piątek, 12 kwietnia 2013

7 rozdział "Za dużo dziś widziałam. Za dużo słyszałam."

Z głupia zaczęłam się przechadzać po Hogwarcie. Nudny dzień... Zdjęłam gumkę, rozpuszczając tym samym   włosy. Przeczesałam długie, blond kłaki dłonią. Uniosłam brodę do góry i zaczęłam hasać po prawię pustym korytarzu. Uśmiechałam się do przechodzących obok uczniów. Jakoś mi dzisiaj humor dopisywał. To chyba po wczorajszym... Za moimi plecami rozpętała się jakaś mała gonitwa. Dwóch pierwszorocznych Gryffonów zaczęło się gonić. Wymijając mnie, szturchnęli mnie oboje przez co straciłam równowagę. Wpadłam na jakiegoś chłopaka, który właśnie szedł z naprzeciwka. Natychmiast odkleiłam się od niego, gdyż spostrzegłam, że jest uczniem Slytherin'u.
-Prze... -zaczęłam.
-Patrz jak chodzisz, szlamico! -Huknął Blaise Zabini z pogardą. Zmarszczyłam brwi. Pokojowe nastawienie do chłopaka od razu gdzieś znikło.
-Wow. Umiesz odmieniać rzeczowniki! Gratulacje -powiedziałam ze sztucznym podnieceniem.
Zauważyłam, że Blaise się wkurzył. Kurde! Co ja, idiotka, zrobiłam!? Chyba na mózg mi padło, żeby GO denerwować. Już nie żyję...
Ciemnoskóry złapał mnie za ramiona. Nie był jednak za delikatny. Chłopak przyszpilił mnie do ściany obok.
-Słucham!? -Zapytał gniewnie.
-Ładna koszula -powiedziałam lekko przestraszona i poprawiłam jego zielony krawat. Ślizgon uśmiechnął się chamsko.
-Tak lepiej -mruknął z "nutką" wyższości. Chłopak przejechał palcem po mojej żuchwie z niebywałą delikatnością.- Do następnego -szepnął w między czasie. Uśmiechnął się lekko i odszedł.
Ja natomiast, stałam tak przyklejona do ściany jakiś czas. Serce dudniło jak oszalałe.  Przełknęłam głośno ślinę i poszłam dalej, lekko chwiejnym krokiem. "Do następnego" ... Ciągle analizowałam te słowa. Zawsze kiedy Zabini tak mówił coś się musiało stać. No świetnie! To teraz jeszcze jego muszę unikać!
Nagle na korytarzu pojawiła się pani Sybilla Trelawney. Kiedy tylko mnie zobaczyła miałam wrażenie, że chciała się stamtąd zmyć. W sumie to raczej nawet chciała to zrobić...
-Proszę pani! -Zawołałam, aby ją zatrzymać.
Kobieta stanęła wpół kroku i zaczęła bić się z myślami. W końcu chcąc, nie chcąc została. Podbiegłam do niej szybko.
-Co pani dokładniej widziała w tej przepowiedni? -Zapytałam.
-N-nie teraz... -bąknęła pod nosem. Miała już odejść, ale chwyciłam ją delikatnie za ramię. Kobieta była strasznie spięta. Czułam to.
