piątek, 30 sierpnia 2013

29 rozdział "Proszę, rozwiń swoje skróty myślowe."

Usiadłem na łóżku Carmen, a ta zabrała jakąś podkoszulkę i ruszyła do łazienki, by prawdopodobnie się przebrać. Spojrzałem za nią i ujrzałem tylko zamykające się drzwi. Westchnąłem cicho i zerknąłem na jej szafkę nocną, na której sterczały dwie książki. Sięgnąłem po tą z wierzchu i zrozumiałem, że musi to być mugolski gniot. Gdy otworzyłem książkę, w tym samym momencie drzwi od dormitorium rozwarły się nagle i pojawiła się w nich Rose, koleżanka Carmi.
-Hej -powiedziała Krukonka i usiadła na sąsiednim łóżku.- Gdzie Black?
Otworzyłem usta, ale Carmen mnie uprzedziła:
-Tutaj -krzyknęła zza drzwi.
Zaśmiałem się i zacząłem czytać pierwszy rozdział książki.
-Czytałam -zagadnęła Martin wskazując na okładkę w moich rękach.- Fajna książka, ale głupio się kończy.
-Człowiek Spojler -odparła Black, która właśnie wyszła z łazienki. Rozejrzała się dookoła i wzięła głęboko powietrza.- Poza tym: jaka piękna pogoda!
-Powiedziała wychodząc z kibla -dodałem przeglądając książkę.
Po chwili oberwałem poduszką, którą cisnęła Carmi. Rose ryła ze śmiechu. Ja i kuzynka również zaczęliśmy się śmiać jak idioci. Po chwili ogarnęliśmy się, a Black przeczesała dłonią włosy, by następnie je związać.
-Czego dusza pragnie? -Spytała patrząc na blondynkę.
-W sumie to się nudziłam więc postanowiłam tutaj zawitać, ale po drodze przypomniałam sobie, że wisisz mi 2 Galeony, także ten... -mruknęła Rose i wyciągnęła rękę.- Może w końcu będziesz taka dobra i mi je oddasz? -Spytała patrząc wymownie na sufit.
-Sadysta -burknęła Black, ale sięgnęła do swojej torby  wytargała z niej monety, które następnie oddała przyjaciółce.- Może ognistej? -Spytała.
Nie trzeba było jednak odpowiedzi, gdyż dziewczyna już wyjmowała butelkę. Podała każdemu z nas szklaneczkę, otworzyła ognistą i polała każdemu. Następnie usiadła obok mnie i wzniosła swój napój.
-Za przyjaźń -zaśmiała się Gryffonka.
Uśmiechnąłem się i stuknąłem szklaneczką z dziewczynami.
*zostawimy teraz nałogowców i przejdziemy może do rozbitej emocjonalnie Salvador. perspektywa Tatii*
Siedziałam na dworze, opatulona w mój ulubiony, czerwony kocyk i huśtałam się jak ostatni popapraniec. Wypiłam wcześniej z ciotką butelkę ognistej i miałam mały mętlik w głowie. W sumie ogarniałam co się wokół mnie dzieje, ale kontaktowałam z delikatnym opóźnieniem.
Siedząc tak i huśtając się na huśtawce Stephanie myślałam o Liamie... Nie wiem dlaczego. Choć go nienawidzę ciągle widziałam go w moich myślach. Powracał jak bezdomny kot, któremu dało się raz jedzenie... Jakkolwiek to brzmi.
Nie chciałam żeby mnie dalej uczył i chyba Stephanie również jest tego zdania... W końcu.
Na drugi dzień okazało się, że ciotka popiera moje zdanie, gdyż na lekcje nie przyszedł Liam. Był to nowy nauczyciel choć nie ukrywam, że już spotkałam tego mężczyznę. Stało się to w Hogwarcie na lekcjach Obrony przed czarną magią na trzecim roku. Moim nowym nauczycielem był bowiem Remus Lupin. Nie ukrywam, że ucieszyłam się z tej wiadomości i od razu uśmiechnęłam się widząc jego podrapaną twarz w salonie ciotki.
Lekcje z nim były o wiele przyjemniejsze niż z Liamem. Nauka szła mi szybciej. Lupin zaczął uczyć mnie walki z innym czarodziejem. O dziwo spodobało mi się to. Fajnie bowiem tak rzucić zaklęcie na kogoś, żeby pierdolnęło go na drugi koniec pomieszczenia. Tak, przyjemne zajęcia.
Na koniec Lupin zaczął uczyć mnie Niewybaczalnych co już nie było miłe. Musiałam próbować zaklęć na  jakiś potwornych stworzeniach, które przynosił mój były nauczyciel z Hogwartu. Trenowałam na nich Crucio i Imeperiusa. Lupin powiedział, że Avady nie będzie mnie uczył. W sumie to ja nadmieniłam, że nigdy nikogo nie zabiję tak, że to zaklęcie jest zbędne. Chyba zapamiętał to sobie i dał sobie z nim spokój widząc jak opornie szły mi owe klątwy.
W końcu nastały święta. Moje lekcje z Lupinem zostały odwołane z powodu ich przybycia oraz dlatego, że uznał iż jestem gotowa. Stephanie, która przypatrywała się moim postępom jedynie kiwała głową z uśmiechem.W sumie sama to przyznała.
Dzień po świętach, których i tak nie lubię poleciałam do ciotki, która jak zwykle plątała się w kuchni. Gdy tam dotarłam ujrzałam, że sprząta syf, który zrobiła ona wraz ze swoimi przyjaciółkami dzień wcześniej. Tak, było grubo i cieszę się, że mnie nie było. Quercy zabrał mnie do siebie więc mogłam zwiedzić jego klitkę. Wróciłam wczoraj... A w sumie dzisiaj, gdyż było jakoś po 1 w nocy. Zastałam schlaną Stephanie i jej znajome przy kilku pustych butelkach ognistej. Teraz (a jest pół do 13) czas na sprzątanie. Widząc minę ciotki nie mogę wnioskować, że była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Widać bowiem, że była troszeczkę rozstrojona po imprezie i ostrej wymianie zdań z moim bratem. Postawiłam więc jej pomóc i wtrącić prośbę o powrót do Hogwartu pomiędzy rozmowę. Zawsze robiłam tak, gdy William czyli jeżeli jeszcze pamiętacie mój przybrany ojciec z mugolskiej rodziny, był na mnie zły, a ja chciałam wyjść z domu by spotkać się ze znajomymi. Sprawdzony i wypróbowany chwyt. Może poniżej pasa, ale grunt, że skutkuje.
Podeszłam zatem do stołu i zaczęłam zbierać z niego śmieci. Stephanie odwróciła się, by spojrzeć na mnie po czym wróciła do wycierania blatu.
-Dzień dobry -powiedziałam wesoło.
-Dobry -odparła niemrawo Stephanie i zaczęła płukać szmatkę ubrudzoną w kawie. Westchnęła jednak i wyjmując różdżkę machnęła nią tak, że materiał zaczął sam się 'myć'. Sama usiadła na krześle i dyrygując różdżką sprzątała z pozycji kibica, że tak to ujmę.
Ja jednak sprzątałam w mugolski sposób nie robiąc zbytniego szumu.
-Jak udał się wieczór? -Spytałam w końcu.
-A powiem ci, że nie najgorzej. Pomijając to, że końcówki nie pamiętam -zaśmiała się słabo Stephanie.
Uśmiechnęłam się wesoło. Wyrzuciłam zebrane rzeczy ze stołu do śmieci i poskrobałam się po głowie.
-Emm. Do jakiego domu trafiłaś, gdy dostałaś się do Hogwartu? -Spytałam niby obojętnie.
-Do żadnego -odparła swobodnie Stephanie.- Nie chodziłam do Hogwartu. Ja uczęszczałam do Beauxbatons -wyjaśniła widząc moje zdziwienie.
Pokiwałam głową lekko zdumiona. Patrzyłam wyczekująco na ciotkę, ale w porę uświadomiłam sobie, że Stephanie to nie William i ani troszeczkę nie przypomina go pod względem charakteru. Will od razu drążyłby temat szkoły, ale ciotka ma to w nosie i nadal dyrygowała sprzątaniem. Westchnęłam i stanęłam wprost naprzeciw niej.
-Mogę wrócić do szkoły? -Spytałam prosto z mostu.
Ta spojrzała na mnie z początku tępo, ale po chwili uśmiechnęła się delikatnie.
-Tak. Popołudniu wspomnę o tym Dumbledore'owi -odparła po jakimś czasie.
-Ale... Już jest popołudnie -zaśmiałam się.
Stephanie rozejrzała się szukając zegarka.
-A no chyba, że tak... -mruknęła lekko zamulona. Wstała i poklepała mnie delikatnie po policzku.- Nie martw się, mała. Wspomnę mu o tym jeszcze dziś -dodała i ruszyła do wyjścia.
Ja jednak stałam jak wmurowana i gdyby ktoś teraz na mnie spojrzał pomyślałby, że mam jakiś tik, albo gorzej.
-Tylko nie mała -wymamrotałam lekko poirytowana.
Nigdy nie lubiłam, gdy tak na mnie mówiono, a że wszyscy twierdzili, że słodko wyglądam gdy się denerwuję to nazywali mnie tak by mnie zdenerwować. Nienawidziłam tego zwrotu.
Stephanie zaśmiała się tylko i padła na kanapę.
Ja zerwałam się z miejsca i pognałam na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wręcz rzuciłam się na krzesło przy biurku. Wyczarowałam pióro oraz pergamin i zaczęłam bazgrać po nim szybko:

