nie mała radocha. Usłyszałam, że Malfoy nabija się z mojej książki. Zamknęłam z hukiem księgę, którą właśnie czytałam i podeszłam pod drzewo.
-Co za idioci to czytają? -Trafiłam właśnie na recenzję "Romea i Julii" w wykonaniu Draco.
-Dziękuję -odezwałam się nie zważając na komentarze Ślizgonów. Tleniony spojrzał na mnie lekko zakłopotany. Z bladym uśmiechem zabrałam książkę z jego rąk.- To po co czytasz!? -Ryknęłam.
Uczniowie domu węża zachichotali. Punkt dla mnie. Draco zrobił zadufaną minę.
-Myślałam, że będzie ciekawe, ale to jednak chłam -odgryzł się.
-Jakbyś nie wiedział to każdy ma swój gust, a że ty zapomniałeś jak wyglądają literki i tego nie przeczytałeś to już twoja sprawa -warknęła, i odeszłam szybko.
I znowu wracam z Draco na wojenną ścieżkę. Dowodem tego była kolejna kłótnia, która zapadła w pamięć wielu uczniom. Po obiedzie bowiem przechodziłam obok Mafloy'a i jego mafii. "Przypadkiem" usłyszałam ich rozmowę... Tak w woli ścisłości to tleniony specjalnie mówił głośno, abym usłyszała to o czym dyskutują..
-Charlie, opowiedzieć ci dowcip? -Zaczął Draco z chytrym uśmieszkiem.
-Dajesz.
-Hufflepuff -powiedział tleniony, a wszyscy wokół zaczęli się śmiać.
Złość we mnie wezbrała. Odwróciłam się do grupki Ślizgonów. Malfoy uśmiechał się znacząco.
-Znowu zaczynasz? -Ryknęłam podchodząc trochę.
-A czy my kiedyś skończyliśmy?
-Myślałam, że jesteś inny, ale jednak okazałeś się gburem -powiedziałam głośno, dźgając go różdżką po mostku, Chłopak strzepał mój magiczny kij z jego klatki piersiowej i obdarzył mnie morderczym wzrokiem
-Masz jakiś problem, Salvador? -Warknął.
-Tak. To ty!
-O popatrz. Podobno z problemem najlepiej jest się przespać -mruknął z uwodzicielskim uśmiechem.
Wkurzona uniosłam różdżkę i wycelowałam w blondyna.
-Densaugeo -powiedziałam, a przednie zęby Malfoy'a zaczęła się wydłużać. Zachichotałam tylko i odeszłam pospiesznie. Daleko nie zaszłam, bo chwilę później przede mną stała wkurzona pani Sprout.
-Tatiano! -Zaskrzeczała. Ja zrobiłam się cała czerwona. Spuściłam pokornie głowę w dół.- Puchoni utracili właśnie 20 punktów. Masz coś do powiedzenia?
Korciło mnie, żeby powiedzieć "Należało mu się.", ale za to miałabym kolejne 20 pkt w plecy. Postanowiłam ugryźć się w język.
-Przepraszam -bąknęłam.
-I znowu to samo.. -westchnęła Pomona.-Nie mnie masz przepraszać tylko jego -kobieta wskazała na Malfoy'a z długimi jedynkami. Prychnęłam śmiechem. Przechodząc obok niego mruknęłam "Przepraszam" i odeszłam uradowana ze swojego czynu.
______________________________________________________________
Maskara. Brak weny, brak weny i jeszcze raz BRAK WENY.
Ładowałam tu co bądź, bo już nie mogłam patrzeć na te trzy linijki notatki, która tkwiła w archiwum od tygodnia! :D
~Tatsi
Hahaha. Ttam sobie umierasz, a Draci tutaj ma długie ząbki. *u* Co do Deana czy tam Quercy'ego to jednak Simin był lepszym bratem. No ale to tak na marginesie. Dracuś czytający Romeo i Julię, a właściwie wyśmiewający... Taa. Ja też tej niby sztuki nie lubię, bo jest psychiczna... Wolę krwawe sceny. A co do żartu to mój ulubionh.
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i ponaglam.
Tak. Bo nie ma to jak się dźgnąć nożem *u* Mam talent ;D Simon, Simon... Czy ja wiem? Ja właśnie bardziej wolę Quercy'iego, bo przede wszystkim mam więcej do tego powodów ;)
UsuńDzięki, dzięki :*
~Tatsi
Hahahah. Nie no suodko wyglądał nieprawdaż? xD. Hym... a ja wiedziałam xD. Tyle, że mi mendo zamydliłaś oczy :PP. Najpierw chce z nią gadać, a później zmienia zdanie, a w sumie urywa i wychodzi. Nie ma to jak otwarcie powiedzieć, że ktoś wygląda jak siedem nieszczęść. A i jeszcze Diggory. Nie ma to jak trzymać zapasy Ognistej w dormitorium :D. Hym... ach ten Dracuś... olśniony Tatią, a później wyśmiewa się z niej... podejście, godne uznania nie ma co xD. Wyjątkowo się zgodzę z Draco... co za idioci to czytają?!... a tak... my. Nie wiem, czym się tu jarać tą książką, to scenariusz, gdzie na końcu giną woo hoo... No, ale mniejsza. Ach ten Malfoy, dowcipniś, nie no rozwala system. A to niby kobieta zmienną jest. Na miejscu Tati, ja bym dostała jeszcze te 20 punktów w plecy, bo ja muszę dodać te swoje trzy grosze. Widok takiego Darocna... bezcenne :D.
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i weny :3.
Sorry za spam :) Zapraszam do mnie http://dra-story.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJest Draco ^^ co prawda w innej odsłonie niż się spodziewałam, ale jest. Szczerze to go popieram co do Romeo i Julii. męczyłam się kiedyś nad ta książką dobre parę tygodni. Nigdy nie zrozumiem jej fenomenu i tego miłosnego absurdu, którym jest przepełniona ;__; ale nie ważne, to tylko moja opinia :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny a fragment o tym, że z problemem najlepiej się przespać rozwalił na maksa xD w ogóle te ich kłótnie są takie słodkie... C:
Jestem ciekawa co to będzie z Ian'em i resztą. Tatia chyba nie umrze? Nie no co ja gadam? Główna bohaterka nie może umrzeć xp