Liam patrzył na mnie z uśmiechem, a ja gapiłam się na niego tępo. W sumie niezręczna sytuacja, bo Draco wyglądał na co najmniej skołowanego, gdyż zerkał to na mnie to na blondyna, stojącego przy naszym stoliku. Czułam złość... Ta hołota chodzi za mną wszędzie. Gdzie się nie obejrzę widzę jego jakże ładną, ale przywołującą wiele nieprzyjemnych wspomnień, twarz.
-Co tu robisz? -Syknęłam, wstając.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz? -Mruknął głaszcząc mnie po ramieniu.
-Czy to jest...? -Wydukał tleniony kompletnie nie w temacie.
-Nie. Daj mi chwilę -przerwałam mu i szarpnęłam Liama za ramię, żeby szedł za mną. Ten zaśmiał się tylko, ale powlókł się za mną. Wyprowadziłam chłopaka na zewnątrz.- Czy ty mnie śledzisz!? -Ryknęłam, pchając go na ścianę.
-Jesteś zła? -Zakpił.
-Tak! Jestem zła! Chodzisz za mną jak pchła! -Krzyknęłam.
Ten chyba już stracił swoje poczucie humoru, bo na jego twarzy zagościł widoczny gniew. Złapał mnie za ramiona i przyszpilił mnie do ściany. Twarz zbliżył do mojej tak, że dzieliły nas zaledwie milimetry. Czułam jego drażniące perfumy i słyszałam spokojny oddech przeplatany ze złością. Spojrzał mi wrogo w oczy. Jęknęłam czując jak jego palce mocno zaciskają się na moich ramionach.
-Jak śmiesz wiązać się z kimś innym? -Wycedził przez zaciśnięte zęby.- To ja byłem ci wierny i kochałem cię. Jesteś mi chyba coś winna -warknął świdrując mnie swoimi zielonymi oczami.
-Przestań... To boli -szepnęłam odwracając głowę na bok.
Liam zaśmiał się tylko i nadal wlepiał we mnie wzrok.
-Ej! -Usłyszałam okrzyk Draco, który pojawił się obok. Mocno szarpnął chłopaka za kołnierz do tyłu, odklejając go ode mnie.- Nie zbliżaj się do niej -warknął, zaciskając ręce w pięści.
-Wybawiciel przybył -prychnął zielonooki.- Widzę, że potrzebowałeś sporo czasu, żeby złączyć ze sobą pewne wiadomości -zaśmiał się. Liam podszedł do Malfoy'a nadal patrząc mu kpiąco w oczy. Wtem skierował swój wzrok na jego włosy.- Ładna fryzurka -powiedział słodko, dotykając jego lśniących włosów.
Draco chyba nie wytrzymał, bo ujrzałam grymas na jego twarzy. Wziął zamach i zdzielił Liama z pięści w policzek. Ten zatoczył się do tyłu i w końcu upadł. Zakryłam usta dłońmi mocno zszokowana. Tleniony nachylił się nad znokautowanym.
-Jeszcze raz dotkniesz Tatię, a znajdę cię i tak ci zmasakruję tę szpetną buźkę, że nawet doktor House ci nie pomoże -oświadczył.
Liam spojrzał na niego krzywo. Widocznie był wkurzony za powalenie go przez Dracona i zapewne nie ogarniał kto to dr. House...
Malfoy złapał mnie za dłoń i pobiegliśmy przed siebie ile sił w nogach. W końcu przystanęliśmy gdzieś na końcu wioski. Spojrzałam na tlenionego dysząc ze zmęczenie. On również na mnie zerknął i najzwyczajniej w świecie zaczęliśmy się śmiać. Usiadłam na trawie i wytarłam łzy od śmiechu.
-Skąd wiesz kto to House? -Spytałam, bo akurat to mnie w tym momencie ciekawiło. Ten kucnął przy mnie i spojrzał z na mnie z uśmiechem.
-Musiałem nadrobić zaległości... Tak samo jak z "Romeo i Julią" -zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.- Nic ci nie jest? -Wyszeptał głaszcząc mnie po policzku.
-Nie. Liam to dupek. Nie przejmuj się nim -mruknęłam łapiąc go za dłoń.
Ten pokiwał głową z politowaniem i znów zaczął się śmiać.
-Ale ładnie mu przyłożyłem, nie?
Automatycznie wybuchłam śmiechem. Przej jakieś 10 minut chichraliśmy się jak para idiotów. W końcu podniosłam się z ziemi i razem poszliśmy w stronę domu. Draco przystanął jednak w bramie. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Zaraz wrócę -oznajmił i teleportował się w bliżej dla mnie nie określone miejsce.
Westchnęłam tylko i oparłam się o bramę, wgapiając się tępo w chmury. Po kilku minutach centralnie przed drzwiami zmaterializował się Malfoy. Już złapał za klamkę, by bez ceregieli wejść. W drugiej dłoni trzymał jakieś podłużne pudełko. Tleniony wlazł do domu nie zauważając mnie. Przewróciłam oczami i polazłam za nim. Malfoy stanął na środku salonu i rozejrzał się tępo.
-Tatia? -Zawołał mnie.
Z uśmiechem wtuliłam się w niego od tyłu.
-Tutaj -powiedziałam słodko.
Draco zaśmiał się i odwrócił się do mnie twarzą. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy uśmiechając się. Podsunął mi granatowe pudełko pod nos.
-To dla ciebie -mruknął z uśmiechem. Spojrzałam zdziwiona na Draco.
-Co to jest?
-Smarki trolla -burknął.- Otwórz -poprosił stykając się czołem o moje czoło.
Westchnęłam jedynie i ujęłam pudełko przepasane granatową wstążką. Odwiązałam ją i delikatnie rozchyliłam wieko. Ujrzałam czarny materiał, na którym lśnił srebrny łańcuszek. Na jego środku była przewieszona połówka serca z napisem "I love you". Spojrzałam na Draco, który szczerzył się od ucha do ucha jak idiota. Uniósł rękę, ukazując brązową, męską bransoletkę. Niby nic, bo zauważyłam, że często w niej bywał, ale dopiero teraz ujrzałam, że połyskuje na niej srebrna dowieszka. Okazało się to połówką serca. Ten zbliżył ją do naszyjnika i połączył połówki tak, że stworzyły śliczne, srebrne serduszko. Na jego ozdobie widniał napis "You love me". Kiedy spojrzałam na jego twarz ujrzałam wesoły uśmiech.
-Mogę? -Spytał.
Pokiwałam jedynie głową, oniemiała tym prezentem. Chłopak ujął wisiorek, a ja odwróciłam się odgarniając kłaki na jedną stronę, tak że blond włosy spłynęły po moim lewym ramieniu. Draco przewiesił naszyjnik przez moją szyję. Połówka serca upadła na mój dekolt, a chłopak delikatnie zapiął łańcuszek. Uścisnął mnie od tyłu, kładąc głowę na moje ramię.
-Jest piękny -wyszeptałam patrząc na prezent.- Dziękuję -dodałam patrząc na niego.
-Dla ciebie wszystko -powiedział cicho obracając mnie tak, że staliśmy twarzą w twarz.
Draco położył dłonie na moich biodrach. Następnie zbliżył się i lekko pocałował mnie w usta. Zamknęłam oczy oczarowana jego delikatnością. Ten napierał nadal. Zbliżył się tak, że dotknęłam jego pleców delikatnie, a ten zrobił to samo. Chwilę później odsunął się i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię i nie pozwolę cię krzywdzić -wyszeptał.
Uśmiechnęłam się. Tak, definitywnie jestem szczęśliwa.Ten zaśmiał się tylko. Wtem drzwi otworzyły się na oścież i do środka wpadł mój brat,
-Quer! Do cholery uważaj na te drzwi! Za to się płaci -warknęła Stephanie, wchodząc za nim.
-Co... Wy robicie? -Mruknął zdziwiony Quercy.
Dopiero teraz zorientowaliśmy się, że stoimy na środku salonu wręcz wtuleni w siebie. Odkleiłam się od Draco, który podrapał się po głowie.
-Nic. Coś mi do oka wpadło -wybełkotałam unikając rozbawionego wzroku brata.-Nieważne -westchnęłam i ruszyłam na górę wraz z tlenionym, który chichrał się jak głupi.