"Kochany Draco.
Stephanie, tak samo jak Lupin, twierdzą, że jestem gotowa i skończyłam lekcje!
Świetnie nie? W sumie wiedziała o tym już kilka dni przed świętami, ale Quercy zabrał mnie do siebie i nie miałam jak Ci tego powiedzieć. 
Spytałam się już ciotki i powiedziała, że jeszcze dziś porozmawia z Dumbledore'm o moim powrocie do Hogwartu. Czy to nie świetnie!?
Poza tym co działo się w szkole pod moją nieobecność, bo jakoś nie rozpisujesz się w listach?
Proszę, rozwiń swoje skróty myślowe i rozpisz się troszkę.
Pamiętaj, że Cię kocham i już niedługo się spotkamy.
Czekam niecierpliwie.
Całuję,
Tatia."

Zawinęłam pergamin i podałam go Harmoo. 
-Draco Malfoy, Hogwart -mruknęłam do sowy, która zahuczała wesoło i wyleciała przez okno. 
Podeszłam z uśmiechem do łóżka i położyłam się na nim. Spoglądając w sufit moja wyobraźnia zaczęła ostro pracować nad wizją powrotu do Hogwartu. Widziałam bowiem jak wchodzę przez drzwi frontowe i pędzę na Wielką Salę, wypełnioną po brzegi. Patrzę na ślizgoński stół i widzę pełno czarnych szat na zielonymi naszywkami węża. Wtem dostrzegam tleniony łeb, który odwraca się w moją stronę. Draco uśmiecha się wesoło, zrywa się z miejsca i już biegnie w moją stronę. Wtem...
Usłyszałam głos Stephanie:
-Tatia! -Wyjąkała.
Zerwałam się z łóżka lekko przerażona i zbiegłam na dół.

sobota, 24 sierpnia 2013

28 rozdział "Sama obecność kogoś bliskiego jest w takich momentach ważna."

Wtem ocknąłem się. Leżałem na podłodze wysypanej kawałkami drewna i potłuczonego szkła. To nadal była Wielka Sala. Teraz pamiętam: jadłem obiad, aż oberwałem kawałkiem belki, która spadła z sufitu! No tak! Ale.... Skąd ona się wzięła? Usiadłem pocierając obolałą głowę i rozejrzałem się dookoła. Ten widok mnie sparaliżował. Cały sufit Sali był podziurawiony, chyba dwóch uczniów nie żyło, gdyż leżeli nieruchomo na podłodze, a po Sali pałętali się Śmierciożercy. Rozpoznałem wśród nich mojego ojca, Greybacka, ciocię Bellatrix, Yaxley'a, a wysoki brunet, który stoi nad jednym z uczniów to chyba... Ian.
Zamarłem patrząc na niego jak idiota. Ojciec Tatii jest w Hogwarcie. To nie wróży niczego dobrego.
Wstałem po cichu i na palcach ruszyłem do wyjścia w poczuciu, że nikt mnie nie zauważy.
-Draconie -usłyszałem chłodny głos ojca.
Stanąłem w miejscu jak wryty, nie odwracając się do niego przodem.
-Mówię do ciebie -warknął, a ja już wiedziałem, że jest zły.
Odwróciłem się zatem i spojrzałem na ojca, oddalonego ode mnie o jakieś 3 metry.
-Słucham?
Ten jednak nie odpowiedział. Spojrzał wymownie na bruneta, który uśmiechnął się chamsko. Tak, to na pewno ojciec Tatii. Jest do niego bardzo podobna. Ale mniejsza o to, bo Salvador właśnie kroczył w moją stronę. Nim się obejrzałem złapał mnie za ramię i zaczął targać na zewnątrz Sali.
-Czego chcesz? -Burknąłem nie przejmując się kulturą osobistą.
-Informacji -odparł tylko i wepchnął mnie do pustej sali. Zamknął drzwi za pomocą zaklęć i oparł się o jedną z ławek. Obserwowałem go z lekką obawą, której nie okazywałem, bo to słabość.- Ja wiem kim ty jesteś, ty wiesz kim ja, więc przejdźmy do rzeczy... Gdzie Tatia? -Spytał unosząc wzrok znad różdżki na mnie.
-Nie wiem -skłamałem dość wiarygodnie.
-Wiesz, ale nie chcesz powiedzieć, bo ubzdurałeś sobie, że ją kochasz -odparł Ian spokojnie.
Nic nie powiedziałem. Nadal patrzyłem na niego chłodnym wzrokiem, zachowując spokój i zimną krew.
-Draco, ja nie będę się powtarzał -mruknął znudzony.
-Ja też.
Ian wstał. Chyba się zirytował. Nie podszedł jednak do mnie. Zrobił tylko jeden krok w moją stronę patrząc na mnie spokojnie.
-Tatia nie jest warta takiego arystokraty jakim jesteś. Nie powinieneś się z nią zadawać, gdyż to tylko szkodzi twojemu wizerunkowi.
-Tatia jest czystokrwista -mruknąłem oskarżycielsko.
-Nie o to chodzi -odparł nadal spokojnym tonem.- Tatia niedługo zginie i będzie krążyć o niej wieść, że zhańbiła dobre imię rodziny tak jak jej matka.
-To jest raczej  znak odwagi. Nie ma czym się szczycić -powiedziałem beznamiętnie choć w środku mnie wszystko buzowało.
-Uważaj co mówisz, bo mogę szepnąć słówko z naszej rozmowy twojemu ojcu -zaśmiał się wrednie, bawiąc się różdżką.
Zamilkłem więc.
-Ostatni raz -powiedział, a  mina mu zrzedła.- Gdzie moja córka?
-Nie wiem -burknąłem beznamiętnie.
-Źle -odparł lekko wkurzony. Uniósł różdżkę, mierząc we mnie.- Crucio.
Zbladłem w moment. Wiem co to znaczy oberwać Cruciatusem i chodź dobrze znałem ten ból to to nie pomogło go złagodzić.
Promień trafił prosto w moją klatkę piersiową. Jęknąłem cicho i upadłem na kolana. Nie chciałem okazywać słabości upadając bezpośrednio na podłogę. Zacisnąłem dłonie w pięści i czekałem na cud.
O dziwo, owy cud nadszedł szybko... Drzwi otworzyły się na oścież i spostrzegłem tylko, że to dziewczyna. Nic więcej, gdyż zaklęcie powodowało, że przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Osoby w pomieszczeniu zaczęły się poruszać, a klątwa puściła. Upadłem na posadzkę półprzytomny i słuchałem skrawków rozmów.
-Co ty robisz do chuja pana!?
-Powiem ci, że nie twój interes.
-Jego też nie więc zostaw go w spokoju i wyjdź zanim wezwę dyrektora.
Rozmowa dalej się toczyła, ale nie mogłem się na niej skupić. W końcu wszystko umilkło. Usłyszałem jedynie kroki i dźwięk zamykania drzwi. Wtem poczułem dotyk czyiś dłoni na moim ramieniu.
-Draco? Żyjesz?
Pokiwałem tylko głową i wydaje mi się, że zemdlałem, bo normalnie w jednej chwili nie pojawiam się na rozświetlonej polanie, gdzie jednorożce kicają jak podpierniczone....