-Proszę...
Sybilla westchnęła. Zarzuciła głową w bok na znak żebym szła za nią. Zrobiłam to bez gadania. Wspięłyśmy się po spiralnych schodach do siedziby pani Trelawney. Usiadłam na jednym z foteli. Kobieta w goglach zaczęła krzątać się pomiędzy półkami.
-Herbatki może? -Zapytała, podnosząc, trzęsącą się ręką, imbryk.
-Dziękuję -odmówiłam grzecznie.- Co pani widziała? -Ponowiłam pytanie.
Kobieta westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.
-W pierwszej kolejności pojawiła się czarna sowa, która wleciała przez okno do czyjegoś dormitorium. Ptak przyniósł kawałek pergaminu. Całość tekstu była zamazana... Widziałam tylko słowo "niebezpieczeństwo". Później ujrzałam przedramię z Mrocznym Znakiem. To była ręka mężczyzny.
-A później? -Ponagliłam, widząc że kobieta się zamyśliła.
-Bliska rodzina... -wymamrotała i zmrużyła powieki.- Widziałam blond mężczyznę. Wysoki, zielone oczy...
-To skąd, przepraszam, przypuszczenie, że to moja rodzina!? -Nic nie rozumiałam z tego co powiedziała Sybilla. To się w ogóle kupy nie trzyma!
-Bo ty też tam byłaś -szepnęła.- Widziałam twojego brata... -powiedziała trochę posępnie.
Cały kolor zszedł mi z twarzy. Ale... Przecież ja nie mam rodzeństwa... Na pewno! Niczego nie rozumiałam...
Sybilla wstała i zaczęła szperać w swoich rzeczach. Z jakiejś teczki wyciągnęła zdjęcie. Podała mi je, a ja obejrzałam fotografię. Była ona wpół przedarta. W rękach trzymałam prawą część zdjęcia. W jego lewym dolnym rogu... W sumie to w jakim rogu? Był on właśnie urwany. To wyglądało, jakby ktoś w biegu rozerwał fotografię. Druga część musiała jeszcze kogoś przedstawiać... Na owej połówce był przedstawiony chłopak na oko w moim wieku. Blondyn o zielonych oczach. Zgodnie z opisem pani Trelawney.
-Ale... Ja nie mam żadnego rodzeństwa. Jestem jedynaczką.
Kobieta jedynie wzruszyła ramionami.
-Zna go pani? -Zapytałam.
-N-nie... -wymamrotała nerwowo. Wiedziałam jednak, że kłamie.- Jestem zajęta. Idź już -powiedziała pospiesznie, wypychając mnie z sali.
-A zdjęcie? -Wymachiwałam fotografią.
-Zachowaj na pamiątkę -powiedziała i zatrzasnęła za mną drzwi.
-To jest niemożliwe... -szepnęła, przyglądając się jeszcze raz zdjęciu. Czy pani Trelawney kłamie? Może nie mówi całej prawdy? Byłam rozdarta. Zupełnie jak to zdjęcie...