____________________________________________________________
Pam pa ram pa pam.. Nawet mi się podoba ta notka ^^
Muszę się Wam przyznać, że chyba zaczyna mnie dopadać brak weny, bo coraz oporniej idzie mi wymyślanie akcji o.O
Mam nadzieję, że jednak ta wredna zmora odejdzie i wszystko będzie cacy :3
Ślę całusy i inne pierdółki. ;*
~Tina
czwartek, 25 lipca 2013
piątek, 19 lipca 2013
23 rozdział "Ludzie, tego już za dużo [...] !"
Po wdrapaniu się po schodach i zgarnięciu (przez twarz Ślizgona rzecz jasna) wszystkich pajęczyn na naszej drodze, weszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Szczerze mówiąc to nie za wiele tu ujrzałam, bo ciemno jak nigdzie indziej... Złapałam Draco za dłoń. Ten wyciągnął drugą ręką różdżkę i mruknął Lumos. Z końca kija wydobył się promyczek światła, który oświetlił nam zaledwie kilka metrów pomieszczenia. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Jest ok? -Spytał.
Pokiwałam tylko głową i wyciągnęłam swoją różdżkę. Również ją zaświeciłam i ruszyłam razem ze Ślizgonem w głąb strychu. Pomieszczenie było strasznie zakurzone. Widać było, że nikt tam ni był od wieków. Po kątach leżały stare i zepsute klatki. Jedna z nich była przykryta prześcieradłem. Podeszłam do niej i dotknęłam materiału. Szarpnęłam za prześcieradło i odkryłam klatkę. Ujrzałam dużego, włochatego pająka, który łypał na mnie swoimi kilkoma czarnymi oczami. Wydałam z siebie przeraźliwy pisk. Automatycznie odskoczyłam od klatki. Zaraz za mnąnstał jednak regał z książkami. Pchnęłam go, a ten zachwiał się i przewrócił się do tyłu. Wszystkie książki spadły na ziemię tworząc nieprzeciętny raban. Nie obeszło się również bez wydobycia kolejnej fali kurzu...
Chwilę później ujrzałam przerażoną twarz Draco. Kiedy ogarnął sytuację i zobaczył co się właściwie stało zaczął się śmiać jak idiota. Po chwili podał mi rękę.
-Żyjesz? -Prychnął, a ja ujęłam jego dłoń i wstałam.- Dlaczego się tak ich boisz?
-Nie wiem. Są straszne.. -jęknęłam patrząc na porozrzucane książki.
Ten zaśmiał się tylko i otrzepał mnie z kurzu. Następnie złapał mnie za słoń i spojrzał mi w oczy.
-Idziesz ze mną, bo jak rozpierniczysz pół strychu to ciotka na pewno się dowie, że tu byliśmy -powiedział rzeczowo.
Pokiwałam głową i ruszyłam ze Ślizgonem w głąb pomieszczenia. Ciągle mijaliśmy stare meble, częściowo zakryte jakimś materiałem. W końcu na pewnej komodzie natrafiłam na czerwoną księgę. Zatrzymałam Draco i spojrzałam na podpis w rogu okładki: "Stephanie ♥". Otworzyłam zeszyt lecz ujrzałam puste kartki.
-Pokarz -mruknął tleniony wyciągając rękę do księgi. Podałam mu ją, a ten zgasił różdżkę i dotknął jej końcem kartek.- Aperacjum -wymamrotał.
Na kartce zaczęły pojawiać się ukośne litery postawione przez moją ciotkę. Owe litery tworzyły imiona i nazwiska. W każdej linijce, na większości stron widniały jakieś osobistości. Przewracając kartkami ujrzałam kilka pytajników. Spojrzałam otępiała na Draco.
-Co to jest? -Spytałam, a ten nadal wgapiał się w imiona z przerażoną miną.- Draco..
-Nazwiska zabitych -przerwał mi szybko. Zamknął zeszyt i odłożył go na miejsce. Malfoy uśmiechnął się do mnie blado.- Chodźmy dalej -zaproponował.
-Nie -odparłam cicho, nadal wgapiając się w zeszyt.
-Zapomnij o tym i ...
-Nie! Chcę stąd wyjść! -Przerwałam mu ostro. Draco patrzył na mnie milcząc.- Proszę -szepnęłam.
Ten objął mnie ramieniem i skierował nas do wyjścia. Zeszliśmy szybko na dół, a ja pognałam do łazienki, żeby się trochę ogarnąć nim wróci Quercy i Stephanie. Wyszłam stamtąd szybko i wlazłam do swojego pokoju, gdzie Draco siedział cicho na krześle przy biurku i bezsensownie przeglądał moje zdjęcia.
-Skąd wiedziałeś co to było? -Spytałam beznamiętnie, podchodząc do chłopaka.
Ten spojrzał na mnie smętnie.
-Moja mama ma taki sam -odparł cicho.
-Tam... Tam było tyle nazwisk... -jęknęłam.
Draco wstał i przytulił mnie mocno.
-Moja ciotka jest mo-ordercą -załkałam cicho.
-A czego się spodziewałaś? Ona jest Śmierciożerczynią. To leży w ich obowiązkach -powiedział łagodnie, głaszcząc mnie po plecach.
-Ale ona jest dobra.. -odkleiłam się od chłopaka.- Quercy też.. -wymamrotałam patrząc mu w oczy.
-Wiem o tym -odparł tleniony, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.- Ale co poradzisz, że zostali do tego zmuszeni?
Spojrzałam na niego tępo, a ten westchnął.
-Twój ojciec ich do tego zmusił. Twoja mama nie zgodziła się na to i dlatego... -urwał, bo nie mógł dalej mówić. Widząc moją przerażoną minę pogłaskał mnie po policzku.- Dlatego mówiłem ci, żebyś na siebie uważała i poszła ze Stephanie. Quercy nie chciał żebyś popełniała jego błędy, dlatego tak cię chroni.
Pokiwałam rozumnie głową. Nie chciałam płakać i nie robiłam tego. Znów ryczeć? Ludzie, tego już za dużo jak na dwa dni! Stworzyłam z ust cienką linię, a ten złapał mnie za dłoń.
-Chodźmy się przejść -zaproponował.
-Dobry pomysł -mruknęłam z bladym uśmiechem.
Malfoy ruszył do wyjścia. Ja jedynie lazłam za nim nadal trochę przyćmiona wydarzeniami sprzed 10 minut. Draco wyprowadził mnie za zewnątrz. Objął mnie ramieniem i wyszliśmy za ogrodzenie.
-Znasz drogę? -Spytałam rozluźniając się nieco.
-Do wioski i z powrotem -odparł z uśmiechem.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Spacerowaliśmy przez las, znajdujący się za domem ciotki. Po jakimś czasie dotarliśmy do dużej wioski położonej w dziwnej dolinie.
-Proszę i zapraszam -zaśmiał się Draco ukazując ręką mieścinę.
-Ładnie tu -rzekłam patrząc na budynki.
-A i owszem -odparł i wystawił mi ramię.- Zjemy coś? -Spytał z szelmowskim uśmiechem.
Ujęłam jego ramię z wyszczerzem i pokiwałam głową. Zeszliśmy zatem na dół i wkroczyliśmy na bruk, który tworzył podstawę wioski. Przechodziliśmy obok sklepów z rozmaitymi produktami, obok zróżnicowanych zakładów oraz obok podejrzanych uliczek... W końcu natrafiliśmy na zgrabną restaurację.
-Może tu? -Zaproponował Draco.
-Wygląda dobrze -skomentowałam.
Chłopak uśmiechnął się i razem weszliśmy do środka. Wnętrze było skąpane w żółtych odcieniach. Stoliki były okrągłe, stworzone z ciemnego drewna. Obrusy lśniły bielą, a talerze i sztućce sławiły się w nieskazitelnej czystości. Na suficie nie było żyrandola. Kilka metrów nad naszymi głowami wisiały kremowe świece, które paliły się dając niepowtarzalny urok. Na ścianach wisiały obrazy sławnych gwiazd świata magicznego oraz popularni i lubiani czarodzieje.
