Przede mną stanął Bartemiusz Crouch Junior. Byłem naprawdę zszokowany tym faktem. Tak, Barty to mój bliski przyjaciel, ale tak na dobrą sprawę tu nie powinno go być. Zamknęli go jakieś 3 lata temu.
-A ty nie powinieneś być w Azkabanie? -Zapytałem zdziwiony.
-Powinienem -powiedział z nieukrywaną dumą.
Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i uścisnąłem mężczyznę po przyjacielsku, klepiąc go po plecach.
-I tak dobrze cię widzieć, kanalio! -Zaśmiałem się odsuwając się od niego. Spojrzałem na czarnowłosą kobietę, wyraźnie znudzoną.
-Stephanie, po co przyjechałaś? Przecież Ian może nas wszystkich znaleźć!
-Spoko, spoko. On jest na to za głupi.
-Taak? A pamiętasz co było, gdy szukał Charlotte? -Spytałem sarkastycznie.
-Oj tam! Zginęło kilku mugoli. Wielkie rzeczy!
-Quercy -odezwał się Barty.- Wrzuć na luz. Steph ma rację. Nic takiego się nie stało -mruknął opierając się o ścianę za nim.
-Poza tym, że Charlotte nie żyje -bąknąłem ponuro. Pojedyncza łza zakręciła mi się w oku. Szybko wytarłem ją rękawem płaszcza. Na szczęście było ciemno i nikt tego nie zauważył.
*Perspektywa Tatii Salvador*
Obudziłam się dość wcześnie. Do śniadania miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam przejść się po Hogwarcie. Wlazłam do łazienki i okiełznałam swoje włosy, wiążąc je w kucyka na czubku głowy. Ubrałam dżinsowe rybaczki, różową podkoszulkę i niebieskie trampki. Rąbnęłam trochę fluidu na twarz i wyszłam z dormitorium zadowolona. Humor mi dziś dopisywał. Weszłam na Dziedziniec Główny, by odetchnąć świeżym powietrzem i do końca się dobudzić. Magle na murze ujrzałam Dracona. Przyglądał się błonią, na których stacjonowali dementorzy. Nie chciałam przerywać chwili zadumy, więc postanowiłam się wycofać. Odchodząc kopnęłam kamyczek i to mnie zdradziło. Malfoy odwrócił się lekko speszony.
-Co ty tu robisz!? -Wypalił, jakby zawstydzony.
-Tobie mogłabym zadać to samo pytanie -ryknęła. Chwilę później jednak złagodniałam.- Przepraszam. Już sobie idę.
-Nie musisz -mruknął.
-Co robisz? -Zapytałam podchodząc do Ślizgona.
-Przyglądam się, obserwuję, myślę -powiedział zadumany.
-Nad czym? Planujesz skok na Gringotta? -Zaśmiałam się.
-Może.... -powiedział jakbym rozszyfrowała jego plany.- Ej... Słuchaj... Mam do ciebie prośbę.
Zdziwiłam się lekko. Do mnie!? Draco Malfoy ma do mnie prośbę!? A to nowość, zaśmiałam się w myślach i spojrzałam na blondyna zaciekawiona.
-Słucham.
-Mogłabyś pożyczyć mi tą twoją mugolską książkę? -Zapytał z jego sławnym uśmieszkiem, którym zwalał z nóg wszystkie uczennice w Hogwarcie. Mnie on chyba jednak nie ruszał, bo zaczęłam się śmiać.
-Jak mi okładki nie zagniesz to spoko -puściłam mu oczko. Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha. Zrobiłam w sumie to samo. Westchnęłam głęboko i wróciłam do szkoły, zostawiając na dworze Draco.
Chodziłam więc bezsensownie po korytarzach, przyglądając się pustym murom szkoły. Długo jednak nie nacieszyłam się takim widokiem, gdyż na korytarze zaczęli powoli wychodzić uczniowie. Gdzieś po drodze ujrzałam Carmen. Szła w towarzystwie Freda. Rozmawiali wesoło. Kiedy Gryffonka mnie ujrzała, przeprosiła rudzielca i podbiegła do mnie.
-Cześć Tatia -powiedziała z uśmiechem piwnooka.
-Hej. Co tam?
-Eeem.. Chciałam się tylko spytać... -zawahała się lekko, ale po chwili kontynuowała.- Kim był ten chłopak w Hogsmeade?