*zostawię taki mały akcencik na koniec, choć wiem, że mnie mnie za to chyba zagryziecie.... perspektywa Tatii*
-Powiem żeby więcej nie przychodził -zadecydowała Stephanie.
Uniosłam ręce w geście tryumfu i ruszyłam do kuchni.
-Tatia? -Zatrzymała mnie ciotka.
-Słucham? -Mruknęłam beznamiętnie, zatrzymując się.
-Przepraszam cię za to....
Pokiwałam tylko głową i zniknęłam z kuchni. Nie miałam bowiem zbytnio ochoty na rozmowy z nią, bo zapewne i tak nie zrozumie. Zachowuje się jakby nic się nie działo... Irytuje mnie to i to bardzo.
Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej słoik Nutelli. Wychodząc z pomieszczenia otworzyłam go, a zakrętkę zostawiłam na blacie kuchennym. Skierowałam się do schodów, ale ujrzałam Stephanie z dwoma szklankami wypełnionymi bursztynowym płynem. Uśmiechała się do mnie przepraszająco. Westchnęłam, opuszczając ręce.
-Nie miałam dzieci i nigdy się nimi nie opiekowałam. Nie wiem jak rozmawiać z młodzieżą i nie wiem jak im pomagać w problemach. Nie znam się na takich rzeczach, dlatego bądź dla mnie wyrozumiała -poprosiła z uśmiechem i wyciągnęła rękę podając mi szklankę.
Ujęłam ją niepewnie i spojrzałam na Stephanie.
-Jeżeli chcesz to możemy o tym porozmawiać -zaproponowała nieśmiało, jakby zgadywała co powinna teraz zrobić.
Stałam i patrzyłam na nią z kamienną twarzą. Biłam się bowiem z myślami. Wspomnienia mnie kiedyś zabiją, ale kiedy nie będę o tym mówić to się będzie we mnie kłębić i sama doprowadzę do załamania nerwowego...
W końcu pokiwałam głową i razem ruszyłyśmy na kanapę.
*wróćmy do rozmarzonego tlenionego. perspektywa Draco*
Otworzyłem oczy. Z początku ujrzałem rozmazany obraz. Po jakimś czasie wszystko nabierało barw, a ja ujrzałem... Carmen?
-Wstawań popaprańcu i więcej mnie tak nie strasz -burknęła piwnooka podając mi dłoń.
Tak. To Carmen. Ująłem jej dłoń i dźwignąłem się na nogi.
-Dziękuję -mruknąłem otrzepując się z kurzu.
-Nie ma za co -uśmiechnęła się Black.- Czego on od ciebie chciał?
-To był ojciec Tatii -odparłem co zapewne wyjaśniło wszystko, gdyż Carmen rozwarła lekko usta i patrzyła na mnie tępo
-On jej szuka, prawda? -Mruknęła cicho.
-Nie. Chce jej się spytać czy nie pójdzie z nim na lody -odparłem sarkastycznie.
Kuzynka strzeliła mnie jednak w tył głowy za tą odpowiedź.
-Nie żartuj sobie -burknęła i ruszyła do drzwi.
-Gdzie idziesz? -Spytałem.
-Najpierw do dormitorium, a później ogarnąć kto nie żyje -odparła spokojnie i ruszyła do Pokoju Gryffonów.
Ruszyłem więc za nią, bo co innego mi pozostało? Wlekłem się więc za Black.
Może nigdy jej tego nie mówiłem, ale podziwiam ją. Przede wszystkim za to jak potrafi ukrywać emocje. Nawet w mocno dramatycznym momencie, gdzie Śmierciożercy pałętają się po Hogwarcie, ja dostałem Crucio, a kilkoro uczniów nie żyje, ona potrafi zachować spokój i po prostu iść przez opustoszały korytarz.
Zawsze mi pomagała za co jestem jej równie wdzięczny. Kiedy ojciec mnie bił ona stawała przede mną murem. Raz oberwała od niego, ale pomimo to nie poddała się. Wtedy rzadziej się nade mną znęcał. Carmi wiedziała o wszystkich takich akcjach i za każdym razem pocieszała mnie, albo po prostu siedziała przy mnie w milczeniu. Sama obecność kogoś bliskiego jest w takich momentach ważna. Wtedy wiedziałem, że ktoś jest przy mnie. Nie czułem się tak samotny.
Pomimo, że często się żremy to kocham ją jak siostrę.
-Myślisz, że odnajdzie Tatię? -Spytała Carmen, przerywając moje rozmyślania.
Uśmiechnąłem się jak idiota i dogoniłem ją, gdyż lekko mnie wyprzedziła.
-Chyba nie. Póki jest u ciotki jest małe prawdopodobieństwo, że ją odnajdzie -odparłem, a ta spojrzała na mnie pytająco.
-Z czego cieszysz japę?
-Z niczego -zaśmiałem się głupio.
Ta przewróciła oczami z uśmiechem. Po chwili znaleźliśmy się w jej, opustoszałym z lokatorek, których i tak nie lubiłem, dormitorium.



