Patrzyłem na Gryfonkę z otwartą buzią. Kiedy tylko ją ujrzałem, z tą samą morderczą miną, od razu wiedziałem, że jestem w ciemnej dupie.
-Co ty tu robisz!? -Zagrzmiała Carmen.
Zerwałem się na równe nogi, przewracając krzesło, na którym siedziałem.
-Ja... Ja tylko... -dukałem zakłopotany.
-Czy ciebie do końca powaliło!? Najpierw zdzieliłeś ją tłuczkiem, a teraz obozujesz przy jej łóżku szpitalnym!? -Warknęła kuzynka.
-Ale ja nie chciałem.... -wymamrotałem skruszony.
-Zabieraj się stąd! -Ryknęła.
Otworzyłem usta, aby zaprotestować, ale po chwili je zamknąłem. Miała rację. Poza tym gdyby mnie kto inny tu zobaczył (na przykład któryś ze Ślizgonów) to miał bym nieźle przerąbane. Wyszedłem więc szybko ze Skrzydła. Okazało się, że jest niedziela rano. Zdziwiony poszedłem do Pokoju Wspólnego. Szybko przebrałem się w dormitorium w świeże ubrania, umyłem i poleciałem na Wielką Salę na śniadanie. Trafiłem na koniec posiłku. W sam raz... Usiadłem obok Pansy i zająłem się jajecznicą na moim talerzu.
*perspektywa Suzan Sparks*
Siedziałam właśnie lekko przygaszona na transmutacji. Profesor McGonagall mówiła coś o zmienianiu królika w kapcie. W sumie to w ogóle nie słuchałam zbytnio co ona do nas mówi. Nie miałam humoru na nic. Byłam zła całą tą aferą z Tatią. Wszyscy się martwią o nią jakby ktoś zamordował człowieka na korytarzu. Tandetnie.
Suma sumarum to eliksiry, które były później miały mi tak samo bezbarwnie, jak inne zajęcia.
W końcu dotrwałam do obiadu. Udałam się na Wielką Salę i usiadłam wśród Puchonów. Jak nigdy panował tam spokój.
-Su -zagadnął Cedric- wiadomo co z Ta...
-Nie -przerwałam mu szybko. Nie chciałam znowu zaczynać tematu pod tytułem: "Co u Tatii?" bądź "Wiadomo kiedy Tatia się obudzi?".
Blondyn pokiwał rozumnie głową i zabrał się za żeberka na swoim talerzu. Sztywno jak na święta. Dokończyłam więc szybko obiad i wstałam od stołu. Chciałam już odejść, ale poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Słucham -burknęłam, odwracając się. Ujrzałam, ku mojemu zdziwieniu, Carmen Black.- Ah, to ty...
-Możemy porozmawiać? -Poprosiła. Nie czekając na moją zgodę wzięła mnie za nadgarstek i wytaszczyła z Sali.- Nie wiem czy wiesz, ale Draco był u Tatii -powiedziała w końcu.
-Teraz już wiem -odparłam zdziwiona.- Po co?
-Właśnie tego chciałam się ciebie zapytać -mruknęła Gryfonka.- Czy oni coś kręcą? -Spytała.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo...
-Nie kłam. Przecież widzę -warknęła.- Jesteś jej najlepszą przyjaciółką. Na pewno coś ci mówiła.
Westchnęłam głęboko i rozejrzałam się dookoła, by upewnić się, że nikogo w pobliżu nie ma.
-Tina mówiła mi, że Malfoy się do niej lekko przystawia -powiedziałam cicho.- Chyba się zakochał -dodałam z uśmiechem.
-Tak myślałam -mruknęła do siebie.- Słuchaj, nie można dopuścić żeby mój popaprany kuzynek się do niej dorwał. Był już z wieloma dziewczynami i wszystkim jak leci złamał serce. Nie chcę, żeby Tatia była kolejną zranioną -burknęła Carmen.
Słuchałam jej lekko wstrząśnięta. Kiedy powiedziała "Rozumiesz?" pokiwałam głową, a Black odeszła jakby nigdy nic. Patrzyłam za nią zdziwiona. W końcu otrząsnęłam się i poszłam do Pokoju Wspólnego Puchonów.
*perspektywa Quercy'iego Salvador*
Szedłem ulicą Śmiertelnego Nokturnu. Szukałem pewnego ciecia, z którym miałem się tu spotkać. "Przeczucie" podpowiedziało mi, że znajdę go w "Brudnym Korycie". Wlazłem więc do baru i rozejrzałem się dookoła.
-Quer! -Usłyszałem znajomy głos.
Spojrzałem na bar, przy którym siedział Barty Crouch Junior. No tak. Jak zwykle przy wodopoju.... Podszedłem do niego i uścisnęliśmy sobie przyjacielsko dłonie. Usiadłem obok Śmierciożercy i zamówiłem Ognistą.
-Jak tam sprawy? -Zagadnął Junior.
-W miarę. Siostrzyczka leży nieprzytomna w Skrzydle Szpitalnym, więc mam z nią spokój -mruknąłem upijając trochę Whisky.
Barty się zaśmiał.
-Co się stało!? -Prychnął.
-Młody Malfoy walnął ją tłuczkiem na meczu -odparłem obojętnie.
-Miło z jego strony -mruknął.- Ja z kolei mam złe wieści.
-Co jest?
-Bellatrix pomogła uwolnić się Ian'owi. Powiem ci, że nie był zadowolony kiedy nie zastał córci w domu -odparł brunet.
