środa, 5 czerwca 2013

15 rozdział "Czekoladowe z kawałkami czekolady polane czekoladą w rożku czekoladowym rzecz jasna."

Biegłem korytarzem do Skrzydła. Wyglądało to trochę jakbym leciał po dragach przywitać się z jednorożcem, ale jakoś mało mnie w tym momencie interesowało zdanie innych. Będąc dopiero przed drzwiami do odpowiedniego pomieszczenia otrząsnąłem się. Co ja do cholery robię!? Przecież to ja byłem osobą, która zdzieliła ją piłką i przez którą leżała nieprzytomna przez tydzień! Jestem chyba ostatnim człowiekiem, którego chciałaby w tym momencie widzieć... Pomijając jej ojca rzecz jasna.
A jeżeli będą już tam tłumy, oblegające jej łóżko z pytaniami typu: "Jak się czujesz?" bądź "Boli?"? Gdybym wszedł tam podczas takiego rozgardiaszu to wykopaliby mnie stamtąd szybciej niż tu przybiegłem.
Postanowiłem tylko wsadzić łeb do środka i zobaczyć co się dzieje. Kiedy zajrzałem do Skrzydła okazało się, że wieje tam pustakami. Jedynie jedno łóżko było zajęte i leżała na nim Tatia, wgapiając się bezsensu w sufit. Spostrzegła jednak ruch i spojrzała w stronę drzwi. Zdziwiła się widocznie na mój widok, bo automatycznie zmarszczyła czoło.
-Co ty tu robisz? -Zachrypiała Puchonka.
Podrapałem się po głowie i odchrząknąłem wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.
-Ja.. Ja tylko chciałem tu zajrzeć, bo... -dukałem zakłopotany.
Tatia zaśmiała się cicho.
-Dobra, dobra -prychnęła rozbawiona.- Jak chcesz to zostań -zaproponowała i znów spojrzała w sufit.
Zawahałem się. Gdyby ktoś ze Ślizgonów znowu mnie tutaj przyczaił to miałbym nieźle przerąbane...
Nogi jednak automatycznie zawlekły mnie do krzesła obok łóżka dziewczyny. Finalnie usiadłem obok niej z lekko zmieszaną miną.
-J-Jak się czujesz? -Spytałem nie za bardzo wiedząc co mam powiedzieć.
-Bywało lepiej -mruknęła.- Tylko błagam, nie każ mi się śmiać -uśmiechnęła się.
-Żebra? -Zaśmiałem się.
Ta tylko pokiwała głową.
-Podobno będę mogła wyjść za jakiś tydzień... No chyba, że mi się polepszy -powiedziała.
-To dobrze -mruknąłem. Znowu poskrobałem się po łepetynie.- Eej... Tatia -zacząłem nieśmiało.- Mam... Mam nadzieję, że nie gniewasz się...
-Gniewam się. Nie wiem czy ci to wybaczę, brutalu -burknęła poważnie. Po chwili zaśmiała się słabo.- Spoko -powiedziała ku mojej uldze.- Ale rozumiem, że jak wylezę to zabierasz mnie na lody w Hogsmeade -dodała z uśmiechem.
Rozpromieniłem się nagle i pokiwałem głową.
-Jasne -mruknąłem z wyszczerzem.- Ulubiony smak? -Spytałem.
-Czekoladowe z kawałkami czekolady polane czekoladą w rożku czekoladowym rzecz jasna -odparła z uśmiechem. Zacząłem się śmiać.- Dobra, spadaj, bo zaraz się tu zleci pół Hufflepuffu -mruknęła.
Zdziwiłem się lekko. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale  ta mi przerwała:
-Myślisz, że nie wiem? Spinasz się i rozglądasz jak ścigany czy aby przypadkiem jakiś Ślizgon tu nie zagląda. -mruknęła.- Idź -dodała z uśmiechem.
Ja jedynie pokiwałem głową i wstałem z miejsca. Rzuciłem jeszcze blady uśmiech w stronę dziewczyny i wyszedłem ze Skrzydła Szpitalnego jakby nigdy nic.
*perspektywa Tatii Salvador*
Leżąc przez najbliższy tydzień w łóżku szpitalnym nie miałam zbyt wiele rozrywek. Raz na ruski rok Suzan przynosiła mi książki, abym mogła nadrobić "straty" w wiedzy. Jakoś się do tego nie paliłam więc odrabiałam je jak mi się zechciało. Uznałam, że później jakoś nadrobię.
Codziennie miałam naloty Puchonów z coraz to nowszymi pytaniami na temat mojego zdrowia i samopoczucia. Narzekać nie mogę, bo trzeba przyznać, że są świetni za to. Przynajmniej mi się nie nudziło...

