W drzwiach stanęła kobieta z burzą czarnych, dziko kręconych włosów. Ubrana była w staroświecką sukienkę sięgającą do połowy uda. Skąpana była w odcieniach nocy. Na nogach zagościły czarne kozaki na obcasie. Paznokcie były długie i zaostrzone. Pomalowane na czarno dawały wrażenie szponów.
Dobrze znałem tę kobietę. Była to Bellatrix Lestrange. W dłoni dzierżawiła brązową różdżkę wygiętą pod dziwnym kontem. Na twarzy zagościł złowrogi uśmiech.
-Bella -powitała ją Stephanie.- Jak tam?
-W miarę. Nie przyszłam tu jednak na pogaduszki, lecz... -urwała i spojrzała na mnie. Usta wykrzywiły się w jeszcze większy uśmiech.- Ale w sumie.. -mruknęła i rozgościła się na kanapie.-Quercy, jak tam życie? Co tam u ojca? Co u Tatii? -Zakpiła. Zmierzyłem ją morderczym spojrzeniem.
-Życie jako tako. U ojca nie mam pojęcia, bo widziałem go jedynie kilka dni temu i to nie było zbyt długie spotkanie, a u Tatiany to też nie wiem.
-Kłamiesz -mruknęła i zaczęła się przeraźliwie śmiać.- Wiesz co? Zawsze cię podziwiałam -oznajmiła, wstając. Podeszła do stolika, gdzie stała Martini i nalała sobie trochę do kieliszka.
-D-dlaczego? -Zdziwiłem się nieco.
-Zadajesz sobie tyle trudu, żeby ukryć jakąś piętnastolatkę przed jej własnym ojcem -odparła. Upiła trochę alkoholu i prychnęła patrząc zamyślona w dywan.- Przecież to się wyda! A jak gówniara będzie miała trochę talentu po ojcu to zostanie Śmierciożerczynią -dodała patrząc na mnie.
Wzruszyłem ramionami udając obojętność. Stephanie stała w kącie z zaplecionymi rękoma na piersiach. Wpatrywała się w Lestrange z czujnością.
-Dlaczego to robisz? -Spytała z zaciekawieniem.
-Robię co?
-Nie kłam! -Pisnęła zirytowana Bellatrix. Była znana z wybuchu histerycznego gniewu.- Już wszyscy wiedzą, że to ty ukryłeś młodą wśród mugoli. Zgrywasz idiotę przed nami i okłamujesz samego Czarnego Pana!
-A od kiedy zależy ci na mojej rodzinie? -Burknąłem.
-Od nigdy -odparła obojętnie. Widząc moje niedowierzanie postanowiła kontynuować.-Ian powiedział prosto: albo Tatia służy w oddziałach Czarnego Pana, albo jest już uważana za nieżywą. Oznajmił również, że gdyby dziewczyna była uparta jak matka to ja mogę jej pomóc przeprawić się na tamten świat -powiedziała słodko i dopiła Martini.
Ku naszym zdziwionym minom Bella uśmiechnęła się i wyszła zadowolona.
*perspektywa Tatii Salvador*
Siedząc na łóżku w dormitorium wpatrywałam się tępo w sufit. W pokoju byłam tam tylko ja. Rozmyślałam nad tym co ma się zdarzyć i to co się w sumie zdarzyło.
Po ostrej burzy mózgu uznałam, że nie będę się nad tym rozwodzić. Podniosłam tyłek i z nudów poskładałam ubrania w szafie, bo panował tam kompletny sajgon. Kiedy skończyłam usiadłam na skaju łóżka i rozejrzałam się po pokoju.
I ja mam opuścić to miejsce? Nigdy bym nie przypuszczała, że opuszczę Hogwart szybciej niż to mój to wiek przewiduje. Wszystko co wydarzyło się poprzedniego dnia było mocno pokręcone.
A właśnie... Draco. Co to właściwie było!? Niby czułam się w tamtym momencie cudownie, w brzuchu motyle robiły rozróbę i nawet nie pamiętam czy ktoś był w pobliżu.
Czułam się niesamowicie, ale... Czy Draco tchnęło to samo co mnie? Czy to jest miłość według niego? Obawiam się, że to jak zwykle może być przelotne zauroczenie z czego Malfoy jest znany. Chodził już z kilkoma dziewczynami, ale wszystkie zostawiał po krótkim czasie.
W sumie to Draco zainteresował się mną tak na poważnie od czasu kiedy prawdopodobnie dowiedział się, że jestem czystokrwista, czyli.... Czyli on... On mnie nie kocha...
