Stałam na środku gabinetu dyrektora i patrzyłam na tych ludzi jak na idiotów. Nie wiedziałam czy oni robią sobie ze mnie żarty, czy to wszystko jest całkiem na poważnie. Dumbledore miał lekko zmieszaną minę, a Stephanie była widocznie podekscytowana. Nagle kobieta klasnęła w dłonie.
-No! To rozumiem, że podpiszę jakieś papierki i spadamy -powiedziała ożywiona Stephanie.
-Zaraz, zaraz -ucięłam.- Czy ktoś mnie w ogóle pytał o zdanie!?
-Nie, bo ty nie masz nic do gadania -odparła czarnowłosa.
Spojrzałam na nią, wytrzeszczając oczy.
-Słucham!? -Pisnęłam poirytowana.
-Pogadamy później -warknęła Steph i złapała pióro do pisania. Zaczęła podpisywać jakieś świstki z uśmiechem.Kiedy skończyła spojrzała na mnie troskliwie.- Posłuchaj Tatiano,masz tydzień. Za 7 dni wrócę i zabiorę cię do siebie.
Czy ją kompletnie powaliło!? Myśli, że może tak tu sobie przyjść, wypisać mnie ze szkoły i zabrać nie wiadomo gdzie? Tak na marginesie to ja ją widzę pierwszy raz w życiu..Kosmos!
Kobieta pożegnała się z Albusem i wyprowadziła mnie z gabinetu. Byłam tak tym wszystkim wstrząśnięta, że nawet nie stawiałam oporu. Stanęłyśmy w końcu na pustym korytarzu. Patrzyłam na "ciocię" spod byka.
-Tutaj niczego się nie nauczysz, słońce -powiedziała troskliwie.- Poza tym twój ojciec jest na wolności, więc nie jesteś tu bezpieczna. W każdej chwili może tu wleźć ze swoimi oddziałami Śmierciożerców. Nie jesteś na to nawet przygotowana. U mnie po prostu będziesz bezpieczniejsza -wyjaśniła średnio przekonywająco.- Jeśli nauka zaklęć będzie ci szła dobrze wrócisz do Hogwartu na drugi semestr. Zgoda?
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam na Wielką Salę na końcówkę obiadu. Weszłam do pomieszczenia i skierowałam się do stołu Puchonów. Czekała mnie dzisiaj jeszcze astronomia ze Ślizgonami. Marzę żeby zepchnąć Pansy z Wieży Astronomicznej...
Nabrałam na talerz samej sałatki i zaczęłam jeść. Po skończeniu posiłku ruszyłam ku dormitorium.W drodze zatrzymał mnie jednak Draco, stając na przeciw mnie.
-Prze..
-Nie. Nie przepraszaj -przerwałam mu.- Jedyną osobą, która miałaby przeprosić to ja. Wybacz mi za moje zachowanie. Nie byłam po prostu w humorze -mruknęłam. Malfoy widocznie się tego nie spodziewał, bo stał jak wryty z lekko otwartą buzią i patrzył na mnie zdziwiony.
-Mimo to zachowałem się głupio. Potraktowałem cię jak szlamę -powiedział w końcu.
-Czyli ty też wiesz? -Spytałam zrezygnowana.
-Ojciec mi powiedział -odparł wzruszając ramionami.
-Siła rzeczy? -Mruknęłam, a ten pokiwał głową.- Za tydzień mnie już tu nie będzie -oznajmiłam cicho.
-Co!? -Zdziwił się tleniony.
-Moja mniemana ciocia mnie dziś wypisała więc już nie muszę się martwić stopniami -zaśmiałam się ponuro. Draco znów pokiwał głową.
-Dobrze-mruknął. Widząc moje zdziwienie ujął moją dłoń i spojrzał mi prosto w oczy.- Tutaj niczego cię nie nauczą.Teraz będziesz miała ciężko i prawdopodobnie ktoś ucierpi -powiedział łagodnie. Położył dłonie na moich policzkach i zbliżył się do mnie tak, że czułam jego subtelny zapach.- Musisz się bronić -wyszeptał , prawie stykając się ze mną ustami.
Byłam wręcz sparaliżowana. Czułam się taka krucha w jego objęciach, a on trzymał mnie tak delikatnie, a zarazem stanowczo, jakbym miała się zaraz rozpaść.
-Rozumiesz? -Szepnął wręcz nie poruszając ustami. Patrzył na moje wargi.
-Tak -odparłam cicho, aby tylko on mógł to usłyszeć.
Już nie mogłam wytrzymać! Stanęłam na palcach i musnęłam delikatnie jego wargi. Z początku zdziwiony Draco spojrzał na mnie,a następnie wpił się w moje usta. W tym momencie czułam się jakby cały świat nie istniał. Ba! Cały świat wirował, a w moim brzuchu działy się dziwne, ale zarazem przyjemne zjawiska. W tym momencie liczył się tylko Draco. Odsunęłam się od niego i spojrzeliśmy sobie w oczy z wdzięcznością.