Restauracja była do połowy wypełniona gośćmi, którzy wesoło rozmawiali i jedli dania przyniesione przez kelnerów.
Draco zaprowadził mnie do stolika przy ścianie. Odsunął mi krzesło po czym sam usiadł naprzeciwko mnie. Chwilę później ktoś przyniósł nam karty MENU. Uśmiechnęłam się i otworzyłam ją.
-Co zamawiasz? -Spytał Draco po chwili.
-Hmm... Spaghetti carbonara -odparłam.
-Ja to samo -zaśmiał się.
Gdy kelner ponownie przyszedł chłopak złożył zamówienie. Oparłam się o krzesło rozglądając się dookoła.
-Więc... Jak ten Liam wygląda? -Spytał Draco z uśmiechem, opierając się o stół. Spojrzałam na niego pytająco, marszcząc brwi.- Chcę wiedzieć jak wygląda gość, któremu mam wpierniczyć! -Wyjaśnił unosząc niewinnie ręce w górę.
Zaczęłam się śmiać, a ten opuścił ręce. Położyłam dłoń na jego dłoni i spojrzałam mu w oczy.
-Mówiłam już, że jesteś kochany?
Ten pokiwał czupryną z uśmiechem.
Jakiś czas później kelner przyniósł nam dwa identyczne dania.
-Smacznego -mruknął tleniony z uśmiechem łapiąc za sztućce.
-I vice versa -odparłam robiąc to samo.
Zaczęliśmy jeść wśród wesołych historii z dzieciństwa. Ciągle śmialiśmy się z zabawnych epizodów z życia. Kiedy skończyłam jeść odłożyłam widelec na talerzu i oparłam się o krzesło. Draco zrobił to smao.
-To.. -zaczął- było pyszne!
Zaśmiałam się potwierdzając jego słowa. Wtem ktoś podszedł do nas i oparł się o stół, nachylając się nade mną.
-No, no. Tak się zabawiasz pod moją nieobecność?
Ten głos, te oczy, ten uśmiech...
Mam przejebane...
____________________________________________________________
Jakby to powiedzieć...? Nie podoba mi się ten rozdział :D
Ale mam do was prośbę. Proszę, napiszcie mi co wam się podoba, co wam się nie podoba.. Po prostu liczę na waszą opinię :D
Całusy ;>
~Tina
-Jest ok? -Spytał.
Pokiwałam tylko głową i wyciągnęłam swoją różdżkę. Również ją zaświeciłam i ruszyłam razem ze Ślizgonem w głąb strychu. Pomieszczenie było strasznie zakurzone. Widać było, że nikt tam ni był od wieków. Po kątach leżały stare i zepsute klatki. Jedna z nich była przykryta prześcieradłem. Podeszłam do niej i dotknęłam materiału. Szarpnęłam za prześcieradło i odkryłam klatkę. Ujrzałam dużego, włochatego pająka, który łypał na mnie swoimi kilkoma czarnymi oczami. Wydałam z siebie przeraźliwy pisk. Automatycznie odskoczyłam od klatki. Zaraz za mnąnstał jednak regał z książkami. Pchnęłam go, a ten zachwiał się i przewrócił się do tyłu. Wszystkie książki spadły na ziemię tworząc nieprzeciętny raban. Nie obeszło się również bez wydobycia kolejnej fali kurzu...
Chwilę później ujrzałam przerażoną twarz Draco. Kiedy ogarnął sytuację i zobaczył co się właściwie stało zaczął się śmiać jak idiota. Po chwili podał mi rękę.
-Żyjesz? -Prychnął, a ja ujęłam jego dłoń i wstałam.- Dlaczego się tak ich boisz?
-Nie wiem. Są straszne.. -jęknęłam patrząc na porozrzucane książki.
Ten zaśmiał się tylko i otrzepał mnie z kurzu. Następnie złapał mnie za słoń i spojrzał mi w oczy.
-Idziesz ze mną, bo jak rozpierniczysz pół strychu to ciotka na pewno się dowie, że tu byliśmy -powiedział rzeczowo.
Pokiwałam głową i ruszyłam ze Ślizgonem w głąb pomieszczenia. Ciągle mijaliśmy stare meble, częściowo zakryte jakimś materiałem. W końcu na pewnej komodzie natrafiłam na czerwoną księgę. Zatrzymałam Draco i spojrzałam na podpis w rogu okładki: "Stephanie ♥". Otworzyłam zeszyt lecz ujrzałam puste kartki.
-Pokarz -mruknął tleniony wyciągając rękę do księgi. Podałam mu ją, a ten zgasił różdżkę i dotknął jej końcem kartek.- Aperacjum -wymamrotał.
Na kartce zaczęły pojawiać się ukośne litery postawione przez moją ciotkę. Owe litery tworzyły imiona i nazwiska. W każdej linijce, na większości stron widniały jakieś osobistości. Przewracając kartkami ujrzałam kilka pytajników. Spojrzałam otępiała na Draco.
-Co to jest? -Spytałam, a ten nadal wgapiał się w imiona z przerażoną miną.- Draco..
-Nazwiska zabitych -przerwał mi szybko. Zamknął zeszyt i odłożył go na miejsce. Malfoy uśmiechnął się do mnie blado.- Chodźmy dalej -zaproponował.
-Nie -odparłam cicho, nadal wgapiając się w zeszyt.
-Zapomnij o tym i ...
-Nie! Chcę stąd wyjść! -Przerwałam mu ostro. Draco patrzył na mnie milcząc.- Proszę -szepnęłam.
Ten objął mnie ramieniem i skierował nas do wyjścia. Zeszliśmy szybko na dół, a ja pognałam do łazienki, żeby się trochę ogarnąć nim wróci Quercy i Stephanie. Wyszłam stamtąd szybko i wlazłam do swojego pokoju, gdzie Draco siedział cicho na krześle przy biurku i bezsensownie przeglądał moje zdjęcia.
-Skąd wiedziałeś co to było? -Spytałam beznamiętnie, podchodząc do chłopaka.
Ten spojrzał na mnie smętnie.
-Moja mama ma taki sam -odparł cicho.
-Tam... Tam było tyle nazwisk... -jęknęłam.
Draco wstał i przytulił mnie mocno.
-Moja ciotka jest mo-ordercą -załkałam cicho.
-A czego się spodziewałaś? Ona jest Śmierciożerczynią. To leży w ich obowiązkach -powiedział łagodnie, głaszcząc mnie po plecach.
-Ale ona jest dobra.. -odkleiłam się od chłopaka.- Quercy też.. -wymamrotałam patrząc mu w oczy.
-Wiem o tym -odparł tleniony, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.- Ale co poradzisz, że zostali do tego zmuszeni?
Spojrzałam na niego tępo, a ten westchnął.
-Twój ojciec ich do tego zmusił. Twoja mama nie zgodziła się na to i dlatego... -urwał, bo nie mógł dalej mówić. Widząc moją przerażoną minę pogłaskał mnie po policzku.- Dlatego mówiłem ci, żebyś na siebie uważała i poszła ze Stephanie. Quercy nie chciał żebyś popełniała jego błędy, dlatego tak cię chroni.
Pokiwałam rozumnie głową. Nie chciałam płakać i nie robiłam tego. Znów ryczeć? Ludzie, tego już za dużo jak na dwa dni! Stworzyłam z ust cienką linię, a ten złapał mnie za dłoń.
-Chodźmy się przejść -zaproponował.
-Dobry pomysł -mruknęłam z bladym uśmiechem.
Malfoy ruszył do wyjścia. Ja jedynie lazłam za nim nadal trochę przyćmiona wydarzeniami sprzed 10 minut. Draco wyprowadził mnie za zewnątrz. Objął mnie ramieniem i wyszliśmy za ogrodzenie.
-Znasz drogę? -Spytałam rozluźniając się nieco.
-Do wioski i z powrotem -odparł z uśmiechem.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Spacerowaliśmy przez las, znajdujący się za domem ciotki. Po jakimś czasie dotarliśmy do dużej wioski położonej w dziwnej dolinie.
-Proszę i zapraszam -zaśmiał się Draco ukazując ręką mieścinę.
-Ładnie tu -rzekłam patrząc na budynki.
-A i owszem -odparł i wystawił mi ramię.- Zjemy coś? -Spytał z szelmowskim uśmiechem.
