Biegłam korytarzem zapłakana. Byłam w szoku z powodu tego co widziałam. Fred -chłopak, w którym się podkochiwałam, pocałował inną dziewczynę... Jeszcze lepiej, że owa dziewczyna jest moją przyjaciółką. Zabolało. Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż prosto w brzuch. Łzy gęsto spływały po moich policzkach.
Nie zważałam na zdziwionych uczniów, których mijałam, Po prostu biegłam przed siebie. Nogi automatycznie powiodły mnie w stronę Pokoju Wspólnego Puchonów. Zbiegłam, bowiem na dół i gnałam korytarzem. Nagle wpadłam na kogoś. Kiedy uniosłam głowę ujrzałam chłopaka o jakby tlenionych włosach. Gdy Malfoy zobaczył moją twarz mocno się zdziwił. Delikatnie złapał mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.
-Co się stało!? -Zapytał zatroskany.
Ja jednak nic nie odpowiedziałam. Schowałam twarz w jego klatce piersiowej i zaczęłam płakać. On rozejrzał się dookoła. Widząc, że korytarz jest pusty, objął mnie mocno. We mnie jednak napłynęła fala gniewu. Bez ostrzeżenia odepchnęłam go od siebie.
-Jebana reputacja! -Krzyknęłam przez łzy i pobiegłam pod obraz martwej natury.
Wypowiedziałam hasło i szybko przeszłam przez otwór do Pokoju Wspólnego Puchonów. Widząc, że znajduje się tam dość spora grupa uczniów, pobiegłam do dormitorium.
-Co się...? -Zaczęła Su, ale ja nie miałam zamiaru odpowiadać. Tym bardziej nie czekałam na dokończenie pytania.
Wparowałam do dormitorium i rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszki. Nagle drzwi się otworzyły.
-Boże! Co znowu? -Zapytała sarkastycznie, Suzan siadając przy mnie.
Wybełkotałam coś w stylu "NIE" i pokręciłam przecząco głową. Su klepnęła mnie w plecy i westchnęła. Wstała z łóżka i zaczęła szukać czegoś w walizce. Nagle usłyszałam brzęk szkła. Po chwili materac znowu ugiął się pod jej ciężarem.
-Ej -mruknęła szturchając mnie czymś.
Odkleiłam się od poduszki i spojrzałam na przyjaciółkę. W dłoniach trzymała dwie szklaneczki ognistej z uśmiechem na twarzy. Podniosłam się ponuro i usiadłam po turecku. Dziewczyna podsunęła mi napój pod nos. Złapałam za szklankę i wypiłam całą jej zawartość za jednym zamachem.
-Co jest? -Zapytała masując mi kolano.
-Fred... On.. Pocałował Carmen -wybełkotałam.
-O matko -jęknęła Suzan. Po chwili byłam już w jej uścisku.- Nie płacz -szepnęła, masując mi plecy.
-To boli -zaskrzeczałam w jej ramię.
Nagle usłyszałam grzmot. Zanosi się na burzę. Jakieś 5 minut później wielkie krople zaczęły dudnić o szyby. Suzan rozlała jeszcze po szklaneczce. Upijając łyk Whisky, ujrzałam błysk. Piorun ponownie przeszył granatowe niebo. Po chwili znów usłyszałam grzmot. Tym razem potężniejszy.
-Zapowiada się niezła burza -mruknęła blondynka, patrząc w okno.
Nagle do dormitorium wpadła przemoczona, ale rozbawiona Black.
-Nie uwierzycie! -Zaczęła wielce uradowana. Spojrzała jednak na mnie i min jej lekko zrzedła.- Co się stało?
-Nic -odparłam posępnie powstrzymując łzy.
-Tak, jasne. A płaczesz ze szczęścia -burknęła Carmen, siadając obok mnie.- Co się dzieje?
Nie odezwałam się. No bo co miałam powiedzieć? "Płaczę, bo całowałaś się z chłopakiem, którego kocham. A tak na marginesie... Zachęcająca pogoda, nieprawdaż?" ? Wstałam tylko z łóżka i weszłam do łazienki, trzaskając drzwiami za sobą. Słyszałam, że Su szepce coś do Carmen, która po chwili wyszła z dormitorium. Zajedwabisty dzień...
**Następnego dnia**
Obudziłam się lekko zamroczona po wczorajszym zdarzeniu... I po Whisky... Zwlekłam się z łóżka i ubrałam się w czarne rurki i długi, jarający żółty sweter. Włosy rozpuściłam, by swobodnie opadały mi na ramiona. Nie rozmawiając z nikim wyszłam z dormitorium i skierowałam się na Wielką Salę. Wchodząc do dużego pomieszczenia wypełnionego zaspanymi uczniami, przy stole Gryffindoru ujrzałam Freda. Spojrzałam tylko na rudzielca i pomimo to, że Weasley pomachał mi, ja wzruszyłam ramionami i ruszyłam do Puchonów. Usiadłam obok Cedrica, który wciągał właśnie płatki czekoladowe. Smętnie zabrałam się za owsiankę.