Coś ścisnęło mnie w gardle, a motyle prysnęły. To wszystko jest złudne. Mam być po prostu jego kolejną zdobyczą.
Spojrzałam przed siebie tępo i ogarnęła mnie złość. I on miał czelność mnie pocałować!? A ja głupia się na to zgodziłam... Nienawidzę tego świata.
Wstałam szybko i pognałam w stronę Dziedzińca. Dementorzy zniknęli. Chyba sprawa z Bellatrix i moim ojcem ucichła, a Dumbledore nie chce narażać uczniów na spotkanie z tymi 'miłymi' istotami.
Z powodu braku zakapturzonych przystojniaków wyszłam na błonie i usiadłam na trawie. Wpatrywałam się tępo w jezioro. Nagle obok mnie pojawił się obcy cień. Spojrzałam w górę i ujrzałam tleniony łeb. Prychnęłam i powróciłam do poprzedniego zajęcia, czyli obserwowania gładkiej tafli wody.
-Coś się stało? -Spytał siadając obok mnie.
-Dlaczego pytasz? -Mruknęłam oschle.
Ten spojrzał na mnie zdziwiony. W dalszym ciągu nie patrzyłam na niego.
-Co znowu zrobiłem? -powiedział zrezygnowany.
-Ty? Jasne że nic -odparłam sarkastycznie. Ten westchnął i usiadł przede mną tak, bym była zmuszona na niego spojrzeć
-O co ci chodzi? To ma coś związanego z tym... Pocałunkiem wczoraj?
-Dobra, słuchaj. Fajnie, pocałowaliśmy się, ale ja widzę co się dzieje -burknęłam odsuwając się od niego.- Możesz iść i się chwalić, że masz na koncie kolejną dziewczynę.
Ten spojrzał na mnie urażony. Tak, to było chamskie, ale taka była prawda.
-Ale to nie tak -jęknął.
-A jak? To wszystko zaczęło się gdy dowiedziałeś się, że jestem czystokrwista. Wcześniej traktowałeś mnie z wyższością. Bałeś się, że ubrudzę cię szlamem. Teraz udajesz zakochanego, bo czystokrwista spodobał, aby się twoim rodzicom, a tym bardziej, że jej ojciec jest Śmierciożercą! -Uniosłam się. Wkurzona wstałam i obróciłam się na pięcie by odejść.
-Tatia, to nie tak. Na prawdę -powiedział, ale ja go nie słuchałam.
Odeszłam bez słowa.
Tydzień minął mi bardzo szybko. Nawet się nie spodziewałam... Byłam już spakowana i czekałam na Stephanie.
Unikałam Draco, bo obawiałam się, że znów rozpocznie się ta głupia rozmowa. Byłam na niego zła, co nie dało się ukryć. Pół Hufflepuffu dowiedziało się o naszym pocałunku i chyba nie zapowiadało się, żeby ta wiadomość zaprzestała swoją podróż na tej połowie uczniów domu borsuka. Równie dobrze mogłabym zapaść się pod ziemię. Niektórzy mi głupio gratulowali, a niektórzy patrzyli na mnie spod byka. W sumie to czym ja się przejmuję!? Przecież lada chwila przybędzie tu moja ciotka i już mnie tu nie będzie...
Jest sobota. Na dziś była przewidziana wycieczka do Hogsmeade. Ostatnio spotkałam tam niepożądaną osobę, ale lubię tam chodzić, a że ciotki jeszcze nie ma... Postanowiłam wstąpić tam ostatni raz przed wyjazdem z Hogwartu.
Za przewodnictwem pani Sprout wyszliśmy z zamku i ruszyliśmy w stronę wioski. Szłam w parze z Suzan. Kiedy dotarliśmy do Hogsmeade rozpierzchliśmy się po całej wiosce. Pobuszowaliśmy po większości sklepach (w tym w cukierni), a na koniec wybrałyśmy się do Trzech Mioteł. Zamówiłyśmy dwa piwa kremowe i usiadłyśmy przy stole. Jak to my, porozmawiałyśmy o głupotach, ale po pewnym czasie Su namierzyła pewnego Krukona i pognała za nim żeby porozmawiać z chłopakiem. Zaśmiałam się tylko i powoli kończyłam piwo. Nagle do mojego stoliku dosiadł się tleniony łeb. Spojrzałam na niego spode łba.
-Chcę wyjaśnić -uniósł bezradnie ręce w górę, jakbym do niego strzelała.
Spojrzałam na szklankę z piwem. Uniosłam ją i zatrzęsłam.