Ujęłam jego ramię z wyszczerzem i pokiwałam głową. Zeszliśmy zatem na dół i wkroczyliśmy na bruk, który tworzył podstawę wioski. Przechodziliśmy obok sklepów z rozmaitymi produktami, obok zróżnicowanych zakładów oraz obok podejrzanych uliczek... W końcu natrafiliśmy na zgrabną restaurację.
-Może tu? -Zaproponował Draco.
-Wygląda dobrze -skomentowałam.
Chłopak uśmiechnął się i razem weszliśmy do środka. Wnętrze było skąpane w żółtych odcieniach. Stoliki były okrągłe, stworzone z ciemnego drewna. Obrusy lśniły bielą, a talerze i sztućce sławiły się w nieskazitelnej czystości. Na suficie nie było żyrandola. Kilka metrów nad naszymi głowami wisiały kremowe świece, które paliły się dając niepowtarzalny urok. Na ścianach wisiały obrazy sławnych gwiazd świata magicznego oraz popularni i lubiani czarodzieje.
Restauracja była do połowy wypełniona gośćmi, którzy wesoło rozmawiali i jedli dania przyniesione przez kelnerów.
Draco zaprowadził mnie do stolika przy ścianie. Odsunął mi krzesło po czym sam usiadł naprzeciwko mnie. Chwilę później ktoś przyniósł nam karty MENU. Uśmiechnęłam się i otworzyłam ją.
-Co zamawiasz? -Spytał Draco po chwili.
-Hmm... Spaghetti carbonara -odparłam.
-Ja to samo -zaśmiał się.
Gdy kelner ponownie przyszedł chłopak złożył zamówienie. Oparłam się o krzesło rozglądając się dookoła.
-Więc... Jak ten Liam wygląda? -Spytał Draco z uśmiechem, opierając się o stół. Spojrzałam na niego pytająco, marszcząc brwi.- Chcę wiedzieć jak wygląda gość, któremu mam wpierniczyć! -Wyjaśnił unosząc niewinnie ręce w górę.
Zaczęłam się śmiać, a ten opuścił ręce. Położyłam dłoń na jego dłoni i spojrzałam mu w oczy.
-Mówiłam już, że jesteś kochany?
Ten pokiwał czupryną z uśmiechem.
Jakiś czas później kelner przyniósł nam dwa identyczne dania.
-Smacznego -mruknął tleniony z uśmiechem łapiąc za sztućce.
-I vice versa -odparłam robiąc to samo.
Zaczęliśmy jeść wśród wesołych historii z dzieciństwa. Ciągle śmialiśmy się z zabawnych epizodów z życia. Kiedy skończyłam jeść odłożyłam widelec na talerzu i oparłam się o krzesło. Draco zrobił to smao.
-To.. -zaczął- było pyszne!
Zaśmiałam się potwierdzając jego słowa. Wtem ktoś podszedł do nas i oparł się o stół, nachylając się nade mną.
-No, no. Tak się zabawiasz pod moją nieobecność?
Ten głos, te oczy, ten uśmiech...
Mam przejebane...
____________________________________________________________
Jakby to powiedzieć...? Nie podoba mi się ten rozdział :D
Ale mam do was prośbę. Proszę, napiszcie mi co wam się podoba, co wam się nie podoba.. Po prostu liczę na waszą opinię :D
Całusy ;>
~Tina
wtorek, 16 lipca 2013
22 rozdział "Jak znajdę się w niebie to tylko po znajomości."
Lekko zmieszana odsunęłam jego
dłoń. Zasunęłam podkoszulkę, by zakryć bliznę i odsunęłam się od Draco. Ten
jednak patrzył na mnie przerażony. Widział moją niechęć co do tego
wspomnienia więc na jego twarzy zagościł jeszcze większy strach. Chciałam
odejść, ale tleniony złapał mnie za dłoń i spojrzał mi w oczy.
-Mi możesz powiedzieć –zapewnił.
Westchnęłam zrezygnowana.
-Miałam kiedyś chłopaka…
-Przede mną –dodał z uśmiechem.
Spojrzałam jednak na niego spod byka więc
się przymknął.- Mów dalej.. –mruknął.
-On… Był naprawdę fajnym chłopakiem, ale… Do czasu… -urwałam,
żeby wziąć oddech. Draco widząc moje zdenerwowanie położył dłoń na moim prawym
biodrze, by mnie pokrzepić.- Od czasu, gdy mnie po raz pierwszy uderzył już nie
było tak samo.
-U-uderzył? –Wydukał zdziwiony.
Pokiwałam jedynie głową, by to potwierdzić.
-Później to przytrafiło się
jeszcze kilka razy, aż w końcu powiedziałam, że to już przesada i postanowiłam
od niego odejść –znów urwałam. Zamknęłam oczy, przypominając sobie zajście w
moim domu, gdy TO się stało.
-Nie musisz kończyć –powiedział
Draco, widząc mój stan.
Pokręciłam jednak głową. Zaczęłam
więc skończę, pomyślałam i nabrałam powietrza w płuca.
-Któregoś dnia, robiąc herbatę
postanowiłam poważnie z nim porozmawiać. Oznajmiłam, że chcę od niego odejść…
Zdenerwował się… Ze złości złapał za nóż i wbił mi go powyżej biodra –ponownie urwałam.
Tym razem, żeby wytrzeć łzy, które gęsto spłynęły po policzkach.
Draco przytulił mnie mocno, a ja
natychmiast się w niego wtuliłam. Chłopak pocałował mnie w czoło i zaczął
gładzić moje włosy.
-Cicho, jestem przy tobie –wyszeptał,
gdy zaczęłam cicho szlochać.- Powiedz mi tylko jak ma n a imię to mu chyba nogi
z dupy powyrywam.
-Li-iam –załkałam chowając twarz w
jego klatkę piersiową.
Poczułam jak tleniony pokiwał
głową, a następnie położył dłonie na moich plecach. Brodę oparł o czubek mojej
głowy i zaczął się delikatnie bujać na boki. Chwilę tak staliśmy, aż się nie ogarnęłam.
W końcu odkleiłam się od Draco i
przetarłam wierzchem dłoni oczy. Tleniony wyczarował chusteczkę i podał mi ją. Zaśmiałam się słabo i złapałam za papier. Wytarłam oczy, idąc w stronę łóżka.
-Żyjesz? -Spytał Ślizgon.
-Tak -odpowiedziałam i zaczęłam naciągać kołdrę na cały materac.-Taka chwila słabości.
-Dziś możemy sobie pozwolić -zgodził się tleniony podchodząc.
Rzucił się na łóżko i podłożył sobie ręce pod głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem i wpakowałam się też, żeby następnie ułożyć się obok Draco. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęła oczy.
-Dobranoc -mruknął gładząc mnie po plecach.
-Branoc -odparłam sennym głosem.
Chwilę później usnęłam.
**Następnego dnia**
-Wstawaj -usłyszałam łagodny głos, jakby z oddali.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Draco, który łypał na mnie z góry. Miał całkiem mokre włosy, a wokół pasa miał przywiązany biały ręcznik. Nachylił się nade mną i cmoknął mnie w czoło.
-Jaka miła pobudka -mruknęłam uśmiechając się.
**w tym samym czasie**
-Dobranoc -mruknął gładząc mnie po plecach.
-Branoc -odparłam sennym głosem.
Chwilę później usnęłam.
**Następnego dnia**
-Wstawaj -usłyszałam łagodny głos, jakby z oddali.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Draco, który łypał na mnie z góry. Miał całkiem mokre włosy, a wokół pasa miał przywiązany biały ręcznik. Nachylił się nade mną i cmoknął mnie w czoło.
-Jaka miła pobudka -mruknęłam uśmiechając się.
-Wiem, a teraz wstawaj, bo cię zrzucę.
Posłuchałam jego rady i zwlekłam się z łóżka, przecierając
oczy. Rozejrzałam się dookoła. Złapałam za kosmetyczkę i pomaszerowałam do
łazienki. Delikatnie się pomalowałam, ułożyłam włosy w koka na środku głowy i
ubrałam się w luźne ubrania. Wylazłam z pomieszczenia o kiedy znalazłam się w
pokoju ujrzałam, że Draco (już ubrany) przegląda jakąś książkę. Z początku nie
zwróciłam na to uwagi, ale gdy spostrzegłam zieloną okładkę od razu rzuciłam
się w jego stronę. Wyrwałam chłopakowi zeszyt i szybko go zamknęłam.