____________________________________________________________
Spokojnie. Zazwyczaj nic gorszego od Crucio na Draco nie zastosuję, bo kocham ten tleniony łeb jak Samuela więc bez obaw.
Ty szujo, która śmiała mnie nazwać szują! >.< Tobie dedykuję ten rozdział, Black ;)
KOCHAM Was i całuję ♥
~T

środa, 21 sierpnia 2013

27 rozdział "Zaczęła się rzucać jak Maka Paka* na sterydach..."

Następnego dnia również odbyła się lekcja zaklęć z Liamem, choć nie paliłam się do tych spotkań... Przychodził codziennie na kilka godzin i uczył mnie obrony. Po tygodniu w końcu ogarnęłam akcję z odtrącaniem zaklęć, gdyż szło mi to opornie. Starałam się zachować jak największy dystans do chłopaka, bo jego towarzystwo bardzo mnie drażniło. Może on sobie nie zdaje z tego sprawy (co byłoby mi na rękę), że znów się potwornie boję. Tak samo gdy z nim byłam. Nie czułam takiego strachu dawno. Rzecz jasna z początku nasz związek był cudowny. Czułam się w jego obecności tak dobrze jak z nikim innym. Dopiero później wszystko zaczęło się rąbać, a chłopak okazał się bardzo brutalny. Za głupią zazdrość potrafił mnie uderzyć w twarz. Od pierwszego takiego wyskoku zaczęłam się go obawiać, ale Suzan mówiła mi, że to przejdzie. Twierdziła, że Liam popełnił błąd i teraz się tego wstydzi. Wmawiała mi, że powinnam z nim być. Do tej pory nie mam pojęcia dlaczego tak mówiła. O wieści, że chcę z nim zerwać zaczęła się rzucać jak Maka Paka* na sterydach...
Jak już wspomniałam minął tydzień. Siedziałam właśnie mocno wykończona przy biurku i skrobałam liścik do Draco. Czułam się okropnie. Głowę mi po prostu rozsadzało więc nie mogłam się na niczym skupić. Stephanie odwołała dzisiejszą lekcję zaklęć także mogłam bezkarnie wynudzić się w domu. Dokończyłam zatem wiadomość do Ślizgona po czym przywiązałam pergamin do wyciągniętej nóżki Harmoo. Sowa zatrzepotała skrzydłami na znak, że jest bardzo zadowolona z bardzo częstych kursów do Hogwartu i z powrotem. Pokręciła się w miejscu po czym wyfrunęła przez okno, które zaraz za nią zamknęłam. Krzywiąc się zacisnęłam dłonie na skroniach i powoli położyłam się na łóżku. Zwinęłam się w kłębek i spróbowałam zasnąć.
~♥~
-Jak tu pięknie –mruknęłam zachwycona.
Przede mną malował się  bowiem cudowny obraz. Siedziałam na ławce, wtulona w mojego chłopaka , którego kochałam nad życie i patrzyłam przed siebie. Dookoła nas rosły zniewalające róże, które pachniały jak najpiękniejsze  perfumy. Ogrodzone  były małym, brązowym płotkiem sięgającym mi ledwo ponad kolano. Ogrodzenie miało na celu chronić kwiaty przed niszczycielską mocą małych urwisów, które często bawiły się w owym labiryncie. My znajdowaliśmy się w jego środku. Nastał już wieczór i zielony żywopłot, jak i żółte róże były spowite  pomarańczową poświatą bijącą od zachodzącego słońca na horyzoncie.
Przemknęłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie gdy poczułam dotyk Jego ręki na moich plecach.
-Wiesz, że cię kocham? –Mruknęłam cicho.
-Tak, ale ja ciebie bardziej –odparł słodko blondyn.
Zaśmiałam się cicho i uniosłam wzrok na jego twarz. Niebieskie oczy Draco lśniły jak nigdy przedtem. Pełne usta nęciły pocałunkiem, a blond włosy miękko opadały na jego czoło. Wyglądał tak pięknie…
Wtem położył dłoń na moim prawym biodrze i spojrzał mi w oczy.
-Jak tam blizna?
Zdziwiona przełknęłam ślinę przypominając sobie, że już słyszałam to pytanie.
Draco uśmiechnął się, lecz nie był to błogi uśmiech. Był to chytry, a wręcz złośliwy uśmieszek.
-O co ci chodzi? –Spytałam zaniepokojona.
-O nic, kwiatuszku –odparł spokojnie i pocałował mnie w czoło.
Znów objął mnie ramieniem, a ja po chwili ponownie się odprężyłam. Wtem Malfoy zaczął się śmiać. Jakby złośliwie.
-Jesteś głupia –stwierdził rozbawiony.
Odsunęłam się od blondyna i spojrzałam na niego lekko przerażona.
-Słucham? –Wydukałam.
-Jak mogłaś uwierzyć, że zakocham się w szlamie!?
Jeżeli ktoś słyszał jak coś pękło… To to było moje serce… Rozleciało się na milion kawałeczków. To co usłyszałam wstrząsnęło mną tak dogłębnie, że zamarłam z rozdziawioną buzią, patrząc tępo na Ślizgona.
-Odsuń się ode mnie, bo ubrudzisz mnie szlamem –zakpił.
-Ale… Draco –wyjąkałam powstrzymując łzy.
-Co? Myślałaś, że ktoś znowu cię pokocha? –Zaśmiał się wrogo.
Automatycznie wstałam z ławki. Spojrzałam na chłopaka kompletnie rozbita emocjonalnie.
-Przecież TY mnie kochasz… –wyszeptałam.