*oczami Draco Malfoy'a*

Siedziałem na parapecie przy otwartym oknie. Wpatrywałem się w malowniczy pejzaż, którego harmonię zakłócali dementorzy. W sumie... Nie najgorzej to wyglądało... Naszła mnie wena. Ruszyłem 4 litery i poszedłem szukać kartki papieru i ołówka. Znalazłem te rzeczy w brązowej teczce, gdzie trzymałem swoje pozostałe szkice. Tak, to mój sekret. Szkicowałem. Nikt o tym nie wiedział. Tylko ja. Bałem się komukolwiek to wyjawić. Obawiałem się reakcji. Ojciec tym bardziej nie wie. Jest surowy. Gdyby się dowiedział spaliłby wszystko.
Wytargałem dwie kartki i mój ulubiony niebieski ołówek. Teczkę zamknąłem i wcisnąłem pod materac. Jak zawsze. Podszedłem do okna i zająłem poprzednią pozycję. Zacząłem szkicować. To mnie zawsze uspokajało. Byłem w połowie rysunki, aż nagle usłyszałem kroki. Cholera! Wyciągnąłem różdżkę i sprawiłem, że kartki zaczęły lewitować. Wsunąłem je sprawnym ruchem pod kołdrę. W tym samym momencie drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem. Szybko schowałem różdżkę. Do pomieszczenia wszedł Zabini.
-Co tam, Diable? -Zagadnąłem lekko nerwowo. Serce trochę dudniło mi w żebrach z przypływu adrenaliny.
-Weź nawet nie pytaj -odparł posępnie i już miał się rzucać na łóżko. Moje łóżko! Jak usłyszy szelest kartek odkryje moje szkice!
-Niee! -Krzyknąłem wyciągając ręce w jego stronę.
Blaise zamarł w bezruchu. Spojrzał na mnie głupio.
-Co ci?
-Nic. Po prostu nie siadaj tam...
-Dobra. Było mówić... -bąknął i ruszył w stronę swojego łoża. Walnął się na nie, aż poduszki podskoczyły.
-Co jest? -Zapytałem widząc minę kolegi.
-Ta szlamica zaczyna mnie wkurzać... A ciebie to już chyba na potęgę! -Powiedział z lekkim współczuciem Zabini.
-Kto niby? -Nie ogarnąłem o kogo chodzi.
-Tatia. Ta szlama. A kto inny? -Powiedział z pogardą.
-Nie mów tak -odezwałem się beznamiętnie, spoglądając w okno. Próbowałem trzymać nerwy na wodzy.
-Słucham? Do takich osób powinno się zwracać zgodnie z nazewnictwem.
-Wcale nie -powiedziałem z naciskiem.
-Smoku, co się z tobą dzieje!? Jej rodzice są mugolami. takich jak ona nie powinni nawet nazywać czarodziejami! To szlama -syknął Zabini.
Nerwy puściły. Wstałem z parapetu i podszedłem do chłopaka. On tylko patrzył na mnie ze zdziwieniem na twarzy. Chwyciłem go za koszulę i szarpnąłem do góry, mierząc morderczym wzrokiem.
-Jeszcze raz tak na nią powiesz, a pokiereszuję ci tą brzydką buźkę! -Ryknąłem.
Jeszcze chwila, a bym go najzwyczajniej w świecie uderzył. Blaise odepchnął mnie jednak od siebie.
-Człowieku! Co z tobą!?
Wziąłem nerwowo powietrza. Złapałem się za włosy, burząc tym samym idealnie ułożoną fryzurę.
-Nie wiem -wymamrotałem i wyszedłem pospiesznie z dormitorium.
Szedłem zdenerwowany, jednym z korytarzy. Nie zważałem na innych uczniów. Po prostu gnałem przed siebie próbując ogarnąć własne myśli. Czy ja się zakochałem? Kurde! To niemożliwe! W Tatii? Tym bardziej jest to chore... Ale jak inaczej wytłumaczyć to, że ciągle o niej myślę? Jak wyjaśnić to, że się uśmiecham, gdy ją tylko widzę? To, że serce szybciej bije, gdy z nią rozmawiam? "Zakochałeś się, czy co?" -jej słowa ciągle dudniły mi w głowie.
Nagle na kogoś wpadłem. Nie dziwne. W sumie to kompletnie nie patrzyłem gdzie idę. Inni omijali mnie, patrząc na mnie jak na idiotę. Chwyciłem tą osobę za ramiona i spojrzałem temu komuś w oczy. Piękne brązowe tęczówki. Tatia.
-Kolejny! -Wymamrotała, załamując ręce.
Wpatrywałem się w nią bez słowa. Jej oczy lśniły niczym tysiące gwiazd. Jej włosy połyskiwały w promieniach słońca, które wpadały przez okno obok. Jej różane usta nęciły widokiem. Kusiły, aby ich zakosztować. Zbliżyłem się do niej, schylając lekko, gdyż była niższa ode mnie. Podniosłem delikatnie jej brodę, by lepiej widzieć jej oczy. Wpatrywały się we mnie. Skierowałem wzrok na usta, które były lekko rozchylone.
Wtem czar prysł. Tatia odsunęła się delikatnie w tył powiększając odległość między nami, która była już  i tak znikoma. Choć tak tego chciałem widocznie nie było mi dane. Dziewczyna wymknęła się z delikatnego dotyku, jakim ją obdarzyłem i pospiesznie odeszła, pozostawiając za sobą piękny zapach czerwonych róż.
-Tatia -szepnąłem za nią, odwracając się za dziewczyną. Blondynka jednak mnie nie słyszała.- Co się ze mną dzieje!? -Mruknąłem i poleciałem korytarzem w przeciwną stronę niż Tina.