-Masz mało czasu -stwierdziłam patrząc na małą ilość płynu.
-Chwila -mruknął zrywając się ze stołka.
-Draco! -Warknęłam na chłopaka pędzącego do baru. Nic z tego. Tleniony przylazł z nową szklankę piwa. Westchnęłam. Oparłam się o stół i spojrzałam na niego.
-To na prawdę nie tak jak myślisz -zaczął niewinnie.- Uważasz, że coś się zaczęło dziać od kiedy dowiedziałem się o twoim statusie krwi. Mylisz się. Dowiedziałem się o tym w dzień kiedy się obudziłaś po meczu. Coś zaczęło się dziać o wiele wcześniej -oznajmił patrząc mi w oczy.
-Może i tak -burknęłam lekko zdziwiona, ale nie dałam tego po sobie poznać.- Wiele dziewczyn latało po Hogwarcie ze łzami w oczach, bo Wielki Draco Malfoy je porzucił.
Ten wytrzeszczył na mnie oczy. Wypuścił powietrze z ust i oparł się ciężko o oparcie jakby wypompowano z niego całe powietrze.
-Teraz to mnie zagięłaś -oznajmił. Po chwili jednak również oparł się o stół jakby dostał nowej porcji powietrza.- Z tobą jest jednak inaczej. -Powiedział. Położył dłoń na mojej dłoni i spojrzał mi w oczy.- Jesteś inna niż wszystkie -szepnął.
-Każdej następnej to mówisz, czy za każdym razem zmieniasz płytę? -Mruknęłam oschle, zabierając rękę. Wypiłam dość duży łyk piwa, by szybciej skończyć.
-A jak mam cię przekonać? -Jęknął.- Zależy mi na tobie. Wczoraj to sobie dobitnie uzmysłowiłem.
Otworzyłam usta, ale po chwili je zamknęłam. Nie wiedziałam zbytnio co powiedzieć. Złapałam za szklankę i napiłam się sporej ilości piwa kremowego. Ten uśmiechnął się szeroko.
-Z czego się cieszysz? -Prychnęłam złowrogo, ale tleniony zaczął się śmiać. Ja automatycznie zrobiłam to samo.
Zaczęliśmy się śmiać jak dwa debile z nie wiadomo czego. Jak w końcu się ogarnęliśmy spojrzałam na chłopaka.
-Przepraszam. Głupio cię osądziłam -powiedziałam skruszona.
Draco uśmiechnął się blado.
-Nie ma za co przepraszać. Po Hogwarcie krąży taka a nie inna opinia o mnie więc prawie ci się nie dziwię.
-Prawie? -Zaśmiałam się.
Nastała chwila ciszy.
-Jak... Jak ci się podobał rysunek? -Spytał nieśmiało.
Zdziwiłam się.
-To od ciebie? -Wydukałam.
Ten pokiwał delikatnie głową. Widać było, że nie zamierzał się do tego przyznawać.
-Ty rys... -Draco zatkał mi usta ręką.
-Głośniej, bo cię jeszcze mój ojciec nie słyszał! -Syknął rozglądając dookoła, czy nikt się nie zainteresował moją reakcją.
-Pfeplasam -wybełkotałam z ustami zakrytymi jego dłonią.
-Tak, rysuję, ale proszę! Nie rozgłaszaj tego wszystkim -jęknął. Ja pokiwałam głową i Malfoy cofnął dłoń.- Wiesz o tym tylko ty... No i ja rzecz jasna.
-Nie spodziewałam się tego po tobie -mruknęłam.- Ale dziękuję. Rysunek jest śliczny -powiedziałam cicho.
Draco uśmiechnął się.
-Masz talent -szepnęłam puściwszy do niego oczko. Wstałam i dopiłam piwo.
-Idziesz już? -Spytał tleniony zrywając się z krzesła.
-Wstąpić jeszcze po moje ulubione cukierki z Miodowego Królestwa i zacznę się zwijać -odparłam zakładając żakiet.- Muszę się jeszcze pożegnać z Suzan. Jeżeli jej rodzice nie wyjadą nigdzie na święta to spotkamy się dopiero w grudniu -dodałam zmierzając ku drzwiom. Draco poleciał za mną.
-No a ja? -Zaśmiał się otwierając mi drzwi.
Stanęłam w progu i spojrzałam na niego dziwnie.
-Aaa... Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko kiedy się dowiedzą? -Spytałam cicho.
-A wiesz gdzie ja mam ich zdanie? -Zaśmiał się Malfoy i wyszliśmy z baru.