Automatycznie zrobiło mi się gorąco. Nigdy nikomu o nim nie opowiadałam. Starałam się nawet o nim nie myśleć. Za bardzo mnie skrzywdził, żebym wspominała miłe chwile z nim związane.
- N-nie ważne -bąknęłam pod nosem i chciałam odejść, ale Carmen złapała mnie za ramię.
-Proszę -szepnęła kiedy na nią spojrzałam.
-On mnie po prostu skrzywdził, ok!? -Wybuchłam.- Po tym wszystkim nawet nie chcę mi się o nim myśleć. Nie lubię o nim opowiadać -bąknęłam, a do oczu napłynęły mi łzy. Black'ówna przytuliła mnie mocno.
-Byliście razem? -Zapytała cicho.
Ja tylko pokiwałam głową w ramach potwierdzenia. Wierzchem dłoni wytarłam powoli spływającą łzę po policzku. Odkleiłam się od przyjaciółki i pociągnęłam nosem. Wzięłam głębokie wdech i uśmiechnęłam się sztucznie.
-W życiu trzeba myć twardym, a nie miętkim -zaśmiała się Gryffonka, gładząc mnie po ramieniu. Trochę się rozchmurzyłam, rozbawiona tą radą. W końcu ruszyłam razem z brunetką na Wielką Salę.
Kiedy przywlekłam się z kary od Snape'a (a było już grubo po 22.) byłam mocno padnięta. Rzuciłam się na łóżko, ale nie mogłam usnąć. Wierciłam się przez kilka godzin. W końcu skapitulowałam i zerwałam się z łóżka. Zarzuciłam na ramiona mój ulubiony luźny sweterek i po cichu wyślizgnęłam się z dormitorium. Ciemne korytarze wyglądały trochę strasznie, ale niezlękniona szłam dalej. Nagle z naprzeciwka usłyszałam narastające kroki i ściszone głosy. Zawróciłam więc szybko i schowałam się we wnęce.
-Ależ Albusie! On niedługo ją znajdzie! Nie możemy tak bezczynnie siedzieć -zaskrzeczała profesor McGonagall.
-Ale jeszcze tego nie zrobił, prawda? -Powiedział jak zwykle spokojny dyrektor szkoły.
-A co zrobimy kiedy ją znajdzie? Dziewczyna na pewno nie będzie chciała przejść na złą stronę. Zawziętość ma po matce.
-To prawda -stwierdził Dumbledore.
-Więc śmierć!?
-Może ją oszczędzi -powiedział Albus posępnie.- W końcu Ian jest jej ojcem.
-A Charlotte była jego żoną i jakoś nie dawał jej taryfy ulgowej -zagrzmiała Minerva. Zrobiła małą przerwę i znów kontynuowała.- Myślisz, że warto ufać Quercy'emu?
-A dlaczego niby nie?
-Przecież to Śmierciożerca!
Nastała chwila ciszy. Bałam się, że zorientowali się iż ktoś ich podsłuchuje. Nic podobnego się jednak nie stało, ponieważ pani McGonagall kontynuowała:
-Tatiana już wie? -Zapytała. Na dźwięk własnego imienia twarz mi zbladła, a nogi zrobiły się jak z waty.
-Nie.
-Nic a nic!? -Zdziwiła się pani profesor.
-Nie.
-A ktoś ma w ogóle zamiar jej to wszystko powiedzieć?
-Jest tylko jedna osoba, która powinna jej to wytłumaczyć -odparł Dumbledore.
-Niech zgadnę. Quercy? -Odparła załamana Minerva.
-Otóż to.
Nagle przypomniałam sobie list, pisany przez pana Dean'a Thomsona. Na jego końcu złożył podpis składający się z samych inicjałów. Pierwsza ich litera to Q. Na tą właśnie literę zaczynało się imię wspomnianego faceta, o którym rozmawiali nauczyciele. Gniew u mnie wezbrał. Prześlizgnęłam się za dyrektorem i jej zastępcom i pognałam do pokoju Dean'a. Niezbyt mnie obchodziło czy nauczyciel śpi czy nie. Muszę dowiedzieć się prawdy, bo w innym wypadku sama nie zasnę. Wpadłam do dormitorium z impetem.
-Cholera jasna! Thomson! Albo mi powiesz co się dzieje, albo... -nie dokończyłam, bo mnie w prost zatkało. W pokoju stał całkowicie obcy mi mężczyzna, choć miałam dziwne wrażenie, że skądś znam jego charakterystyczne rysy twarzy. Wysoki brunet patrzył na mnie przerażonymi oczami.