-Co tam? -Zagadnął wesoło blondyn. Ja ponownie wzruszyłam ramionami i zaczęłam się bawić łyżką, zamoczoną w misce. Ten mnie szturchnął łokciem.- Tatsi. Co jest?
-Nic -burknęłam.
Ten jednak nie zdejmował ze mnie wzroku. Już nie mogłam wytrzymać. Łzy napłynęły mi do oczu. Diggory chciał coś powiedzieć, ale ja wtuliłam się w jego ramię i zaczęłam cicho szlochać. Puchon objął mnie delikatni i zaczął głaskać mnie po plecach. Wymienił zapewne spojrzenia z Suzan, bo poczułam jak kiwa znacząco głową. Kiedy się w końcu ogarnęłam, oderwałam się od jego, już mokrego, rękawa koszuli i roztarłam to miejsce. Zaśmiałam się nerwowo.
-Przepraszam -wybełkotałam, a ten uśmiechnął się do mnie.
-Nic się nie dzieje -odparł udając, że nie widzi mokrej plamy na rękawie od moich łez.- Będzie dobrze -zapewnił i zabrał się za swoje śniadanie.
Ja jedynie uśmiechnęłam się blado i dokończyłam owsiankę.
Pierwszymi zajęciami dziś były eliksiry ze Ślizgonami. Aż się doczekać nie mogłam... Ruszyłam w stronę lochów i zaczekałam wraz z innymi uczniami, aż Severus wpuści nas do sali. Ten moment w końcu nastąpił i wraz z Suzan ustawiłyśmy swoje kociołki na jednym ze stołów. Nagle obok mnie pojawił się Malfoy ze swoim 'garem'.
-Można? -Spytał niby oschle, stawiając kociołek obok mojego.
-A nie wstydzisz się, że jakiś Ślizgon cię oskarży o to, że stanąłeś obok szlamy? -Warknęłam.
-O co ci.. -zaczął, ale ja nawet nie chciałam go słuchać. Ruszyłam do Snape'a po dodatkowy składnik do eliksiry, który mieliśmy dzisiaj przygotować. Wróciłam na miejsce i zaczęłam kroić dżdżownice.
-Nie bądź na mnie zła -mruknął Draco.
Ja tylko prychnęłam kpiąco.
-Jak przyszedłem do ciebie do Skrzydła to jakoś mnie rozumiałaś -burknął poirytowany.- Coś się stało?
-N-nie -wybełkotałam.
-Widzę przecież -brnął dalej.
-Nic się nie stało! -Krzyknęłam na całą salę.
-Panno Salvador -oburzył się Snape.- Romanse po zajęciach -powiedział kpiąco. Słychać było ciche chichotanie w pomieszczeniu. Lekko się zarumieniłam i wróciłam do eliksiru. Severus spojrzał na Draco.- Poza tym nie wiem czy twoi rodzice byliby zadowoleni z tego -dodał.
-Słucham!? -Wręcz pisnęłam z gniewu.
-Nie oszukujmy się. Jest pani wychowana w rodzinie mugoli -odparł spokojnie Snape.
-Czyli szlama -mruknęła wśród tłumu Pansy z chamskim uśmieszkiem.
-Panno Parkinson. Bez obelg -powiedział z nutą obojętności. Widać jednak było, że właśnie tak chciał mnie nazwać, ale nauczycielowi nie wypadało. Szczerze mówiąc to koło dupy, za przeproszeniem mi to latało. Spojrzałam z oburzeniem na mopsicę.
-Jak mnie nazwałaś!? -Warknęła zaciskając dłonie w pięści.
-Szlama -powiedziała wyraźnie.
-Dobrze, skończcie -uciął Severus. Byłam jednak zbyt nakręcona, aby się uspokoić. Podeszłam do Pansy tak, że dzieliły nas centymetry.
-Jeżeli jeszcze raz mnie tak nazwiesz to pożałujesz -syknęłam.
-A co mi zrobisz? Będziesz mnie torturować crucio, jak twój ojciec? -Zakpiła.
W sali zapanowała cisza. Mnie z kolei ogarnęło zakłopotanie. Skąd ta szuja wiedziała o moim ojcu, jak na dobrą sprawę JA nie wiedziałam o nim nic. Stałam osłupiała wpatrując się w Ślizgonkę. Ta widząc moją minę zaczęła się śmiać.
