-Hej -powiedziała Krukonka i usiadła na sąsiednim łóżku.- Gdzie Black?
Otworzyłem usta, ale Carmen mnie uprzedziła:
-Tutaj -krzyknęła zza drzwi.
Zaśmiałem się i zacząłem czytać pierwszy rozdział książki.
-Czytałam -zagadnęła Martin wskazując na okładkę w moich rękach.- Fajna książka, ale głupio się kończy.
-Człowiek Spojler -odparła Black, która właśnie wyszła z łazienki. Rozejrzała się dookoła i wzięła głęboko powietrza.- Poza tym: jaka piękna pogoda!
-Powiedziała wychodząc z kibla -dodałem przeglądając książkę.
Po chwili oberwałem poduszką, którą cisnęła Carmi. Rose ryła ze śmiechu. Ja i kuzynka również zaczęliśmy się śmiać jak idioci. Po chwili ogarnęliśmy się, a Black przeczesała dłonią włosy, by następnie je związać.
-Czego dusza pragnie? -Spytała patrząc na blondynkę.
-W sumie to się nudziłam więc postanowiłam tutaj zawitać, ale po drodze przypomniałam sobie, że wisisz mi 2 Galeony, także ten... -mruknęła Rose i wyciągnęła rękę.- Może w końcu będziesz taka dobra i mi je oddasz? -Spytała patrząc wymownie na sufit.
-Sadysta -burknęła Black, ale sięgnęła do swojej torby wytargała z niej monety, które następnie oddała przyjaciółce.- Może ognistej? -Spytała.
Nie trzeba było jednak odpowiedzi, gdyż dziewczyna już wyjmowała butelkę. Podała każdemu z nas szklaneczkę, otworzyła ognistą i polała każdemu. Następnie usiadła obok mnie i wzniosła swój napój.
-Za przyjaźń -zaśmiała się Gryffonka.
Uśmiechnąłem się i stuknąłem szklaneczką z dziewczynami.
*zostawimy teraz nałogowców i przejdziemy może do rozbitej emocjonalnie Salvador. perspektywa Tatii*
Siedziałam na dworze, opatulona w mój ulubiony, czerwony kocyk i huśtałam się jak ostatni popapraniec. Wypiłam wcześniej z ciotką butelkę ognistej i miałam mały mętlik w głowie. W sumie ogarniałam co się wokół mnie dzieje, ale kontaktowałam z delikatnym opóźnieniem.
Siedząc tak i huśtając się na huśtawce Stephanie myślałam o Liamie... Nie wiem dlaczego. Choć go nienawidzę ciągle widziałam go w moich myślach. Powracał jak bezdomny kot, któremu dało się raz jedzenie... Jakkolwiek to brzmi.
Nie chciałam żeby mnie dalej uczył i chyba Stephanie również jest tego zdania... W końcu.
Na drugi dzień okazało się, że ciotka popiera moje zdanie, gdyż na lekcje nie przyszedł Liam. Był to nowy nauczyciel choć nie ukrywam, że już spotkałam tego mężczyznę. Stało się to w Hogwarcie na lekcjach Obrony przed czarną magią na trzecim roku. Moim nowym nauczycielem był bowiem Remus Lupin. Nie ukrywam, że ucieszyłam się z tej wiadomości i od razu uśmiechnęłam się widząc jego podrapaną twarz w salonie ciotki.
Lekcje z nim były o wiele przyjemniejsze niż z Liamem. Nauka szła mi szybciej. Lupin zaczął uczyć mnie walki z innym czarodziejem. O dziwo spodobało mi się to. Fajnie bowiem tak rzucić zaklęcie na kogoś, żeby pierdolnęło go na drugi koniec pomieszczenia. Tak, przyjemne zajęcia.
Na koniec Lupin zaczął uczyć mnie Niewybaczalnych co już nie było miłe. Musiałam próbować zaklęć na jakiś potwornych stworzeniach, które przynosił mój były nauczyciel z Hogwartu. Trenowałam na nich Crucio i Imeperiusa. Lupin powiedział, że Avady nie będzie mnie uczył. W sumie to ja nadmieniłam, że nigdy nikogo nie zabiję tak, że to zaklęcie jest zbędne. Chyba zapamiętał to sobie i dał sobie z nim spokój widząc jak opornie szły mi owe klątwy.
W końcu nastały święta. Moje lekcje z Lupinem zostały odwołane z powodu ich przybycia oraz dlatego, że uznał iż jestem gotowa. Stephanie, która przypatrywała się moim postępom jedynie kiwała głową z uśmiechem.W sumie sama to przyznała.
Dzień po świętach, których i tak nie lubię poleciałam do ciotki, która jak zwykle plątała się w kuchni. Gdy tam dotarłam ujrzałam, że sprząta syf, który zrobiła ona wraz ze swoimi przyjaciółkami dzień wcześniej. Tak, było grubo i cieszę się, że mnie nie było. Quercy zabrał mnie do siebie więc mogłam zwiedzić jego klitkę. Wróciłam wczoraj... A w sumie dzisiaj, gdyż było jakoś po 1 w nocy. Zastałam schlaną Stephanie i jej znajome przy kilku pustych butelkach ognistej. Teraz (a jest pół do 13) czas na sprzątanie. Widząc minę ciotki nie mogę wnioskować, że była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Widać bowiem, że była troszeczkę rozstrojona po imprezie i ostrej wymianie zdań z moim bratem. Postawiłam więc jej pomóc i wtrącić prośbę o powrót do Hogwartu pomiędzy rozmowę. Zawsze robiłam tak, gdy William czyli jeżeli jeszcze pamiętacie mój przybrany ojciec z mugolskiej rodziny, był na mnie zły, a ja chciałam wyjść z domu by spotkać się ze znajomymi. Sprawdzony i wypróbowany chwyt. Może poniżej pasa, ale grunt, że skutkuje.