-Czytałeś!? –Ryknęłam na pół pokoju.
-Nie! Tylko otworzyłem! –Zapewnił zakrywając się rękami.-
Nie bij… -jęknął.
Zaczęłam się śmiać. Podeszłam do łóżka i wepchnęłam
pamiętnik pod materac. Spojrzałam na Draco.
-Idziemy na śniadanie –zdecydowałam.
Ten pokiwał głową. Podszedł do mnie, złapał moją dłoń i
razem ruszyliśmy na dół. Skręciliśmy do kuchni, gdzie już siedział Quercy, a
Stephanie kucharzyła.
-Dzień dobry –mruknęłam podchodząc do krzesła brata.
-Dobry –wymamrotał Quer przecierając twarz.- Jak humor?
–Spytał patrząc na mnie.
-Świetny –odparłam i postanowiłam pomóc ciotce.
Wyjęłam bowiem talerze o rozłożyłam je na stole. Draco zaśmiał się tylko i wyjął różdżkę. Machnął nią i z szuflady wyskoczyły sztućce, które następnie grzecznie ułożyły się na stole. Chłopak uśmiechnął się do mnie chytrze. Machnęłam jedynie ręką i usiadłam obok brata. Draco również zajął miejsce i w tym samym momencie Steph odwróciła się z patelnią, na której parowała jajecznica. Rozłożyła ją na 4 talerze i usiadła na wolnym miejscu.
-Smacznego -powiedziała z uśmiechem, a wszyscy jej zawtórowaliśmy.
Przez chwilę słychać było tylko dźwięk sztućców. W końcu Quercy odezwał się:
-Draco, jutro wieczorem odstawię cię do Hogwartu.
Tleniony pokiwał tylko głową, a ja spojrzałam na niego tęsknie.
-Mamy jeszcze 2 dni! -Pokrzepił mnie, łapiąc moją dłoń.- Odnajdziemy Liama i pokiereszujemy mu jego mordkę.
Zaśmiałam się tylko i wróciłam do śniadania.
-Kogo odnajdziecie? Co mu zrobicie? -Wydyszał Quer, a Stephanie zachichotała,.
-Jej były... -Draco urwał, bo kopnęłam go pod stołem.
-Były miś. Nigdy go nie lubiłam. Znajdę i wypatroszę. Mniejsza dlaczego. Stare dzieje -powiedziałam szybko odkładając pusty talerz.- Draco, chodźmy szukać pluszowego Liama -dodałam łapiąc chłopaka za rękę.
Szarpnęłam go i pobiegłam na schody. Chwilę później byliśmy już na górze. Ten śmiał się jak idiota.
-Dlaczego im nie powiesz? -Spytał z uśmiechem, gdy wchodziliśmy do pokoju.
-Są Śmierciożercami. Quer zrobi wszystko by mnie chronić, a po Stephanie nie wiadomo czego się spodziewać.
-Wygodne... Ale jednak wolę, żebyś im powiedziała -stwierdził obejmując mnie w pasie.- W razie "W".
-Przemyślę to -odparłam z uśmiechem, a ten pocałował mnie w czoło.
*perspektywa Quercy'iego*
Zrobiłem wyjątek i postanowiłem być pomocny. Złapałem się za naczynia i zacząłem zmywać.
-Zachowujemy się jak mugole -zaśmiała się Steph, wycierając umyte przeze mnie talerze.
Uśmiechnąłem się pod nosem i kontynuowałem jakże mugolską czynność. Uśmiech jednak szybko zszedł mi z twarzy. Mroczny Znak na moim ramieniu zaczął piec. Stephanie upuściła talerz z bólu.
-Znowu? -Warknęła czarnowłosa.
-Tatia! -Zawołałem siostrę. Po chwili blondynka ukazała się na szczycie schodów.- Wzywają nas. Nie róbcie niczego głupiego -ostrzegłem ją.
Ta pokiwała głową i odwróciła się.
-Draco! Idź po zapałki! Zobaczymy jak szybko dom się pali! -Zawołała idąc w stronę swojego pokoju.
Prychnąłem jedynie i wraz ze Stephanie teleportowaliśy się do domostwa Voldemorta. Wylądowaliśmy w korytarzu, który prowadził do pomieszczenia, w którym gromadzili się Śmierciożercy. Ruszyłem za ciotką. Weszliśmy do pokoju, na środku którego znajdował się długi, ciemny stół. Usiadłem zaraz obok Stephanie. Wśród zgromadzonych ujrzałem Greybecka, Lucjusza i Narcyzę, Yaxley'a, Barty'iego oraz innych znaczących charakterów.
W pewnym momencie do pomieszczenia wkroczył sam Lord Voldemort, a u jego stóp wiła się Nagini. Czarny Pan zasiadł na końcu stołu dzięki czemu był widoczny przez wszystkich. Rozejrzał się po zgromadzonych.
-Witajcie, moi wierni towarzysze -wysyczał.
Znów zapadła cisza. Identycznie jak w momencie, gdy Voldemort pojawił się w pomieszczeniu.
-Oświećcie mnie proszę swoją liczbą ofiar -rzek łypiąc na nas złowrogo.- Bellatrix, moja droga?
-Zdołałam zabić 37 szlam, panie -oznajmiła patrząc na niego z fascynacją.
-Znakomicie -ucieszył się beznosy czarodziej.
Kolejka szła dalej. Śmierciożercy podawali liczby przekraczające 30. W końcu ktoś odezwał się z duma w głosie:
-49 szlam.
Wszędzie poznam ten zimny ton. Spojrzałem w stronę, z której wydobył się głos i ujrzałem tę kanalię. Ojciec uśmiechnął się do mnie chytrze.
-Brawo Ianie -mruknął Voldemort z namiastką uśmiechu. Wtem spojrzał na mnie.- Niech twój syn oświeci nas swoimi postępami...
Opadłem na oparcie i przełknąłem ślinę.
-21 -rzekłem cicho, nie patrząc na niego.
Voldemort zacmokał kręcąc głową, a Greyback, który siedział obok prychnął pogardliwie.
-Widzę, że nadal opornie -rzekł Czarny Pan.- Ale przynajmniej to więcej niż ostatnim razem... -w sali słychać było ciche śmiechy.- Ah, Ianie. Obiecałeś mi 3 nowych czarodziejów. Zaszczyciłeś mnie dwoma -tu zerknął na mnie i moją ciotkę.- Gdzie jeszcze jeden nabytek?
-Proszę się nie martwić. Pracuję nad tym...
Voldemort pokiwał głową, ale widać, że był już zniecierpliwiony oczekiwaniem.
Reszta spotkania przebiegła jak zwykle. W sumie w
połowie nie słuchałem o czym rozmawiają,
bo średnio mnie to interesowało…
*perspektywa Tatii*
Siedziała na kolanach Draco i śmiałam się z jego opowieści z
dzieciństwa. W końcu ten oparł brodę o moje ramię i westchnął znudzony.
-Co robimy? –Spytał.
-Nie wiem, a co niby chcesz robić?
Ten wzruszył ramionami. W pewnym momencie wzdrygnął się i
spojrzał przed siebie jakby natchniony.
-Chodźmy sprawdzić co jest na strychu –rzucił Draco z uśmiechem.
Pokręciłam głową.
-Stephanie zakazała mi wchodzenia na strych.
-A czy ona tu jest? –Zaśmiał się tleniony.- Nie dowie się –zapewnił
i wstał na równe nogi. Ja jednak nadal się wahałam. Ten złapał mnie za rękę i zaczął tachać w stronę drzwi.- No chooodź.
Wyszliśmy na korytarz. Chłopak rozejrzał się dookoła i wskazał po chwili drzwi na końcu korytarza.
-Najpierw tam -zadecydował z uśmiechem.
-Ale co ty tam chcesz? -Zdziwiłam się.