-Ty buntowniku! -Mruknęłam z uśmiechem na twarzy.- Idziesz ze mną? -Spytałam wskazując na cukiernię.
Ślizgon pokiwał głową i ruszył ze mną ramię w ramię. Idąc ulicą Draco złapał mnie dyskretnie za dłoń. Nie spojrzał na mnie mimo tego iż zerknęłam na niego zdziwiona. Tleniony uśmiechnął się tylko i weszliśmy do Miodowego Królestwa.
Tam kupiłam moje ulubione cukierki i wyszłam ze sklepu nadal w towarzystwie Malfoy'a.
W końcu uczniowie Hogwartu zaczęli się zbierać w grupki w wyznaczonym przez nauczycieli miejscu. Kiedy dołączyłam tam z Draconem wszyscy jak jeden obrzucili nas zszokowanym wzrokiem. No nie dziwię im się. Miesiąc temu mało co się nie zeżarliśmy podczas naszych kłótni, a teraz Malfoy trzyma mnie za dłoń, a ja nawet się nie rzucam w związku z tym.
-Dziwnie się na nas patrzą -szepnęłam mu na ucho.
Ten zaśmiał się i po chwili nachylił się nade mną.
-A jak odbiorą to? -Mruknął i delikatnie musnął moje wargi.
Kiedy się odsunął zarumieniłam się lekko. Draco z kolei uśmiechnął się blado i spojrzał na grupkę.
-Mówiłem, że zbije ich to z tropu -zakpił widząc ich miny.
Kiedy wróciliśmy do Hogwartu wśród ogólnych szeptów na nasz temat, poszłam do dormitorium po mój kufer. Wychodząc z bagażem w Pokoju Wspólnym napotkałam dużą grupę Puchonów stojących twarzą do mnie. Pierwsza w tłumie stała Suzan z bladym uśmiechem na twarzy. Rozprostowała ramiona i już wiedziałam o co chodzi. Komitecik pożegnalny.
Upuściłam rączkę od kufra i podeszłam do Su, by ją przytulić. Pobujałyśmy się w prawo i lewo... W jej prawo, moje lewo, jej lewo i moje prawo, aż w końcu odsunęłyśmy się od siebie. To był chyba zły pomysł, bo reszta Puchonów dorwała się do mnie i tak mnie wszyscy naraz objęli, że brakowało mi tchu.
Pożegnałam się z przyjaciółmi i w końcu jakoś przecisnęłam się do obrazu. Wyszłam w średnim nastroju. Nie lubię pożegnań. Ostatni raz przytuliłam Su i zostawiłam ją pod Pokojem Wspólnym. Już się odwróciłam, by odejść, ale zatrzymał mnie jego głos, wołający:
-Tatia!
Odwróciłam się i ujrzałam Draco. Ten podbiegł do mnie i szybko znalazłam się w jego objęciach. Staliśmy tak dość długo. Kiedy się odsunął spojrzał mi w oczy.
-Powodzenia -mruknął.
Widać, że był zasmucony. Pogłaskałam do po policzku i uśmiechnęłam się blado.
-Rozumiem, że w takiej sytuacji jesteśmy parą? -Spytał z szelmowskim uśmiechem.
Zaczęłam się śmiać.
-Raczej tak -odparłam uradowana.
Ten pokiwał głową i pocałował mnie delikatnie na do widzenia. Z uśmiechem pomaszerowałam w stronę wyjścia z zamku.
____________________________________________________________
Hmm.. Podoba mi się ten rozdział :D
Ale raczej widać, że miałam wenę, bo to jeden z najdłuższych notek na tym blogu ;]
Rozdział zadedykuję "jakiemuś natrętowi" ;>
Ten osobnik będzie wiedział o kogo chodzi :D
~tina
Hahahaha. Dracuś posiada sumienie... xD Jak ja kocham kuzyna. :) Poza tym no no... Do tego tleniony ma dziewczynę. Tym razem normalną, bo mopsicy nie znoszę. I jeszcze to udowadnianie, słodkie. No ale słodycze i kremowe musiało być. ;) ohh. Zapomniałam o mojej szanownej cioci. *.*
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i czekam na NN.
~Black
Rozdział pojawił się tydzień temu a ja jeszcze nie podziękowałem za dedykację ;D Dziękuję ;*
OdpowiedzUsuńBtw. rozdział zajebisty jak zwykle ale Ty już o tym wiesz ;)
~Natręt
hahahaahah to chyba chodzi o mnie :)
OdpowiedzUsuńRozdzial jest mega :)