Tak, tego potrzebowałam, ale... Czy ja go kocham? Nie wiem. Nigdy tak na to nie patrzyłam. Ale jak ja mogłam nie dostrzec jego pięknych, stalowych tęczówek, które wraz z blond włosami, miękko opadającymi na czoło, tworzą z pozoru chłodnego drania. Jednak poprzez dotyk jego ust w głębi serca wiem, że taki nie jest. On to tylko w sobie dusi. Potrzebuje uczucia. Potrzebuje miłości.
Oprócz szoku, w jego oczach mogłam wyczytać wdzięczność. Uśmiechnęłam się i odeszłam.
Gdzie ja w ogóle idę!? Nie zwracałam uwagi na zakręty, drzwi, czy stopnie. Idąc korytarzem dotknęłam opuszkami palców ust, gdzie przed sekundą stykałam się z Draconem. Uśmiechnęłam się delikatnie i zapukałam do drzwi na lewo, a następnie wparowałam do środka.
-Można? -Mruknęłam zamyślona, zamykając za sobą drzwi.
-Co ci? -Zdziwiła się Quercy, będąc w swojej normalnej postaci.
-A nic -zaśmiałam się i usiadłam na jego łóżku.
Brat zlustrował mnie od stóp do głów. Uśmiechnął się znacząco i składając podkoszulki powiedział:
-Całowałaś się.
-Co? Nie! -Odparłam śmiejąc się. Ten spojrzał na mnie.
-Owszem. Zarumieniłaś się.
-Wcale nie! -Mruknęłam kładąc dłonie na gorące policzki.
Quer przysunął krzesło do łóżka i odwrócił je oparciem do mnie. Usiadł na nim okrakiem i położył brodę na oparciu.
-Więc kim jest ten szczęściarz? -Zaćwierkał.
Otworzyłam usta, aby zaprotestować, ale po co? Już go nie oszukam.
-Malfoy -mruknęłam dziwnie rozmarzona.
Quercy wytrzeszczył oczy na mnie.
-Draco. Draco Malfoy? Syn Lucjusza Malfoy'a? -Wydukał, a ja pokiwałam głową z uśmiechem. Brat klasnął w dłonie i zaśmiał się radośnie.- Moja mała siostrzyczka się zakochała!
-Quercy! -Burknęłam na niego,ale uśmiech nie schodził mi w twarzy.
-Tatia się zakochała! Tatia się zakochała! -Rył ze śmiechu kicając po pokoju.
Skryłam twarz w poduszce zawstydzona. Miło mieć brata, który zawsze mnie wesprze...
*Następnego dnia*
Jest sobota, a ja obudziłam się rześka i pełna sił. Wyskoczyłam z łóżka i pognałam do łazienki. Tam delikatnie się pomalowałam i ubrałam się w czarne rurki i żółtą podkoszulkę. Ubranie dziwnie nawiązujące do kolorów domu borsuka... Mniejsza.
W dziwnie dobrym humorze ruszyłam na Wielką Salę. Nie spoglądając na stół Gryfonów, usiadłam przy Cedricu i Hannie. Blondyn spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Widzę, że dzisiaj jesteśmy w lepszym nastroju -mruknął.
Ja jedynie pokiwałam wesoło głową i wzięłam się za parówki na moim talerzu.
-Cóż się stało? -Zaśmiał się Diggory.
-Nic się nie stało -odparłam radośnie. Ten dźgnął mnie między żebra.- Mam po prostu dobry humor. Nic się nie stało -odparłam spokojnie.
Cedric wzruszył ramionami i już miał się wziąć za swoje ulubione płatki, ale widocznie coś sobie przypomniał, bo z powrotem odłożył łyżkę i spojrzał na mnie.
-Dziś popołudniu mamy trening -oznajmił.
-Raczej mnie nie będzie -odparłam spokojnie.
-Nadal nie możesz ćwiczyć? -Spytał lekko zdziwiony.
-Eee... Nie -mruknęła. Cedric patrzył na mnie dziwnie.- Ja już chyba nie będę grać w naszej drużynie.
Wszyscy naokoło spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Za tydzień będę wypisana z Hogwartu -wytłumaczyłam, a większość osób w mojej okolicy zaczęło się krztusić śniadaniem. Diggory patrzył na mnie z wyrzutem, a ja wzruszyłam bezradnie rękoma.- Ciotka wczoraj podpisywała papiery nie mówiąc mi nic -dodałam.
-No więc gdzie idziesz? Do Beauxbatons? -Wydukał Puchon.
-Raczej nie -odparłam beznamiętnie i zajęłam się parówką.- Chyba będzie mnie uczyć w domu/
-Ale... Ale.. -dukał zszokowany Cedric.
-Nic nie poradzę -ucięłam.
Już nikt się nie odzywał. Moi przyjaciele byli ciężko zdziwieni. A ja? Tak szczerze mówiąc to po słowach Draco średnio się tym przejmowałam. Podniosło mnie to na duchu. Przynajmniej tyle...