-Czyli nic nie wiesz!? -Znów się zaśmiała.- Twój ojciec jest mordercą. Wszyscy to wiedzą, ale myśleli, że to samo nazwisko co twoje to jedynie przypadek. Mówiłaś, że urodziłaś się wśród mugoli, więc myśleli, że jesteś szlamą. Choć w sumie nadal nią jesteś, bo okazałaś głupotę, że od niego uciekłaś -powiedziała rozbawiona.
-Dość! -Warknął Snape.- Obie tracicie 20 punktów dla domu. Mam nadzieję, że to was czegoś nauczy o zachowaniu na zajęciach. Wróćmy teraz do wywaru -burknął odsuwają mnie od mopsicy.
We mnie aż się gotowało ze złości. Draco patrzył na mnie z politowaniem. Co? On też wie!? Pewnie okaże się, że pół szkoły o tym wie!
Zajęłam się jednak eliksirem, bo aktualnie nic nie mogłam zrobić. W końcu nie będę się lać z Pansy przy opiekunie jej domu. Choć bardzo kusiło, bop strasznie irytował mnie ten wredny uśmieszek na jej twarzy. Pożałuje tego co powiedziała.
Kiedy zadzwonił dzwon zwiastujący zakończenie zajęć, wypaliłam z lochów jak postrzelona. Weszłam do Pokoju Wspólnego Puchonów i wlazłam do dormitorium, w którym siedziała już Hanna.
-Hello -zagadnęła wesoło ruda. Nie odpowiadałam przez mój dziadowy humor.- Pansy jest wredna. Nie przejmuj się nią -powiedziała odgadując moje myśli.
-Przejmuję się, bo ona mówiła coś o moim ojcu. Wie o nim więcej niż ja!
Abbott już się nie odzywała. Widocznie zdziwiła ją moja niewiedza. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
-Wiedziałaś, że mój ojciec to morderca? -Spytałam.
-Wiedziałam, że jest taki człowiek, ale nie miałam pojęcia, że to twój tata. W końcu mówiłaś, że pochodzisz z mugolskiej rodziny -wyjaśniał spokojnie, wstając z łóżka. Zaczęła szukać książki do transmutacji.
Westchnęłam ciężko i poszłam w jej ślady. Kiedy znalazłam to czego szukałam, wyszłam z Hanną z dormitorium i skierowałam się do sali, w której prowadziła zajęcia profesor McGonagall. Lekcje mieliśmy z Krukonami. Siedziałam w ławce z Suzan i Luną. Ogólnie to lekcja minęła szybko i nudno.
Po zakończeniu zajęć zamiast na obiad, skierowałam swe kroki ku komnacie Quercy'iego. Miał mi do wyjaśnienia to i owo. Zanim tam jednak dotarłam ujrzałam na jednym z korytarzy panią Sprout z widocznie zakłopotaną miną.
-Tatia! -Zawołała z ulgą.- Wszędzie cię szukam, dziewczyno!
-Mnie? -Zdziwiłam się.- Coś się stało?
-Tak.. To znaczy nie.. To znaczy.. Oj! -Machnęła na mnie ręką.- Chodź za mną, kwiatuszku -powiedziała i ruszyła w przeciwną stronę niż ja zamierzałam.
No niestety. Quercy musi zaczekać. Pognałam więc za opiekunką mojego domu. Okazało się, że prowadzi mnie do gabinetu Dumbledore'a. Zdziwiona weszłam za nią po krętych schodach. Przed drzwiami do pomieszczenia profesor Sprout uśmiechnęła się do mnie.
-Pan Dumbledore czeka tam na ciebie -oznajmiła i zeszła po schodach.
Zdziwiona zapukałam do drzwi, które lekko się uchyliły. Wsadziłam łeb przez otwór.
-Wzywał mnie pan? -Spytałam niepewnie.
-Ah! Panna Salvador! -Zawołał radośnie.- Tak, wejdź.
-Dzień dobry -mruknęłam wchodząc, bo uświadomiłam sobie, że nie przywitałam się.
W gabinecie znajdował się ktoś jeszcze. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, owa osoba wstała z fotela i ukazała się moim oczom. Była to wysoka kobieta o czarnych włosach i ciemnych oczach. Czułam się trochę nieswojo jak oboje patrzą się na mnie jak na eksponat w muzeum. W końcu Albus odkrył moje myśli, bo powiedział:
-Pewnie zastanawiasz się po co cię tu wezwałem, co?
-Może troszkę -odparłam nie ruszając się z miejsca.
-Pozwól, że przedstawię -mruknął wstając. podszedł do kobiety, która już od jakiegoś czasu stała.- To jest Stephanie Salvador -oznajmił.
Kobieta z uśmiechem podeszła do mnie i złapała mnie za dłoń, którą dynamicznie potrząsnęła.
-Oh Tatiana! Ale się zmieniłaś, młoda! -Powiedziała radośnie.