Podeszłam zatem do stołu i zaczęłam zbierać z niego śmieci. Stephanie odwróciła się, by spojrzeć na mnie po czym wróciła do wycierania blatu.
-Dzień dobry -powiedziałam wesoło.
-Dobry -odparła niemrawo Stephanie i zaczęła płukać szmatkę ubrudzoną w kawie. Westchnęła jednak i wyjmując różdżkę machnęła nią tak, że materiał zaczął sam się 'myć'. Sama usiadła na krześle i dyrygując różdżką sprzątała z pozycji kibica, że tak to ujmę.
Ja jednak sprzątałam w mugolski sposób nie robiąc zbytniego szumu.
-Jak udał się wieczór? -Spytałam w końcu.
-A powiem ci, że nie najgorzej. Pomijając to, że końcówki nie pamiętam -zaśmiała się słabo Stephanie.
Uśmiechnęłam się wesoło. Wyrzuciłam zebrane rzeczy ze stołu do śmieci i poskrobałam się po głowie.
-Emm. Do jakiego domu trafiłaś, gdy dostałaś się do Hogwartu? -Spytałam niby obojętnie.
-Do żadnego -odparła swobodnie Stephanie.- Nie chodziłam do Hogwartu. Ja uczęszczałam do Beauxbatons -wyjaśniła widząc moje zdziwienie.
Pokiwałam głową lekko zdumiona. Patrzyłam wyczekująco na ciotkę, ale w porę uświadomiłam sobie, że Stephanie to nie William i ani troszeczkę nie przypomina go pod względem charakteru. Will od razu drążyłby temat szkoły, ale ciotka ma to w nosie i nadal dyrygowała sprzątaniem. Westchnęłam i stanęłam wprost naprzeciw niej.
-Mogę wrócić do szkoły? -Spytałam prosto z mostu.
Ta spojrzała na mnie z początku tępo, ale po chwili uśmiechnęła się delikatnie.
-Tak. Popołudniu wspomnę o tym Dumbledore'owi -odparła po jakimś czasie.
-Ale... Już jest popołudnie -zaśmiałam się.
Stephanie rozejrzała się szukając zegarka.
-A no chyba, że tak... -mruknęła lekko zamulona. Wstała i poklepała mnie delikatnie po policzku.- Nie martw się, mała. Wspomnę mu o tym jeszcze dziś -dodała i ruszyła do wyjścia.
Ja jednak stałam jak wmurowana i gdyby ktoś teraz na mnie spojrzał pomyślałby, że mam jakiś tik, albo gorzej.
-Tylko nie mała -wymamrotałam lekko poirytowana.
Nigdy nie lubiłam, gdy tak na mnie mówiono, a że wszyscy twierdzili, że słodko wyglądam gdy się denerwuję to nazywali mnie tak by mnie zdenerwować. Nienawidziłam tego zwrotu.
Stephanie zaśmiała się tylko i padła na kanapę.
Ja zerwałam się z miejsca i pognałam na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wręcz rzuciłam się na krzesło przy biurku. Wyczarowałam pióro oraz pergamin i zaczęłam bazgrać po nim szybko:
"Kochany Draco.
Stephanie, tak samo jak Lupin, twierdzą, że jestem gotowa i skończyłam lekcje!
Świetnie nie? W sumie wiedziała o tym już kilka dni przed świętami, ale Quercy zabrał mnie do siebie i nie miałam jak Ci tego powiedzieć.
Spytałam się już ciotki i powiedziała, że jeszcze dziś porozmawia z Dumbledore'm o moim powrocie do Hogwartu. Czy to nie świetnie!?
Poza tym co działo się w szkole pod moją nieobecność, bo jakoś nie rozpisujesz się w listach?
Proszę, rozwiń swoje skróty myślowe i rozpisz się troszkę.
Pamiętaj, że Cię kocham i już niedługo się spotkamy.
Czekam niecierpliwie.
Całuję,
Tatia."
Zawinęłam pergamin i podałam go Harmoo.
-Draco Malfoy, Hogwart -mruknęłam do sowy, która zahuczała wesoło i wyleciała przez okno.
Podeszłam z uśmiechem do łóżka i położyłam się na nim. Spoglądając w sufit moja wyobraźnia zaczęła ostro pracować nad wizją powrotu do Hogwartu. Widziałam bowiem jak wchodzę przez drzwi frontowe i pędzę na Wielką Salę, wypełnioną po brzegi. Patrzę na ślizgoński stół i widzę pełno czarnych szat na zielonymi naszywkami węża. Wtem dostrzegam tleniony łeb, który odwraca się w moją stronę. Draco uśmiecha się wesoło, zrywa się z miejsca i już biegnie w moją stronę. Wtem...
Usłyszałam głos Stephanie:
-Tatia! -Wyjąkała.
Zerwałam się z łóżka lekko przerażona i zbiegłam na dół.