-No w sumie racja –zgodził się i również wstał.
Wtem stało się coś dziwnego. Włosy chłopaka zaczęły ciemnieć, skróciły się i ułożyły się w specjalnie 'rozpierniczoną' fryzurę. Gdy na mnie spojrzał nie ujrzałam ślicznych, stalowych tęczówek. Teraz miały odcień głębokiej zieleni. Karnacja również się zmieniła i lekko pociemniała. Wtem i twarz zaczęła się zmieniać. Zmienił się nos, oczy, usta, broda, kości policzkowe, WSZYSTKO! Pokręciłam głową oniemiała. Zaczęłam się powoli cofać, nie odrywając wzroku od znajomej twarzy chłopaka.
-Kochałem cię kiedyś i kocham cię teraz -dodał Liam.
-Nie! -Krzyknęłam i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku.
Nie zrobiłam nawet dwóch kroków, a poczułam kujący ból w okolicach brzucha. Okazało się, że przede mną stoi Liam i wpatruje się w moje oczy z satysfakcją. Spojrzałam w dół i ujrzałam nóż wbity w moje ciało. Z rany buchnęła krew, a przed moimi oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Tak samo jak wtedy... To znów się powtarza. Chłopak dzierżawił w dłoni kuchenny nóż z drewnianą rączką w kolorze ciemnego brązu. Było to to samo ostrze co kiedyś...
Uniosłam wzrok na Liama. Po moich policzkach spłynęły dwie łzy. 
-Liam... -jęknęłam słabym głosem.
-Ćiii -mruknął kojącym głosem, gładząc mnie po policzku.- To nic -wyszeptał, a mi zaczęło się wszystko rozmazywać dookoła.
-Tatia! -Ledwo usłyszałam moje imię gdzieś w oddali.
Spojrzałam w lewo i jakby za mgłą ujrzałam Draco. Biegł do mnie. Liama już nie było, a ja klęczałam na ziemi z ostrzem witym w brzuch.
-Draco... -szepnęłam słabo.
I nagle wszystko dookoła zniknęło. Zniknął Draco, zniknął labirynt, nóż i kałuża krwi na ziemi. Wszystko co wcześniej było ciemne i jakby zamazane teraz nabrało barw. Nie byłam jednak w labiryncie. O dziwo siedziałam w swoim łóżku ubrana w czystą i nie poplamioną krwią piżamę. Obok mnie siedziała lekko przerażona Stephanie. Ubrana była w swój zielony szlafrok. Patrzyła na mnie przestraszona. Dopiero teraz spostrzegłam, że to był tylko sen, a ja siedzę jak ostatni tłuk i dyszę ze zmęczenia... Albo strachu.
-Krzyczałaś -wyszeptała Stephanie.
Spojrzałam na nią tępo. Musiałam dać niezły koncercik, jeżeli Steph ślęczy nade mną wystraszona jak nie wiem kto.
-Bardzo? -Wydyszałam cicho.
Ta pokiwała głową, a ja zamknęłam oczy próbując odtrącić straszne obrazy z mojego snu. To było jednak zbyt trudne... Wszystko było tak realistyczne, że znów zaczęłam się bać. 
Po moich policzkach spłynęły łzy. Stephanie przytuliła mnie mocno i gładząc mnie po plecach szeptała mi do ucha:
-To tylko sen. Tylko sen...
Wtuliłam się w nią i pozwoliłam dać upust emocjom.
-Co ci się śniło? -Spytała cicho, gdy odkleiłam się od niej i wytarłam łzy.
-N-nieważne -wydukałam.- Co krzyczałam?
-Ciągle słyszałam imię Draco i Liam na przemian. Wyrwało ci się też kilka razy  "nie" -odparła cicho.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na zegarek. Była 3 w nocy. Pokój był rozświetlony jak choinka na święta,a za oknem panowała kompletna ciemność. Uspokoiłam się trochę i przetarłam zmęczoną twarz dłonią. 
-Żyjesz? -Spytała Stephanie ciągle mi się przyglądając.
-Nie.. To był koszmar -jęknęłam.
**perspektywa Draco**
Siedząc na eliksirach odbywającymi się z Puchonami myślałem o Tatii. Tak bardzo żałowałem, że jej tu nie ma. Mógłbym teraz nabijać się z fryzury Snape'a wraz z dziewczyną, a tak nie mam na to najmniejszej ochoty. Choć Blaise chichotał jak idiota mnie to nawet nie ruszało. Jakoś przetrwałem te zajęcia i zaraz po ich zakończeniu zerwałem się z miejsca i skierowałem się na Wielką Salę, gdyż była już pora obiadu. Usiadłem przy stole Ślizgonów i zająłem się posiłkiem. Wtem usłyszałem jakiś ogłuszający dźwięk. Po stole posypały się miliony kawałeczków szkła. Nagle coś uderzyło mnie w tył głowy. Wszystko dookoła zawirowało. Nawet krzyki uczniów mnie nie ruszyły, gdyż upadłem na posadzkę i tyle pamiętam...




*Maka Paka -postać z dość postrzelonej bajki o tytule "Dobranocny ogród".  Dla osób, które chcą zachować resztki rozsądku i nie pragną mieć myśli samobójczych, nie polecam bajki, gdyż dość skutecznie ryje banie ^^ Jako ciekawostkę powiem, że baja zaczyna się urokliwymi słowami: "Igi Pigiel, Igi brzdąk. Zaraz tu przyjedzie... Ninki Nonk!". 
____________________________________________________________
Omnomnom. Musiałam! Nie zabijajcie mnie za tę końcówkę, ale już nie mogłam się powstrzymać! :D Ale za to podoba mi się rozdział. *.*
Jeszcze 300 wyświetleń i 3 tyś *.* 
Pozdrawiam!
~T

sobota, 17 sierpnia 2013

26 rozdział "A ty przestań uciekać!"