-Czy ja pomyliłam... -obejrzałam się na drzwi i zmarszczyłam brwi. Spojrzałam znów na mężczyznę.- Nie. Nie mogłam pomylić pokoi...-Rozejrzałam się dookoła. Na krzesłach i podłodze leżały ubrania, w których często widywałam pana Thomsona. Na wieszaku wisiał nawet jego ciemny płaszcz. Ale... To nie był Dean. Staliśmy jak idioci na środku pokoju i wpatrywaliśmy się w siebie jak mugolskie sroki w gnat. Na komodzie obok mnie zauważyłam kilka flaszeczek z jakimś eliksirem. Dwie z nich były puste, jedna całkiem pełna, a jedna napoczęta. Dziś miałam lekcję ze Snape'm i dzięki temu (i tylko temu) rozpoznałam, że we flaszeczkach znajduje się eliksir wielosokowy. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam z przerażeniem na faceta. Znów na flakoniki. Stop! Obok leżała jakaś fotografia... Przedarta w pół. Poznawałam tło, na którym było robione zdjęcie. Było takie same jak... To które pani Sybilla mi dała, mówiąc, że to mój brat. Trzęsącą się ręką podniosłam fotografię i spojrzałam na znajdującą się na nim dziewczynkę. Na oko miała z 8 lat. Ona... To... Byłam ja. Podniosłam wzrok znad zdjęcia i popatrzyłam się na faceta.
-Kim... Kim jesteś? -Zapytałam drżącym głosem.- Tylko nie kłam! -Ostrzegłam.
-Nazywam się Quercy -powiedział wysuwając brodę do przodu.
-A nazwisko? -Spytałam, choć to było już dla mnie oczywiste. W moich oczach pojawiły się łzy.
-S-Salvador.
______________________________________________________________
Przepraszam za krótki rozdział. Nie miałam weny :D
Notka krótka, ale treściwa. Nie uważacie? :)
Ludu! Komentujcie! :D Widzę tylko dwie osoby, które komentują każdy post i za to im dziękuję. Moja kochana 'Carmen' i kochana 'Rose', wam jest dedykowany ten rozdział :D
Trochę odświętnie... Wybaczcie. To nie ta godzina ;)
Pozdrawiam
~Tatsi
Milutko mi. *w* Moje ulubione powiedzonko zaraz po Neville gdzie ta Nagini ?! Potta już gotowy, Gusta są jak dupa. Każdy ma swoją i A tak z ciekawości... Nóż ?!
OdpowiedzUsuńNo to rozdział zajedwabisty, a ten Quercy to... czy to jest jej brat skarbie ?! Mam nadzieję, że nie, ale i tak mi szujo nie powiesz. No to dalej. Hmm... Dziwne dziwne. Niby nic, a jednak ta cholerna fotografia zawsze coś znaczy. Draco ma nie pogiąć okładki... Normalnie jakbym słyszała ciebie oddającą mi Pamiętniki Stefano. :**
Kocham, pozdrawiam, ponaglam i dziękuję za dedyk.
~Black
Hey ;3
OdpowiedzUsuńA jak dawałam swoje dziwneee pomysły to im zaprzeczałaś xD. Hah no nie ważne. Rozdzialik fajny i dziękuje za dedykację. A to co powiedziała Carmen, taaa często to mówię xD. Quercy, ach to mraśne imię ^^. No to zacznę od saaamego początku. Charlotte (imię matki Rose xD) i Ian, są jednak rodzicami ? I dlaczego ich zabił ? Wgl kim jest Ian i dlaczego Albus i Minerwa jak zawsze wszystko ukrywają. I ... a w sumie co się będę silić na pytania, skoro i tak nie udzielisz mi odpowiedzi. D'aww Draco *w*, ale co go wzięło na "Romeo i Julię" z własnej woli chce to przeczytać, jakaś nowość. Zamyślony... pewnie myślał o Tatianie. Chodź ja nie lubię tych zdrobnień xD. Tak jak Dusia, Duśka etc. do mnie. Hym... Taaak Carmen świeci radą xD. Ehh... jakbyś nie dała takiego zakończenia to nie byłabyś sobą prawda ? xD.
A co do "Pamiętniki Stefano" to z Patt się zgadzam xD. Kocham, pozdrawiam i życzę weeny :D !