-Noo... Szukam wejścia na strych
-Tam, mózgu -wskazałam na drzwi po drugiej stronie. Draco machnął ręką w geście: "No przecież, że wiedziałem. Sprawdzam cię." i złapał za klamkę. Szarpnął ją, a następnie pchnął drzwi. Przed nami ukazały się stare, drewniane schody oblane cieniem mroku, panującym w środku. Tleniony zajrzał tam, a następnie uśmiechnął się.
-Idziesz? -Spytał wyciągając do mnie rękę.
Jęknęłam wyrażając moją niechęć co do tego pomysłu, ale chwyciłam go za dłoń. Weszliśmy do środka.
-Jak znajdę się w niebie to tylko po znajomości... -mruknęłam, a ten zaczął się śmiać.
____________________________________________________________
I jest kolejny rozdział ^^
Dedykuję go mojej nowej czytelniczce Aggie ;*
Pozdrawiam.
~Tina
środa, 10 lipca 2013
21 rozdział "10 punktów dla Gryffindoru."
Zwlekłam się z łóżka dopiero po jakimś czasie. Przetarłam dłonią twarz i oparłam się plecami o drzwi.
-Czego? -Burknęłam beznamiętnie.
-Nie wpuścisz mnie? -Odezwał się znajomy mi głos. Nie należał on jednak, ani do Stephanie, ani do mojego brata.
Odkleiłam się szybko od drzwi i szarpnęłam za klamkę. Ujrzałam, jakże znany mi, tleniony łeb. Uśmiechnęłam się blado i zarzuciłam Draco ręce na szyję. Ten objął mnie mocno i podniósł , by później wnieść mnie do pokoju. Zatrzasnął drzwi nogą i postawił mnie na podłodze. Spojrzał mi w oczy uśmiechając się radośnie.
-Stęskniłem się -rzekł Malfoy głaskając mnie po policzku.
-Nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś -jęknęłam.- Ale właśnie... Skąd się tu wziąłeś?
-Twój brat powiedział, że potrzebujesz towarzystwa i przekonał Dumbledore'a żebym wybył z Hogwartu na dwa dni -wyjaśnił Malfoy. Pokiwałam smętnie głową.- Dobrze się czujesz?
Otworzyłam usta, ale nic z siebie nie wydusiłam. Westchnęłam tylko i odsunęłam się od niego. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na tenisówki na moich nogach.
-Quercy powiedział mi o mamie -wyjaśniłam cicho.
Ten usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Niestety dotknął przy tym mojej rany. Syknęłam z bólu i odruchowo się odsunęłam od chłopaka. Draco spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili ujrzał rozdrapany materiał i bandaż pod spodem. Ujął delikatnie moje ramie i obejrzał je z otwartą buzią. Następnie spojrzał mi w oczy.
-Co ci się stało?
-Wilkołak mnie zadrapał -odparłam beznamiętnie.
Draco spojrzał na mnie przerażony. Chciał coś powiedzieć, ale uniosłam rękę, by nic nie mówił.
-Akurat to jest moim najmniejszym zmartwieniem -burknęłam.- Ojciec chce mnie wśród Śmierciożerców -powiedziałam ponuro.
-Chcesz tego? -Spytał cicho.
-Oczywiście, że nie! -Obruszyłam się. Dostrzegłam jednak smutek na twarzy chłopaka.- Co jest?
-Mój ojciec chce tego samego dla mnie -przyznał patrząc w podłogę.
-A ty co o tym myślisz?
-Nie mam pojęcia. Jeżeli tego nie zrobię ojciec się rozgniewa. Jednak jeżeli się zgodzę będę musiał zabijać -odparł cicho, nie patrząc na mnie.
-I to tyle? Boisz się, że ojciec się rozgniewa? -Zdziwiłam się.
Draco spuścił głowę i potarł kark dłonią widocznie zmieszany. Ujęłam jego twarz, by na mnie spojrzał. W jego oczach dostrzegłam ból. Przestraszyłam się tego strachu wypisanego na jego twarzy.
-On mnie bije -wyszeptał. W jego oczach zalśniły łzy.
No nie. Pierwszy raz widzę, że Draco Malfoy płacze. W sumie to nie dziwię mu się. Fakt, że ojciec się nad nim znęca poruszył i mnie. Nie miałam o tym pojęcia. I teraz wszystko się rozjaśniło. Już wiadomo dlaczego w szkole grał oschłego i wrednego Ślizgona. Już wiadomo dlaczego nie okazywał głębszych uczuć. Jak w końcu miał je okazywać jak nikt go ich nie nauczył? A jeżeli tak to zostały wyplewione przez ojca, który się nad nim znęcał.
Spojrzałam na Draco, który już chyba nie mógł dłużej powstrzymać łez. Pogłaskałam go delikatnie po policzku. Ten zerknął mi w oczy. Przybliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam jego wargi.
-Zawsze możesz na mnie liczyć -oznajmiłam tak cicho, aby tylko on mógł to usłyszeć.
Malfoy pokiwał głową i uśmiechnął się blado. Szybko potarł oczy, by zetrzeć łzy.
-Wybacz -mruknął lekko zawstydzony chwilą słabości.
-To nic. Każdy ma prawo do kilku łez -powiedziałam łagodnie.
-Gdyby ojciec się dowiedział....
-I się nie dowie -przerwałam mu.- Nie możesz żyć w ciągłym strachu, że ojciec się dowie o jakimś bezsensownym przewinieniu.
Draco przyjrzał mi się badawczo. Objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Kocham cię -wyszeptał.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Pogładziłam go po mostku i spojrzałam mu w oczy.
-Ja ciebie również -odparłam.
-Czego? -Burknęłam beznamiętnie.
-Nie wpuścisz mnie? -Odezwał się znajomy mi głos. Nie należał on jednak, ani do Stephanie, ani do mojego brata.
Odkleiłam się szybko od drzwi i szarpnęłam za klamkę. Ujrzałam, jakże znany mi, tleniony łeb. Uśmiechnęłam się blado i zarzuciłam Draco ręce na szyję. Ten objął mnie mocno i podniósł , by później wnieść mnie do pokoju. Zatrzasnął drzwi nogą i postawił mnie na podłodze. Spojrzał mi w oczy uśmiechając się radośnie.
-Stęskniłem się -rzekł Malfoy głaskając mnie po policzku.
-Nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś -jęknęłam.- Ale właśnie... Skąd się tu wziąłeś?
-Twój brat powiedział, że potrzebujesz towarzystwa i przekonał Dumbledore'a żebym wybył z Hogwartu na dwa dni -wyjaśnił Malfoy. Pokiwałam smętnie głową.- Dobrze się czujesz?
Otworzyłam usta, ale nic z siebie nie wydusiłam. Westchnęłam tylko i odsunęłam się od niego. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na tenisówki na moich nogach.
-Quercy powiedział mi o mamie -wyjaśniłam cicho.
Ten usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Niestety dotknął przy tym mojej rany. Syknęłam z bólu i odruchowo się odsunęłam od chłopaka. Draco spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili ujrzał rozdrapany materiał i bandaż pod spodem. Ujął delikatnie moje ramie i obejrzał je z otwartą buzią. Następnie spojrzał mi w oczy.
-Co ci się stało?
-Wilkołak mnie zadrapał -odparłam beznamiętnie.
Draco spojrzał na mnie przerażony. Chciał coś powiedzieć, ale uniosłam rękę, by nic nie mówił.
-Akurat to jest moim najmniejszym zmartwieniem -burknęłam.- Ojciec chce mnie wśród Śmierciożerców -powiedziałam ponuro.
-Chcesz tego? -Spytał cicho.
-Oczywiście, że nie! -Obruszyłam się. Dostrzegłam jednak smutek na twarzy chłopaka.- Co jest?
-Mój ojciec chce tego samego dla mnie -przyznał patrząc w podłogę.
-A ty co o tym myślisz?
-Nie mam pojęcia. Jeżeli tego nie zrobię ojciec się rozgniewa. Jednak jeżeli się zgodzę będę musiał zabijać -odparł cicho, nie patrząc na mnie.
-I to tyle? Boisz się, że ojciec się rozgniewa? -Zdziwiłam się.
Draco spuścił głowę i potarł kark dłonią widocznie zmieszany. Ujęłam jego twarz, by na mnie spojrzał. W jego oczach dostrzegłam ból. Przestraszyłam się tego strachu wypisanego na jego twarzy.