Stałam jak wryta wpatrując się na młodą twarz mojego nauczyciela. Nie. To nie może być prawda... Ja mam tylko zwidy... To taka paranoja... Czarodziej, który wszedł do domu na pewno nie ma ze mną nic wspólnego. Nie ma na imię Liam i na pewno nie jest moim byłym chłopakiem, który okazał się brutalny dlatego się z nim rozstałam.... Na brodę Merlina.. To on.
Pokręciłam głową oniemiała, gdy ten zrobił krok w moją stronę.
-Tatia, poznaj twojego nauczyciela -zaćwierkała Stephanie stając pomiędzy nami.- Ma na imię...
-Wiem jak ma na imię -warknęłam, przerywając ciotce. Ta spojrzała to na mnie to na Liama zdziwiona.
-Na serio? -Wydukała.- A więc jeszcze lepiej! -Ucieszyła się.
-Stephanie, on nie może.. -zaczęłam zrozpaczona, ale ciocia mnie nie słuchała. Cała w skowronkach pokicała do kuchni po coś.
Przerażona spojrzałam na chłopaka, który ciągle szczerzył się do mnie podle.
-Dlaczego ciągle za mną łazisz!? -Oburzyłam się. Starałam się nie okazywać mojego strachu, co było dość trudne, bo nie wiążę z chłopakiem zbyt przyjemnych wspomnień.
Ten westchnął i podszedł do mnie bardzo blisko. Złapał mnie za dłoń i spojrzał głęboko w oczy.
-Bo... Nadal cię kocham -wyznał cicho.
No i co? Miałam odczuwać... Współczucie? Miłość? Zrozumienie?
Wyswobodziłam dłoń z jego uścisku i pobiegłam do kuchni, gdzie wręcz wpadłam na ciotkę.
-Tatia. Co ty tworzysz? -Spytała zdziwiona.
-On nie może mnie uczyć -powiedziałam akcentując każde słowo
-Dlaczego? Jest miły, zdolny i... Przystojny -puściła do mnie oczko.
-Po pierwsze: on jest w moim wieku i zapewne potrafi tyle co ja. Po drugie: mam już chłopaka, a po trzecie i najważniejsze to on... Jest moim byłym -powiedziałam cicho.
Stephanie ukazała zdziwienie na swojej młodo wyglądającej twarzy. Pokiwałam powoli głową, dając do zrozumienia, że ma wyciągnąć z tego wnioski. Ta jednak poklepała mnie po głowie i z uśmiechem wparowała do salonu. Mocno zdziwiona ruszyłam za nią.
-Skarbie, zapoznałam się z możliwościami tego młodzieńca i okazało się, że potrafi on dosyć sporo. Zapewniam cię, że będzie lepszy w nauczaniu ode mnie -wygłosiła swoją mowę po czym podeszła do mnie.- Dasz radę -dodała i wyszła z salonu z uśmiechem na twarzy.
Ja natomiast patrzyłam na nią tępo. Czy ona mnie mnie w ogóle słuchała!? Najpierw dźgnął mnie nożem, a teraz ma mnie Niewybaczalnych uczyć? Może jeszcze zademonstruje Crucio na mnie! Spojrzałam na chłopaka, który ciągle zerkał na mnie, obserwując moje reakcje.
-Nie będziesz mnie uczył -oświadczyłam i ruszyłam w stronę schodów.
-Wolisz zostać zaatakowana przez swojego ojca?
Zignorowałam jego zaczepkę nadal idąc w stronę schodów.
-Choć w sumie masz rację. Ian pewnie będzie chciał najpierw zranić cię psychicznie. Zaatakuje twojego kochanego chłopaka. Osobiście doradzałbym mu to, bo ten tleniony łeb jest łatwym celem.
-Dość -warknęłam wchodząc na stopnie.
-Dlaczego? -Prychnął Liam. Chciał żebym grała w jego grę, na którą nie mam najmniejszej ochoty. Ten jednak nie odpuszczał.- Malfoy jest w tobie zbyt zakochany. Nie da zranić swojej ukochanej, bo oprócz ciebie już nikt go nie akceptuje. Wystarczy, że ojciec go leje. To chyba największy dowód.
Coś we mnie się zagotowało. Jak on śmie go obrażać!? Odwróciłam się, wyciągając w między czasie różdżkę. Wycelowałam w Liama.
-Expelliarmus! -Ryknęłam wściekła.
Ten miał już przygotowaną różdżkę. Zręcznie odbił zaklęcie i pokręcił głową z politowaniem.
-Słabo -mruknął.
-Nie mam zamiaru słuchać twoich wywodów! -Warknęłam lekko zawstydzona, że moje zaklęcie było aż tak do dupy.
-Powinnaś -odparł ze spokojem.
Patrzyłam na niego zdenerwowana. Liam jednak czekał cierpliwie z rękami zaplecionymi za plecami.
-Więc? -Zagadnął po chwili.- Dasz się czegoś nauczyć?
Nie odpowiadałam nadal bijąc się z myślami.
-Sama widzisz, że potrafisz tylko podstawowe zaklęcia, które zadziałają jedynie na wiewiórkę, a nie na doświadczonego Śmierciożercę -powiedział dość rozumnie.
Powinnam? Ciągle po głowie chodziło mi to jedno z pozoru proste pytanie. No ale dlaczego akurat on!? Nie mógł to być jakiś dorosły facet, którego pierwszy raz widzę na oczy!?
-Niech będzie -burknęłam zrezygnowana.
-Dobra decyzja -ucieszył się blondyn.- Chodźmy na dwór -zaproponował.
Pokiwałam tylko głową i ruszyliśmy na podwórze. Stanęliśmy na środku ogrodu. Liam wyciągnął różdżkę i spojrzał na mnie wyczekująco. W końcu ogarnęłam się i również wyjęłam mojego magicznego kija.
-Po pierwsze powinnaś znać kilka zaklęć obronnych -oznajmił na początek. Liam pokazał mi ruch ręki, aby je wykonać. Powtórzyłam je, ale ten pokręcił głową.- Nie tak -mruknął.
Chłopak podszedł do mnie i stanął za mną po czym ujął moją dłoń w nadgarstku. Pokazał poprawny ruch.
-Tak to powinno być -szepnął mi do ucha, kładąc rękę na moim biodrze.
Wtem w mojej głowie zapanował chaos. Nic do mnie nie docierało. To był chyba jakiś paraliż. Zdołałam tylko odepchnąć go od siebie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się głupio bezradna. Ogarnął mnie taki strach, że trudno mi było zebrać myśli. Najdziwniejsze było jednak to, że nie kontrolowałam tego. W momencie, gdy Liam dotknął mojego sprzed laty zranionego skrawku ciała zaszumiało mi w głowie i nie wiedziałam co mam zrobić. Jedyny odruch jaki z siebie wydusiłam to odepchnięcie go. Unikając jego wzroku położyłam dłoń na brzuchu i spróbowałam się ogarnąć. Ten okazał o dziwo przerażenie. Nachylił się chcąc spojrzeć mi w oczy.
-Wszystko w po...
-Nie dotykaj mnie -jęknęłam starając się o stanowczość.
Liam pokiwał głową unosząc ręce z bezradności. Kurde. I znów ta wściekłość, która mnie ogarnęła. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Co ty odwalasz!? Po tym jak mnie potraktowałeś ciągle mnie śledziłeś i nie dawałeś żyć. Po jakimś czasie spokoju pokazujesz się i rąbiesz mi randkę z chłopakiem. Teraz wchodzisz do mojego domu i oznajmiasz, że nadal mnie kochasz. Powiedz mi na serio: czego chcesz!? -Jęknęłam błagalnie.
Liam westchnął spuszczając wzrok na swoje tenisówki.
-Prawda jest taka, że bardzo mi wstyd, że tak cię potraktowałem. Nadal cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie -mruknął skrobiąc się po czole.
-Przestań kłamać! -Krzyknęłam. Odruchowo ruszyłam do drzwi.
-A ty przestań uciekać! -Oburzył się chłopak.- Kiedy rozmawiamy na poważnie zaraz musisz uciec. Widzę, że jedno się nie zmieniło. Choć okazujesz odwagę i wybuchy złości nadal się boisz. W środku nadal siedzi strachliwa Tatia, która kuli się przed każdym -burknął wkurzony. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.- Nie pamiętasz już? Gdy tylko uniosłem głos zaczęłaś cała dygotać, a kiedy chciałem cię uspokoić i złapałem cię za ramiona wyrywałaś się i uciekałaś gdzieś na godzinę, czy dwie -dodał podchodząc.
Ja z kolei stałam przy drzwiach z ręką na klamce. To prawda. Zawsze się tak zachowywałam. Inaczej nie potrafiłam. Bałam się najmniejszego wybuchu. Nie wiem jednak dlaczego. Tak już miałam i koniec. Przede wszystkim dlatego chciałam się zmienić. Dlatego, że ciągle się wszystkiego bałam. Teraz zaczęłam to kontrolować i zakrywałam to moim sztucznym uśmiechem, albo wybuchem gniewu. Liam ma racje. W środku nadal się boję. Nadal kulę ogona, bo boję się, że.... Że ktoś znowu zrobi mi krzywdę. I może tego nie mówiłam, albo to po prostu dobrze ukrywałam, ale cholernie boję się spotkania z moim ojcem. Po tym co o nim słyszałam równie dobrze mam ochotę sama siebie zabić.
-Przestań z tym, bo to przeraża -burknął patrząc na mnie.
-Trzeba było mnie nie bić... Może nie bałabym się twoich wybuchów złości -warknęłam i otworzyła drzwi.
- Idź już -dodałam i pognałam na górę.