W końcu pani Pomfrey powiedziała, że już mogę wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Kiedy weszłam do Pokoju Wspólnego Puchonów to nie wiedziałam czy z tego powodu bardziej cieszę się ja, czy uczniowie domu borsuka. Od razu zagrodzili mi drogę do dormitorium niosąc do mnie uśmiechy i miłe słowa. Trochę przesłodzone było to wszystko i zarazem upierdliwe, ale z drugiej strony miłe. Pogawędziłam z kilkoma Puchonami dla świętego spokoju i wymknęłam się z Pokoju do swojego dormitorium- na szczęście pustego. Wpakowałam się na łóżko, ale po chwili wstałam, bo uznałam że wyleżałam się w Skrzydle. Postanowiłam więc, że się wykąpię. Wzięłam piżamy i powędrowałam do łazienki. Było już trochę późno więc się streszczałam z myciem. Po jakiś 15 minutach wyszłam z zaparowanego pomieszczenia z ręcznikiem na głowie, w różowych spodenkach od piżam i w białej górze stroju. Kiedy szukałam szczotki w szufladzie usłyszałam stukot szyby. Spojrzałam na okno, a na parapecie siedziała brązowa sowa. Nie znałam jej. Podeszłam jednak do okna i wpuściłam ją. W dziobie trzymała dość długi rulonik, ciasno zwinięty. Ptak podał mi papier i wyleciał z dormitorium nie czekając ani na herbatnika, ani na jakąkolwiek odpowiedź. Lekko zdziwiona zamknęłam okno i spojrzałam na kartkę obwiązaną cienką, czerwoną nitką. Ściągnęłam ją i rozwinęłam papier. To co na niej ujrzałam to był czarno biały rysunek, przedstawiający błonia otaczające Hogwart. Nad nierównie ostrzyżoną trawą kursowali dementorzy. Przyznać musiałam, że szkic wywarł na mnie duże wrażenie. Ten kto to rysował na pewno nie był przeciętną osobą, interesującą się rysownictwem. Zastanawiało mnie jednak kto mógł to narysować i zaraz podarować mi szkic. Nie miałam nawet podejrzeń co do osoby, która mogła się porwać na taki czyn. Obejrzałam kartkę z przodu i z tyłu, ale nie było żadnego podpisu. Zrezygnowana jeszcze raz przyjrzałam się rysunkowi i z uśmiechem odłożyłam ją na szafce nocnej, przygniatając odwijający się róg, ramką na zdjęcia. Odnalazłam szczotkę i rozczesałam mokre włosy. Nagle nieźle mnie zmogło więc szybko wpakowałam się do łóżka. Szybko zasnęłam...