Przetarłem dłonią twarz ze zmęczenia.
-No to się zaczęło -burknąłem ponuro.
-Myślisz, że znowu zacznie zabiajać mugoli?
-Wydaje mi się, że nie jest aż taki głupi. Jest już za to mocno wkurzony, bo nie wie gdzie jest Tatia. Jak ją znajdzie to po prostu postawi jej ultimatum i to by było na tyle -wyjaśniłem spokojnie.
-A co z tobą? -Spytał, patrząc na mnie.
-Ze mną? Mnie pewnie zabije za to, że ukryłem Tatię -odparłem.
-Czyli jednym słowem: dupa.
-Taa... -mruknąłem patrząc przed siebie tępo. Zapadła cisza.- gdzie jest Stephanie? -Zapytałem po chwili, budząc się z zadumy.
-Śledzi twojego tatuśka -odparł Barty.
-Powaliło ją!? -Wypaliłem zszokowany.
-Chyba tak -zaśmiał się.- Hej, a ta Suzan... Powiedziała prawdę Tatii?
-Chyba nie, bo nadal się przyjaźnią.
-A myślisz, że przestaną? -Zdziwił się.
-No jasne! Przecież to była fałszywa przyjaźń.
-W sumie... -przyznał mi rację i napił się piwa, stojącego przed nim.
-Ja tam o Sparks się nie martwię. Obawiam się, że Tatia mnie znienawidzi -burknąłem.
-Niby dlaczego?
-Ustawiłem jej całe życie! Odciąłem ją od prawdziwej rodziny i zamiast tego wcisnąłem ją między mugoli, spowodowałem, że w szkole nazywają ją szlamą, choć nią nie jest. Ukrywałem się przez całe jej życie, zamiast być przy niej. Sprawiłem jej tak jakby sztuczną przyjaciółkę! -Ryknąłem.- Brakuje tylko, żebym, namówił jakiegoś porządnego ciecia, żeby się z nią ślub wziął -dodałem ponuro.
Junior zaczął się śmiać. No tak. Bo jego to bawi. W końcu to nie on zrujnował pół życia swojej siostry...
Dopiłem Ognistą i pożegnałem się z Barty'm. Wyszedłem z "Brudnego Koryta" i udałem się.... Przed siebie. Nie miałem bowiem określonego celu.
-Nawet się nie przywitasz? -Usłyszałem lodowaty głos za sobą.
Szybko odwróciłem się i spojrzałem z przerażeniem na bladą twarz mężczyzny o czarnych jak noc włosach.
-Ian -szepnąłem.
____________________________________________________________
Taa daaam! :D
Możecie być ze mnie dumni! Przepisałam sama! Po kryjomu jak nikt nie patrzył, ale sama! :D
Uhuhu! Dobiliśmy do tysiąca! *u* Jestem z nas dumna!
(Jaram się, bo poprzedni blog aż takim powodzeniem się nie cieszył...)
Rozdział dedykują Szerszeniowi za tak zacne wymuszanie następnego wpisu :D
Całusy :*
P.S. Wybaczcie za krótką notkę. Tatia w Skrzydle i nie mam co pisać :D Natsępny będzie dłuższy. OBIECUJĘ!
~Tatsi
Ohh ta ja. No kuźna jakbym się slyszala. Nie lubię jak Malfoy ma gówno we łbie i kilka dziewczyn za sobą. Ale ta Carmen tu to cała Pati. :3 Barty wie jak skrócić popierdzielone sprawy. Poza tym Ian to jakaś cholerna zaraza.
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i ponaglam. :*
Uuu Dracuś się zakochał xD. A Carmelitaa chce go rozdzielić xD. Yyy jestem skołowana... co do jasnej cholery ma do tego wszystkiego Suzan? Poza tym Suzan się piszę Susan... Ale kij. Ciekawe dlaczego ojciec Tati nazywa się Ian... hym... zgadując ma jeszcze niebieskie oczy xD. A tak wtrącając się do koma Patrycji... taa jasne... ha ha ha... prawdziwa Pati nic by z tym nie zrobiła, najwyżej nie podobało by się to jej. A tak pomijając co knowają Sparks i Black? Heh Barty musiał być XD. Ach on wie jak się zachować, ale nazwałaś go cieciem? xDD. No i... czy u cb w niedziele mają zajęcia? Bo wcześniej napisałaś, że Draco zorientował się, że jest niedziele rano. A później opisywałaś zajęcia transmutacji... Ale ok... rozdział mi się podobał xD. Pozdrawiam, kocham i weny ;* !
OdpowiedzUsuńKochanie SZERSZEŃ bardzo dziękuje :* <3
OdpowiedzUsuńJest moc! Dzieje się oj dzieje. Jestem ciekawa czy Tatia przyłączy się do Voldzia >.< fajnie że Malfoy zna prawdę, może to jakoś wpłynie na jego stosunek do Tatii ^^
OdpowiedzUsuńAle że Sus fałszywą frendzią to bym się w życiu nie spodziewała .__. jak to przeczytałam to mi szczena opadła..
PS. sorki, że tak spamuję komentarzami, ale tak super piszesz, że trudno się powstrzymać ;D
Kochanie, nawet nie wiesz jaką sprawiasz mi przyjemność gdy wchodzę na bloggera a tu za każdym razem większa liczba komentarzy *u*
UsuńNaprawdę zależy mi na komentarzach więc jestem Ci wdzięczna ;)
~Tina