-On mnie bije -wyszeptał. W jego oczach zalśniły łzy.
No nie. Pierwszy raz widzę, że Draco Malfoy płacze. W sumie to nie dziwię mu się. Fakt, że ojciec się nad nim znęca poruszył i mnie. Nie miałam o tym pojęcia. I teraz wszystko się rozjaśniło. Już wiadomo dlaczego w szkole grał oschłego i wrednego Ślizgona. Już wiadomo dlaczego nie okazywał głębszych uczuć. Jak w końcu miał je okazywać jak nikt go ich nie nauczył? A jeżeli tak to zostały wyplewione przez ojca, który się nad nim znęcał.
Spojrzałam na Draco, który już chyba nie mógł dłużej powstrzymać łez. Pogłaskałam go delikatnie po policzku. Ten zerknął mi w oczy. Przybliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam jego wargi.
-Zawsze możesz na mnie liczyć -oznajmiłam tak cicho, aby tylko on mógł to usłyszeć.
Malfoy pokiwał głową i uśmiechnął się blado. Szybko potarł oczy, by zetrzeć łzy.
-Wybacz -mruknął lekko zawstydzony chwilą słabości.
-To nic. Każdy ma prawo do kilku łez -powiedziałam łagodnie.
-Gdyby ojciec się dowiedział....
-I się nie dowie -przerwałam mu.- Nie możesz żyć w ciągłym strachu, że ojciec się dowie o jakimś bezsensownym przewinieniu.
Draco przyjrzał mi się badawczo. Objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Kocham cię -wyszeptał.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Pogładziłam go po mostku i spojrzałam mu w oczy.
-Ja ciebie również -odparłam.
*perspektywa Freda Weasley'a*
Siedząc w Pokoju Wspólnym Gryfonów
zastanawiałem się nad zachowaniem Tatii. Przed wyjazdem stała się na prawdę
dziwna. Unikała mnie, nie rozmawiała ze mną ani trochę. Wcześniej było inaczej.
W pewnym momencie moje rozmyślania
przerwała Carmen, która weszła właśnie do owego pomieszczenia przez obraz
Grubej Damy.
-Rudy! –Zawołała cała roześmiana.- Nie uwierzysz co się stało! Na
zewnątrz Neville… -urwała i spojrzała na mnie pytająco.- Co jest? –Spytała siadając
obok mnie.
-Nie wiesz dlaczego Tatia była na mnie zła?
Black poskrobała się po głowie widocznie zmieszana. Tak, widać było,
że zna przyczynę. Złapałem ją za dłoń i spojrzałem jej w oczy.
-Powiedz mi –poprosiłem, a ta westchnęła.
-Tatia się w tobie zakochała –rzekła brunetka.
Szczerze mówiąc to zszokowało mnie to wyznanie. Spojrzałem na
Gryfonkę tępo.
Tatia. Zakochała się… We mnie! Z początku brzmiało to jak żart,
ale spostrzegłem, że Carmen w ogóle nie jest do śmiechu.
Nagle ta pstryknęła mi palcami przed nosem. Otrząsnąłem się z
zadumy.
-Jest tam ktoś? –Zaśmiała się.
-Widziała nasz pocałunek… -stwierdziłem będąc jak w transie.
-10 punktów dla Gryffindoru –prychnęła Black.
Uśmiechnąłem się od niechcenia i objąłem Carm, by ją przytulić.
Zraniłem Salvador. Widziałem jak pospiesznie odchodzi w stronę
zamku kilka dni temu, gdy odważyłem się pocałować Carmen.
Myślałem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, a okazało się, że Tatia
czuje do mnie coś więcej.
Mam wyrzuty sumienia. Teraz jej nie przeproszę, bo opuściła
Hogwart. Jednak co ja poradzę, że zakochałem się właśnie w Carmen? Co ja
poradzę, że kiedy tylko widzę tą uroczą, rozdartą brunetkę japa m się cieszy?
Carmen znam od dawna. Znam jej charakter i wiem, że poza tym, że potrafi być
nad wyraz oschła to jest kochaną i słodką Gryfonką o piwnych oczach.
Nagle do Pokoju Wspólnego wpadł mój brat bliźniak, trzymając Rose
Martin za rękę. Oboje byli roześmiani.
-I co z tym Nevillem? –Spytała Black rozpromieniając się nagle.
-Poszedł do Skrzydła Szpitalnego, bo jak McGonagall go zobaczyła
to wpadła w szał –rzekła Krukonka z uśmiechem.
Jakoś nie miałem ochoty słuchać o co się rozchodzi. Carmen wstała
i pocałowała mnie delikatnie w usta. Następnie podeszła do przyjaciółki i
weszły razem do dormitorium Gryfonki.
George usiadł obok mnie i przyjrzał mi się badawczo. Delikatnie
uderzył mnie w ramię.
-Co ci? –Spytał. Gdy nic nie odpowiedziałem spojrzał na ogień w
kominku i westchnął.- Znów myślisz o tej Puchonce?
-Tak, ale teraz znam już prawdę –burknąłem.
-Dopiero teraz? –Zdziwił się George.
Widząc moją nietęgą minę zaczął się śmiać. Westchnąłem
zrezygnowany i wstałem, by wejść następnie do dormitorium, ale w tym samym
momencie obraz się otworzył. Do pomieszczenia bowiem wlazł Longmottom. Na
twarzy był cały zielony, a szedł jakby wypił z 5 butelek ognistej.
George przechodząc obok niego poklepał chłopaka po ramieniu i
wyszedł z Pokoju Wspólnego.
-A tobie co? –Spytałem zdziwiony.
-Snape kazał mi wypić mój źle uważony eliksir –jęknął i ruszył do
dormitorium nadal się trochę zataczając.
Przewróciłem oczami i wszedłem do pokoju by w końcu się położyć.
*perspektywa Tatii Salvador*
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, żeby wyjąć piżamy. Musiałam
jeszcze zawitać w pokoju brata, żeby zajumać mu piżamę dla Draco. Wątpię
bowiem, żeby tleniony gustował w różowych ubraniach w rozmiarze S.
-Zaraz przyniosę ci piżamę –oznajmiłam odwracając się do niego.- A
o pokój musisz się ciotki pytać, bo ja nie znam dobrze tego domu.
-Nie mogę spać u ciebie? –Spytał z nadzieją.
-Wiesz, wolę jednak żebyś spał w innym pokoju.
-Jesteś brutalna –jęknął wstając z łóżka.
Spojrzałam na niego spod byka. Draco zrobił minę zbitego psa i
zaczął kroczyć w moją stronę.
-Nie –zaśmiałam się, ale ten nadal napierał.
W końcu pokoju mi brakło i tleniony przyszpilił mnie do ściany z
tyłu.
-Proszę? –Jęknął zbliżając jego twarz do mojej.
-Draco –burknęłam takim tonem, by skończyć tę rozmowę.
-Nie? –Spytał błagalnym głosem.
Zbliżył się jeszcze bardziej i w końcu delikatnie musnął moje
wargi. Następnie spojrzał mi w oczy i kiwnął głową w ten sposób, jakby ponawiał
pytanie.
-No… Dobrze –mruknęłam oniemiała tym przekupstwem.
-Wiedziałem, że się zgodzisz –zaśmiał się Draco odsuwając się ode
mnie.
-I to ja jestem brutalna –prychnęłam wychodząc z pokoju.
Słyszałam jedynie śmiech Draco. Wlazłam do pierwszego z brzegu
pokoju, ale nic tam nie znalazłam prócz starych obrazów, które się ruszały.
Wyszłam stamtąd nim jakaś pulchna kobieta przebrana za Wikinga wzięła powietrza
w płuca.
-Quercy! –Krzyknęłam.
Chwilę później z ostatniego pokoju po prawej stronie wyłoniła się
głowa mojego brata.
-Co się drzesz? –Jęknął zdziwiony.
-Pożycz piżamki –zaśmiałam się kicając w tamtą stronę.
-Widzę, że ci się humor poprawił –rzekł wchodząc do swojej
sypialni. Poleciałam za nim.- Ciekawe dlaczego? –Zakpił z chamskim uśmiechem.