*oczami Tatii Salvador*

Co to było do cholery!? Pędziłam wzdłuż korytarza lekko otumaniona. Czy on chciał... Nie. Nie! Nie!
Wparowałam do Pokoju Wspólnego Puchonów. Potknęła  się na wstępie, ale się tym zbytnio nie przejęłam. W pomieszczeniu było mało osób. Usiadłam na podłodze przed kominkiem i wpatrywałam się w płomień. W ręce nadal trzymałam dość starą fotografię. Nagle za moimi plecami pojawiła się Su.
-Tatsi? -Zagadnęła.- Co jest?
Nie reagowałam. Za dużo dziś widziałam. Za dużo słyszałam. Byłam w kompletnym szoku. Zaczęłam nerwowo oddychać. Znów te napady duszności. Tak zachłannie wciągałam powietrze, że aż zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Słabo mi -szepnęłam.
Suzan podeszła do mnie i usiadła obok.
-Co się stało? -Zapytała.
Zaraz po tych słowach łzy napłynęły mi do oczu. Suzan przytuliła mnie mocno.
-Matko! Mów co jest, bo nie mogę tak na ciebie patrzeć!
-Ja... -wzięłam oddech.- Chyba mam... Brata...
-Co? -Zdziwiła się Suzy.- Ale ty... Jedynaczką jesteś!
-No właśnie wiem... -mamrotałam.
-Rodzice by cię okłamali?
-Nie. Nie wiem. Ale...
-Co 'ale' ? -Dopytywała się ożywiona Su.
-W domu nie mamy żadnych zdjęć. Przynajmniej nie wspólnych...
-Myślisz o... -nie dokończyła, bo nie mogła wymówić tego słowa.
-Adopcji -mruknęłam i w moment zalałam się łzami.


______________________________________________________________
Wybaczcie za tą przerwę tygodniową. Nauka i te sprawy. 
Nie jestem pewna kiedy będzie następny rozdział, bo po pierwsze muszę go napisać, a po drugie to godzinę dziennie na kompie teraz mogę być, więc marnie... :D
Ale dla was się koty postaram... Jak będzie dużo komentarzy! ;)
Pozdrowienia i miłego czytania, bo osobiście to mój ulubiony rozdział *U*
~Tatsi

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam, jesteś z siebie dumna. Bo nie komunikuję dzisiaj ze światem żywych. Cały czas słyszę "leż w łóżku, nie ruszaj się, odpoczywaj, jesteś chora". Szału można dostać. A w szczególności kiedy przychodzą do człowieka i budzą tekstem "chciałam sprawdzić czy nie masz gorączki" Ugh -,-'. Ale cóż przechodząc do rozdziału och słoneczko cudowny jest *.* Nie no naprawdę mi się podoba. Ach ten Blaise jak zawsze "kochany". Ale czekaj co ?! ŚWINIA z cb !! NIE DOŚĆ, ŻE KOŃCZYSZ W TAKIM MOMENCIE TO CO ROZDZIAŁ JEST WIĘCEJ PYTAŃ :P Ach pojechałam Shiftem xD. No dobrze, dobrze. Z jakiej paki ma brata. Chodź jak był blondyn o zielonych tęczówkach to mi się z Draco skojarzyło. Ale to nie możliwe skoro suma summarum Tatia i Dracon będą razem. Ave Draco nasz mały artysta ^^. Omal jej nie pocałował xD. Ach weź wyjdź ! Dlaczego zawsze, ale to zawsze musisz kończyć w takich momentach ?! Ach kończę, bo mnie znowu ochrzanią, że nie śpię :P. A w piątek się dobrze czułam.. no powiedzmy xD. Pozdrawiam, ponaglam, kocham i weeny ;D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie. Dracuś ma niebieskie oczęta. :*
      Poza tym to wiesz, że ja musiałam tak skończyć. *U*
      Idź leżeć zasmarkańcu i mi tu nie wciskaj, że Malfoy ma zielone oczy! :D
      ~Tatsi

      Usuń