____________________________________________________________
Home. Sweat home :3 
Jednak wszystko się poukładało i mam wolną chatę (czyt. wolną od rodziców, bo babcia jednak zostaje) i mogę jakoś poukładać sytuację z blogiem ^^
Btw. Rozdział dedykuję Klaudii :) To chyba na tyle...
Pozdrawiam!
~T

piątek, 9 sierpnia 2013

Nominacja do Verstaile Blogger

Witam Was moje skarby.
Niestety to nie kolejny rozdział, ale jak już wspomniałam mam za dużo na głowie i teraz tak mi się plany pomieszały, że nie mam bladego pojęcia kiedy będzie następna notka.
Mam kilka problemów na głowie związanych z przyszłymi wyjazdami na wakacje, dlatego jak uda mi się to wszystko rozgryźć i pokonać tymczasowy brak weny to dam znać. Kocham Was. ;*
A teraz do rzeczy...
Zostałam nominowana przez użytkowniczkę Aggie do Verstaile Blogger za co bardzo jej dziękuję. ^^
(Btw. Zbieram się do przeczytania Twojego bloga :D Żeby nie było to pocisnę z 'reklamą'. Tak więc oto jej blog: http://hogwart-mystory.blogspot.ch/ Zapraszam :] ). 
Nie przedłużając oto zasady owej nagrody:
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Verstaile Blogger u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 5 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
(Zasady skopiowałam z bloga, którego autorka mnie nominowała :> )

No to zacznijmy od faktów o mnie:
1. Mam na imię Wiktoria, a na drugie Weronika. :)
2. Jestem uzależniona od facebooka, bloggera, you tobe'a, telefonu, Metallici, Nutelli i emotikonek.
3. Uwielbiam słuchać metalu. ♥ Moimi ulubionymi zespołami są: Metallica, Motorhead, Korn, System of a Down, Apocalyptica.
4. MARZĘ, by pojechać na koncert Metallici. *-* Z Gangsterem oczywiście. ;)
5. Mam 15 lat i urodziłam się 15 kwietnia.
6. Okropnie boję się pająków. Miejscami czuję się jak Ron w Zakazanym Lesie... If you know what I mean.
7. Mam mały pieprzyk na środku czoła, choć nie wiem po co Wam ta informacja :D Prawdopodobnie dlatego, że pisałam to za 15 północ. :>

A teraz nominowane przeze mnie blogi:
1. "Hogwart, Beauxbatons i Durmstrang ( http://fred-weasley-carmen-black.blogspot.ch/ )
2.  "Dramione Lovers" ( http://dramione-lovers.blogspot.ch/ )
3. "Życie nie jest proste jak sobie wyobrażamy" ( http://kiaraicaisleyorazcallenowie.blogspot.ch/ )
4. "Jak znajdziesz jedną rzecz, która cię z kimś łączy reszta przyjdzie sama" ( http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.ch/ )
5. "Przyjaźń nigdy nie jest tym czym się wydaje" ( http://its-immortality-mydarlings.blogspot.ch/ ).

A więc to tyle. Jeszcze raz dziękuję za nominację no i... Pozdrawiam wszystkich czytelników mojego bloga. Jesteście cudowni. ^^

~Tina

czwartek, 8 sierpnia 2013

25 rozdział "Bez zła nie ma dobra, a życia bez Nutelli."