Po śniadaniu chciałam wrócić do dormitorium, by poczytać moją mugolską książkę, ale zatrzymał mnie mój brat w 'przebraniu' Deana.
-Tatia! -Zawołał mnie.
-Dobrze, że cię widzę -przerwałam mu.- Czy to ty wpadłeś na pomysł wypisania mnie ze szkoły?
-J-jakie wypisanie ze szkoły? -Zdziwił się.
-Moja mniemana ciocia-Stephanie wypisała mnie wczoraj i zabiera mnie do siebie. W sumie to średnio mi ten pomysł leży, bo widz... -Quer zakrył mi usta dłonią, a ja dokończyłam zdanie mamrocząc coś.
-Jak to Stephanie cię wypisuje!? Mówiłem, że ma nic nie robić! -Oburzył się. Uniósł ręce w górę.- Kiedy ona zacznie mnie słuchać!? Miała śledzić Iana, a zamiast tego będzie się bawić w nauczanie zaklęć!
-Pierwsze primo: wiem, że prowadzenie monologu jest bardzo fajne i w ogóle, ale ja też tu jestem. Drugie primo: odezwał się ten, co podszywa się za nauczyciela OPCM-u -burknęłam.
-To co innego! -Warknął i ruszył korytarzem.
-Gdzie idziesz? -Zawołałam za nim.
-Sprawić naszej kochanej cioci niezapowiedzianą wizytę -odparł nie zatrzymując się.
-Czy ja też mo...
-Nie! -Uciął i zniknął za zakrętem.
**perspektywa Quercy'iego Salvador**
Po zmianie postaci wyszedłem z Hogwartu i teleportowałem się do znajomego domostwa mojej ciotki. Poczułem charakterystyczne szarpnięcie i wylądowałem w dużym salonie skąpanym w bieli i czerni. Spojrzałem na włochatą kanapę w której była zatopiona drobna kobieta. Czarnowłosa spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem. Odłożyła książkę na szklany stół.
-Quer, słonko. Co cię do mnie sprowadza?
-Dlaczego wypisałaś Tatię ze szkoły? -Spytałem prosto z mostu.
-Jak Śmierciożercy wpełznął do Hogwartu to na pewno przyczepi się do nich Ian. Jak Ian tam wparuje to albo zabije Tatianę, albo przeciągnie ją na złą stronę -wyjaśniła spokojnie.
-I myślisz, że tutaj będzie bezpieczniejsza!? -Warknąłem.
-Tak -odparła beznamiętnie znów zabierając się za książkę.
Załamałem ręce.
-Mówiliśmy o tym! Nie rób nic bez mojej zgody! -Krzyknąłem.- Myślisz, że po co ja się męczę z tymi małolatami w Hogwarcie? Żeby chronić Tatię, gdy Ian się tam wkradnie.
-Spokojnie, spokojnie -uniosła ręce do góry, wstając z kanapy.- Bo ci żyłka pęknie.
Przewracając oczami podszedłem do komody, gdzie stało Whisky. Wziąłem szklaneczkę i wlałem do niej alkohol.
-Oczywiście, że możesz -machnęła ręką.
Nie zwracając na nią uwagi upiłem trochę płynu i rozsiadłem się w czarnym fotelu.
-Zawsze musisz robić coś za moimi plecami? -Spytałem spokojnie.
-Jak ci kiedyś ciastka za plecami piekłam to jakoś się nie rzucałeś -burknęła Stephanie odkładając książkę na regał.
Załamałem się. Jak ona może być taka spokojna w takiej sytuacji!? Ja tu sobie flaki wypruwam, żeby chronić siostrę, a ona wyjeżdża z taką akcją. I powiedzieć, że my jesteśmy spokrewnieni...
Nagle usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu z łoskotem. Po zamknięciu drzwi do naszych uszy doszedł dźwięk obcasów tupiących po kafelkach, które są wyłożone w korytarzu.
-Stephanie! Słońce ty moje! -Zaskrzeczał jakiś kobiecy głos, który bardzo dobrze znałem.
Dźwięk się nasilał, a w progu pojawił się zgrabny cień, który nadal się powiększał.
-No to nie żyję -mruknąłem dopijając Whisky.
____________________________________________________________
I jest następny rozdział ^^
Miał być wcześniej, ale tu szlaban, tu za ładna pogoda... Tak się jakoś przedłużyło ;3
Już mam początek następnego rozdziału, więc myślę, że pójdzie szybciej (:
Pozdrowionka ;*
~Tina
Hahahhah. Tatia zaakochana. :) Jest kurna cudnie, ale po chuj Stephanie wypisuje ja ze szkoly ? No dobra. Nie wazne. Tylko zastanawia mnie kto to jest ten na koncu. Quer... Szczerosc ponad wszystko, xD
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i ponaglam.
`Black
Dobra, żeby nie przedłużać, bo już miałam biec ycztać następny rozdział...
OdpowiedzUsuńMam ochotę strzelić w Stephanie Avadą.
Pozdrowionka C=