-Eem.. Przepraszam, ale... Ja pani nie znam -wybełkotałam zmieszana.
-A gdzie tam 'pani'! -Machnęła ręką.- Jestem twoją ciotką -zawyła z uciechy. Ja jedynie pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
-N-nie chcę być niegrzeczna czy coś, ale... Po co ja tu jestem? -Wypaliłam jak hipogryf w święta.
-Tatiano, twoja ciotka chce cię wypisać z Hogwartu -wytłumaczył Albus.
-CO!? -Ryknęłam mocno zdziwiona. Kiedy spojrzałam na Stephanie, ta tylko kiwała głową na znak, że to prawda.
No nie. Oni poszaleli!
____________________________________________________________
Here we go :3
To zwijamy się z Hogwartu ;D Mam nadzieję, że mnie nie zeżrecie :3
~Tatsi
Hahahh. Czuję się zaszczycona ppcałunkiem z rudym. Poza tym deszcze sa zaje kurwa biste i z cukru nie jestem, więc dobrze że przylazłam przemoczona. Co do ojca to nie lubię gnoja, a do ciotki to w sumie fajna. :) ale żeby od razu wypisać z Hogwartu?! Wyrzucenie bym zrozumiała ale gdzie ona ją zatacha?
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i czekam na NN.
Tsaa mistrzu wyczucia chwili, Tatiana w roli głównej. Po co ja mam się silić i pisać komentarz, skoro ty nawet ich nie czytasz :P. Burza *.* Burza jest fajna xD.
OdpowiedzUsuńAle proszę Cię! Zlituj się nad człowiekiem i nie używaj zwrotu Tatsi... ugh...
Ja tu jem i czytam twój rozdział i w końcu zdanie o dżdżownicach... dzięki :P.
Wiktoria... przecież Hanna Abbott NIE jest ruda ;*.
"Siedziałam w ławce z Suzan i Luną." A ja to co? :P
Pełno Carmen czuję się odizolowana :P. Ehh pamiętna lekcja z pedagorzką xD. Hym... każdy wie? Ciekawe, to niech ktoś opowie od początku do końca. Co do Iana to dziada nie lubię, a Stephanie... do niej nic nie mam, ale jest teraz przesłodziaśna -,- i zabiera Tatię?! Ciebie już do reszty pokręciło? Gdzie niby? No jakby w końcu Sqalvador wyrzucili, to jeszcze w miarę zrozumiałe, ale odejście dobrowolnie? Aaa i nie zapominajmy o Darco, dbającym tylko o swoją reputację, kiedy się przełamie? I ten "milutki" Snape.
Pozdrawiam ;).
Kochanie ty moje, to że nie odpisuję na każdy komentarz, nie znaczy że nie czytam twoich wypocin ;*
UsuńCzytam bowiem każdy komentarz bez względu na wszystko ;D
Pierdu, pierdu złotko xD.
UsuńPrzeczytałam wszystkie *.* dawno, ale jakoś tak teraz piszę. Może z nudów, bo pisanie komentarzy jest trochę nudne xD. Ale wiem ile znaczy dla pisarza. A więc Tatia xDD. Już ją lubię. Jest czasem słodka, czasem chce zjeść żywcem. Oczywiście w przenośni, nie róbmy z niej kanibala. Co do komentarzy powyżej. Rudzi rządzą ^^. Chodź Dracuś <3. jak on się zmienia. A co do zdrobnienia imienia, hym... mi to tak bardzo nie przeszkadza, ale wolę Tatia :). No i tak osobiście, kobieto zajebiście piszesz, kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńOhh. Bo się zarumienię ^^
UsuńTak, komentarze są dlamnie bardzo ważne i chwała Ci za to ;D
Ugh.. Próbuję, próbuję ale pogoda mi nie zezwala na przepisanie rozdział ;3
Dziś będzie!
Obiecuję :3
~Tatsi
Nie będę się odnosić do wszystkich rozdziałów, bo mój komentarz byłby gigantyczny *.* no, ale zaskoczyłaś mnie tym Quercym? Dobrze napisałam? Chodź coś podejrzewałam, to i tak mina o co kaman xd. Nie wiem co dodać, ale że Draco rysuję? Z tym się jeszcze nie spotkałam, fajnie, że ma taką pasję. I widać jak się zmienia, tylko niech przestane się przejmować reputacją. I że CO?! Jak to?! ciotka chce zabrać Tatię?! Nie, nie, nie! Ja się nie zgadzam! PISZ!!! Chce więcej. No dobra, wiem napiszesz kiedy będziesz chciała, a ja Cię nie poganiam, no może troszeczkę (ale ciszo xD), ale nie mogę się doczekać. Co ty masz z tymi końcówkami?
OdpowiedzUsuńPozdrowionka i do przeczytania.