Nastał wieczór, a ja leżałam wtulona w Draco na kanapie cioci. Chłopak gładził mnie po włosach. Uśmiechnięta patrzyłam tępo w kominek przed kanapą. Czekaliśmy w sumie na głos Quercy'iego mówiący, że muszą iść. Rzecz jasna nie wyczekiwałam na to z ochotą, bo chciałabym jak najdłużej zostać w objęciach Draco, śmiać się z jego opowieści i rumienić się za każdym razem kiedy prawi mi komplementy. Wystarczy mi nawet jego spojrzenie, dotyk jego rąk, ten nieskazitelny uśmiech... To mi definitywnie wystarczy do pełni szczęścia.
-Ucz się pilnie -mruknął, gładząc mnie po włosach.
-Mówisz mi jakbyśmy się żegnali na dobre -burknęłam cicho.
-Mówię ci tak, bo wiem, że jak szybko ogarniesz zaklęcia to wrócisz na drugi semestr.
Wzruszyłam ramionami, a ten mocniej mnie przytulił. W pewnym momencie Draco westchnął. Odwracając się ogarnęłam o co chodzi. W progu bowiem stał Quercy z rękoma w kieszeniach.. Draco klepnął mnie w ramię, a ja niechętnie się podniosłam.
-Czekam na zewnątrz –oznajmił cicho Quer i wyszedł.
Malfoy wstał z kanapy, a ja nadal siedziałam i wgapiałam się w moje tenisówki. Tleniony kucnął przede mną i zmusił mnie żebym na niego spojrzała.
-Wysyłaj mi sowy, dobrze? –Mruknął z uśmiechem.
-Nie chcę się rozstawać –powiedziałam cicho. Draco zaśmiał się słabo.
-Ja też nie –odparł, łapiąc mnie za rękę.- Zamknij oczy –poprosił.
Westchnęłam jedynie i zrobiłam to o co mnie poprosił Draco. Opanowała mnie ciemność i czułam jedynie jak tleniony trzyma mnie za rękę. Coraz głośnie słyszałam jego opanowany oddech i coraz mocniej czułam jego subtelne perfumy. Był to znak, że chłopak się przybliża. W pewnym momencie poczułam jak delikatnie zetknęliśmy się wargami. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Choć nasze usta nie zamierzały się rozstać, dłonie oddaliły się od siebie. Nie chciałam tego, a niestety wiedziałam co Draco chce zrobić. Nadal jednak przywierał do mnie ustami. W pewnym momencie odsunął się, a ja zaraz o tym otworzyłam oczy. Teleportował się. Odszedł niczym sen po otworzeniu oczu… Cholera jasna… Udało mu się.
Wstałam z kanapy i odwróciłam się w stronę schodów, by pójść spać. Przy stopniach stała Stephanie. Spojrzałam na nią pustymi oczami, a ta obdarzyła mnie ciepłym spojrzeniem. Weszłam milcząc na górę.
-Wyśpij się, bo jutro od rana zaczynamy naukę –usłyszałam z dołu jakże dziarski ton ciotki.
-Dobrze -odparłam nie przejmując się, czy Stephanie to usłyszy czy nie.
Kiedy weszłam do sypialni, bez ceregieli przebrałam się w piżamy i położyłam się do łóżka. Przykryłam się pod samą brodę i odwróciłam się do okna, by następnie tępo się w nie wgapiać. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi po czym dźwięk otwierania ich. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam ciocię, która patrzy na mnie z politowaniem.
-Dałby ci gwiazdkę z nieba tylko szkoda, że nie dosięgnie -powiedziała z uśmiechem, siadając obok mnie.
Rozchmurzyłam się lekko i podniosłam się.
-O czym myślisz? -Spytała.
Westchnęłam i przeczesałam dłonią włosy. O czym myślę? Myślę o tym, że tak w sumie to jako tako nie mam rodziców... W zasadzie to został mi tylko brat, ciotka i ojciec, który chce mnie zabić. Konkretniej moja mama nie żyje. Mówiąc szczegółowo to w ogóle jej nie pamiętam... O czym myślę? Myślę o tym, że moja rodzina się rozpadła, a ja nie wiem co mam z tym zrobić.
-O tym, że życie jest niesprawiedliwe -odparłam w końcu.
-A gdyby było sprawiedliwe to byłoby nudno i ludzie zabijaliby się z tej słodkiej i sztucznej atmosfery –dodała z uśmiechem Stephanie głaszcząc mnie po plecach.- Bez zła nie ma dobra, a życia bez Nutelli. Zbierz się do kupy i idź spać, bo się nie wyśpisz –powiedziała wstając.
Spojrzałam na nią tępo, ale po chwili przewróciłam oczami i położyłam się, zakrywając się kołdrą.
Ciotka wyszła zamykając za sobą drzwi. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
**Następnego dnia**
Obudziłam się wczesnym rankiem. Wnioskowałam bowiem po tym, że gdy wyjrzałam przez okno ujrzałam blask pomarańczowego słońca, które przedziera się przez gęste gałęzie buku, rosnącego przed moim oknem. Gdy spojrzałam na biurko spostrzegłam, że Harmoo śpi w najlepsze w swojej klatce. Zapewne tak samo jak wszyscy domownicy, bo w domostwie panowała kompletna cisza. Wiedziałam, że już nie zasnę... Taka dziwna przypadłość... Jak się obudzę to już nie zasnę z powrotem. Westchnęłam zatem, odkrywając kołdrę. Spuściłam nogi z łóżka i przeczesałam dłonią włosy. Szczerze mówiąc to trochę się obawiam tych lekcji magii ze Stephanie. Ciotka jest nieprzewidywalna, a ja raczej nie mam zamiaru uczyć się Niewybaczalnych, choć zapewne to będzie pierwsza lekcja… Wstałam z łóżka i po wybraniu ubrań ruszyłam do łazienki, by się wykąpać. Mam sporo czasu nim zacznę naukę. Wpakowałam się zatem pod prysznic i umyłam się. Kiedy wyszłam ubrałam się i zaczęłam myć zęby. Patrząc w swoje odbicie dopiero teraz zauważyłam tę zmianę, o której wszyscy mi mówili na początku roku. Dopiero teraz spostrzegłam, że się zmieniam. Czy na lepsze? Wydaje mi się, że tak, bo nie mam zamiaru być więcej szarą myszką, która kuli ogon, gdy ktoś tupnie nogą. O nie. Teraz to ja będę tupać jak mi się coś nie spodoba… Kurde. I znów to samo. Przynajmniej jedno zostało.. Moje urocze rozmyślanie podczas mycia zębów…
Zaśmiałam się tylko i wysuszyłam sobie włosy po czym ułożyłam je bardzo luźny kok. Ubrałam się i pomalowałam. Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam, że wszystko zajęło mi trochę ponad godzinę… Taa… Nie zazdroszczę mojemu przyszłemu mężowi.
Podeszłam do klatki, stojącej na biurku, gdyż spostrzegłam, że Harmoo już nie śpi i widocznie ją roznosi. Otworzyłam więc drzwiczki od jej małego domku, a następnie wypuściłam ją przez okno. Ta zahuczała wesoło i wyfrunęła z pokoju. Uśmiechnięta zeszłam na dół w czarnych rurkach, ciemnej podkoszulce oraz granatowym swetrze. Zauważyłam też, że mój sposób ubierania się zmieniło się. W mojej szafie nie króluje już tęcza, tylko ciemne kolory, w których czuję się naprawdę dobrze. Tupiąc moimi szarymi tenisówkami za kostkę zlazłam ze schodów i weszłam do kuchni. Zabrałam stamtąd zielone jabłko i ruszyłam na zewnątrz.
Na tyłach domu odkryłam huśtawkę dwuosobową, która stała pod kolejnym dużym drzewem. Z uśmiechem położyłam się na niej i jedząc jabłko obserwowałam niebieskie niebo. Z nudy wyjęłam różdżkę i rozejrzałam się ospale po ogrodzie. Jakby niebyło jest już jesień, a na drzewach coraz mnie liści. Jednym prostym zaklęciem wprawiłam w ruch brązowe liście, które niedbale zalegały na trawie. Zaczęłam formować z nich różne formacje.
-Bardzo dobrze.
Spojrzałam w stronę domu i ujrzałam ciotkę w pełnym stroju, od której wydobyły się owe słowa. Z uśmiechem skierowałam liście na stertę innych, zeschłych liści.
-Chyba masz dobre stopnie z zaklęć? –Zagadnęła opierając się o futrynę drzwi.
-Owszem. Pan Flitwick często mnie chwali -odparłam z 'lekką' dumą.
-A więc będziemy mieć z górki -zaśmiała się Steph.- A teraz chodź. Po śniadaniu zaczynasz naukę.
Posłuchałam jej i polazłam za ciocią do kuchni, gdzie już było przyszykowane śniadanie. Zjadłyśmy je ogólnie plotkując o Hogwarcie i tym podobnych. Gdy odłożyłam talerz Stephanie wstała i spojrzała na korytarz, w którym rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
-Kto to? -Spytałam zdziwiona.
-Twój nauczyciel -odparła idąc w stronę drzwi.
-To... Ty mnie nie będziesz uczyć?
-Nie nadaję się -stwierdziła z uśmiechem i otworzyła drzwi.- Witaj. Dzięki, że się zgodziłeś -powiedziała do gościa.
Stałam osłupiała w salonie. Z lekką spiną czekałam, aż ujrzę twarz mojego nauczyciela. Zżerała mnie oczywiście ciekawość kto to będzie. Wtem usłyszałam jego głos...
-Nie ma za co dziękować. To sama przyjemność.
I ujrzałam mojego nauczyciela... Uśmiechnął się do mnie ukazując rząd olśniewających, białych zębów. Patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami, które w moment mnie sparaliżowały.



____________________________________________________________
O shit... Brak weny... No i Glee :D
Wybaczcie, ale raz: nie miałam pomysłu, dwa: oglądam nałogowo już mój ulubiony serial ;)
Rozdział zadedykuję użytkowniczce Avada Kedvra.  :)
A! I mam jeszcze jedną wiadomość. Nie mam pojęcia kiedy dodam kolejną notkę, bo jak niektórzy wiedzą kibluję już od miesiąca w Szwajcarii no i w końcu nadszedł wyczekiwany przeze mnie czas powrotu. W niedzielę bowiem już będę w Polsce, lecz mam tak napięty grafik, że nie dam rady napisać NIC, bo następnego dnia znów będę w podróży ;)
Postaram się zrobić to jak najszybciej! ^^  Pozdrawiam.
~Tina