**Następnego dnia**

W końcu obudziłam się w miejscu, za którym tęskniłam od dziwnego zakończeniu meczu quidditcha. Kiedy podniosłam głowę okazało się, że wszystkie moje współlokatorki nie spały. Leżała jak tylko zwykle Hanna, ale to norma. Zwlekłam się więc i ja z łóżka i ubrałam się.
-Co to za rysunek? -Spytała Abbott.
-W sumie to nie wiem -odparła szczerze.- Dostałam go wczoraj przez sowę -dodałam.
-Prezencik? -Zaśmiała się blondynka
-No chyba -prychnęłam i wyszłam z dormitorium na śniadanie.
Kiedy doszłam do Wielkiej Sali okazało się, że już jest tam połowa uczniów. Wśród nich, szczerząca się do mnie nie wiadomo z jakiej przyczyny, Rose, jak zwykle uroczy Fred, Carmen która zgodnie z tradycją wpierniczała tosty z Nutellą i Draco siedzący z dziwnym uśmieszkiem przy stole Ślizgonów. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do stołu Puchonów. Zjadłam marne śniadanie, bo nie byłam zbytnio głodna, rozmawiając o ostatnim meczu. Podobno planują go powtórzyć co mi się nie za bardzo podobało z wiadomych przyczyn.
W końcu zebrałam 4 litery i ruszyłam na pierwszą lekcję jaką była transmutacja. Nawet lubiłam te zajęcia. Tym razem odbywały się z Krukonami. Suzan zajęła miejsce obok Michaela Cornera, w którym potajemnie się podkochiwała. Uśmiechnęłam się pod nosem i zasiadłam obok Luny.
-Hej -powiedziała jak zwykle cichym głosem ruda.
-Cześć -mruknęłam z uśmiechem.
-Jak się trzymasz? Słyszałam, że z miotły spadłaś. Bolało? -Spytała.
-Delikatnie -zaśmiałam się.
-Aha -mruknęła Lovegood i spojrzała na McGonagall, która właśnie zaczynała lekcję.
Dziś powtarzaliśmy zaklęcia z ostatnich zajęć... Na których mnie z wiadomych przyczyn nie było.
Czas szybko mi minął i nim się obejrzałam pędziłam na kolejne lekcje. Dzień ogólnie był nudny. Pozornie zwyczajny co czyni go jeszcze nudniejszym. Humor jednak mi dopisywał. Nie mam pojęcia czemu. Po prostu japa mi się sama cieszyła.
Hasałam więc wesoło po korytarzach Hogwartu. Przechodząc obok okien, wychodzących na błonia ujrzałam znajomą czuprynkę, stojącą przy jednym z drzew. Uśmiechnęłam się pod nosem i postanowiłam powitać rudego. Wyszłam z zamku i pod nieobecnością dementorów wylazłam na błonia. Szłam w stronę Gryfona z uśmiechem. Kiedy weszłam na lekkie podwyższenie już otwierałam usta, aby powiedzieć "Hej" do Weasley'a. Zamarłam jednak w bezruchu. To co ujrzałam wstrząsnęło mną do głębi. Złapałam się za brzuch dłonią, a do oczu natychmiast napłynęły łzy. Co jak co, ale to zabolało...






____________________________________________________________ 
Nie zabijajcie za końcówkę :D
Wiem, że Patrycja mnie za nią chętni udusi, ale ja już mówiłam: chcesz mieć taki moment to musisz cierpieć :D
KOMENTUJCIE miśki :3 Zależy mi na waszych opiniach ♥
~Tatsi

3 komentarze:

  1. Ughh. Ić ty chamie na szamot... Ale najpierw napisz kolejny rozdział. xDD
    Draco staje się czuły i kochany. *u* WRESZCIE SIĘ UCZŁOWIECZA. Jest spoko. Ważne, że gnojek przeprosił. Poza tym żeberka musiały być... No bo to już niczym tradycja. Dziwi mnie ten szkic, więc mam nadzieję, że to wyjaśnisz.
    Kocham, pozdrawiam i CZEKAM NA NN. :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo so sweet. And now kiss xD. Carmen i Fredzio xD. Skoro Patt się wkurza. Nie ma to jak biegnąć 100 na godzinę, do skrzydła, a później się obawiać, że ktoś przylezie. Ach ta Tatia taka lubiana xDD. D'aww Draco taki romantyk xD. Hah ty, bez uśmiechu na gębie? Nawet przy złamanych żebrach xD. Jest moc i przeprosiny ^^ marne, ale jednak :D. Co do lodów... to ble.. lody uwielbiam, ale czekoladowe to paskudztwo... taa Nutella musi być *.* co z tego, że jest 2 w nocy, mam ochotę przez ciebie na Nutellę xD. No i skończyłaś tak specjalnie na złość Black ;D ach dumna jestem xD. Ejee rozdział krótki, film mi się ładuję i nie mam co czytać. Pomińmy, że mam mnóstwo blogów to przeczytania, ale poczytałabym se o Tati ^^.
    Także tę... można wywnioskować, że rozdział mi się podobał, ale strasznie się powtarzasz, tak na marginesie ;*
    Kocham, pozdrawiam i czekam xD.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz dalej pisz. Moj blog jest w zawieszeniu :( nie mam weny ale 4 moze jutro sie pojawi :)

    OdpowiedzUsuń