Zdzieliłam go w ramię rumieniąc się lekko.
-Daj mi tylko tę piżamę –mruknęłam.
Ten zaśmiał się i podszedł do komody, z której chwilę później
wyjął jasno niebieską piżamę. Rzucił mi ją i oparł się o szafę.
-No… Co? –Jęknęłam skrępowana jego wzrokiem. Zwinęłam piżamę wokół
ręki, a ten nadal nic nie mówił.- Dobranoc –wydyszałam i wyszłam z pokoju.
-Branoc –zaśmiał się Quer zamykając za mną drzwi.
Weszłam do swojego pokoju, gdzie Draco oglądał moje zdjęcia.
-Nie dziękuj –mruknęłam rzucając mu ubranie.
-Podziękuję później –zaśmiał się i zdjął podkoszulkę.
Pierwszy raz widziałam Draco bez koszulki i szczerze mówiąc to co
teraz widziałam przewyższało moje najśmielsze oczekiwania. Malfoy był wysportowanym
i szczupłym chłopakiem ze świetną klatą, o której marzyły wszystkie dziewczyny
w Hogwarcie.
Nagle Draco założył koszulę. Otrząsnęłam się. Dopiero teraz
ogarnęłam jak musiałam wyglądać… Identycznie jak Ron kiedy podają jedzenie, a
nie można go jeść.
Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki, by się przebrać. Wyszłam z
rozpuszczonymi włosami i naciągając jeszcze podkoszulkę.
Draco dziwnie oniemiał, gdy mnie ujrzał.
-Co? –Zdziwiłam się.
-Cóż to? –Spytał szybko do mnie podchodząc.
Złapał za krawędź mojej podkoszulki i delikatnie ją podniósł
odsłaniając bliznę nad lewym biodrem.
____________________________________________________________
Em em em... Podoba mi się ten rozdział ^^
Dedykuję go Patrycji i "Natrętowi" , który w końcu pokazał mi to 'przypałowe' zdjęcie. ;)
Uhuhu. Jeszcze trochę i mamy 2,000 *u*
Kocham i całuję ;*
~Tina
niedziela, 7 lipca 2013
20 rozdział "Za łeb i o kolano."
Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna, którego pierwszy raz na oczy widziałam. Brunet spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami i uśmiechnął się dziwnie. Zrobił krok w moją stronę, a ja automatycznie od niego odskoczyłam. Wyciągnęłam różdżkę i wymierzyłam nią w mężczyznę, drżącymi rękoma. Ten z uśmiechem uniósł ręce w górę.
-Spokojnie -prychnął.- Akurat ja ci tu pomagam -oznajmił ciszej.
-Akurat ci uwierzę -warknęłam celując w niego. Nie znałam żadnego konkretnego zaklęcia prócz Drętwoty, ale przynajmniej sprawiałam wrażenie, że coś umiem.
-Spokojnie -prychnął.- Akurat ja ci tu pomagam -oznajmił ciszej.
-Akurat ci uwierzę -warknęłam celując w niego. Nie znałam żadnego konkretnego zaklęcia prócz Drętwoty, ale przynajmniej sprawiałam wrażenie, że coś umiem.
Ten spojrzał na mnie
wkurzony. Podszedł szybko i wytrącił mi różdżkę z ręki. Złapał mnie za
ramiona i spojrzał w oczy.
-Na dole są Śmierciożercy, a
ja przyszedłem razem z nimi. Koleguję się jednak z twoim bratem. Umówiliśmy się, że
będziemy cię chronić. Jak ci na dole pokapują się, że tu jesteś, pozabijają wszystkich, a ciebie
zrobią Śmierciożerczynią, więc albo rób co ci powiem, albo skażesz swojego brata na śmierć-syknął.
Patrzyłam na niego lekko przestraszona. Pokiwałam jedynie głową.
-Bądź cicho -powiedział już łagodniej.- Accio -mruknął wyciągając rękę w stronę mojej różdżki. Ta wpadła do jego dłoni po czym oddał mi mojego magicznego kija. Podszedł do dywanu i odrzucił go na bok. Brunet dotknął swoją różdżką podłogi i w tym miejscu pojawiła się drewniana klapa z metalową rączką. Ten otworzył ją i elegancko zaprosił do środka.- Zapraszam, madame mesie -zaśmiał się.
Zajrzałam do środka. Z dziury w podłodze buchnął zapach stęchlizny. Ogólne było czarno jak w dupie, więc nie widziałam zbytnio co się tam znajdowało. Spojrzałam na mężczyznę z grymasem.
-Albo sama tam wejdziesz, albo ja cię wepchnę -burknął zniecierpliwiony.
Krzywiąc się zeszłam po drabinie na dół. Sucho i ciemno. Spojrzałam w górę na strumień światła wychodzący z otwory.
-Nie wychodź póki nikt po ciebie nie przyjdzie -rzekł, nachylając się. Uśmiechnął się do mnie serdecznie i zamknął klapę.
-Bosko -burknęłam i uniosłam różdżkę.- Lumos -mruknęłam, a z jej końca buchnęło światło.
Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam cztery, szare ściany. W rogach oczywiście królowały pajęczyny. Dwie ściany były strasznie podrapane, a zagłębienia wyglądały na świeże. W takim samym stanie była podłoga w zasięgu owych ścian. Obróciłam się dookoła, ale nic w pobliżu nie zobaczyłam. Coś jednak błysnęło w kącie. Zamarłam w bezruchu. Powoli odwróciłam się w stronę świecących ślepi. Drżącą ręką skierowałam strumień światła w kąt.
Z mojego gardła wydobył się stłumiony jęk, bo pamiętałam o Śmierciożercach na górze.
*perspektywa Quercy'iego Salvador*
Spojrzałem na grupkę osób, która wtargnęła do domu. Wśród nich ujrzałem Bellatrix. (W sumie to to było oczywiste, bo Bella zawsze bardzo chętnie wtargnie do czyjegoś domu.) Rozpoznałem również Yaxley'a. Przy dziurze zrobionej w ścianie od salonu stał Ian z wrednym uśmieszkiem.
-Mój salon -jęknęła Stephanie patrząc na dziurę.
-Gdzie moja córka? -Spytał Ian olewając siostrę.
-Ile razy mam ci powtarzać? -Warknęła Steph.- Nie ma jej tu. Po co mi w domu piętnastolatka, która prostego Cruciatusa nie potrafi rzucić?
Ian wyglądał jednak na spokojnego. W tym samym momencie z piętra zszedł Barty.
-Nie ma jej tam -oznajmił.
Ojciec skrzywił się lekko, ale nadal okazywał anielski spokój. Wyglądał jakby nawdychał się jakiś kadzidełek i teraz najarany chodzi... Spojrzał na mnie, więc zachowałem pełną powagę pomimo, że chciało mi się śmiać z wyrazu jego twarzy.
Ian podszedł do mnie tak, że
dzieliły nas centymetry.
-Jeżeli okaże się, że ją gdzieś ukrywasz bez mojej wiedzy,
obiecuję ci, że nie tylko zabiję ciebie,
ale i skrzywdzę Tatię –syknął.
Odsunął się, skinął n a Śmierciożerców i wyszedł, a owa
hołota za nimi. Bella pomachała nam jak powalona i wybyła z salonu przez
dziurę w ścianie.
Spojrzałam na Stephanie, która rozglądała się po
zdemolowanym salonie, a jej twarz była w kolorze purpury.
-Za łeb i o kolano –warknęła Stephanie, wyjmując różdżkę.- Chłoszczyść -mruknęła, a gruz zaczął się układać w coś co powoli przypominało ścianę.- Upiekło się nam -powiedziała śmiejąc się.
-Wyjątkowo -zgodziłem się i spojrzałem w górę.
-Idź po nią. Trzeba wyjaśnić dziewczynie to i owo -mruknęła Stephanie uchylając się przed lecącym w jej stronę obrazem, który składał się po drodze do kupy.
Pokiwałem głową i powoli poszedłem na górę. Skręciłem do pomieszczenia gdzie znajdował się pokój mojej siostry. Zastałem szare pomieszczenie z białymi prześcieradłami, które zalegały na meblach. Crouch zaczarował pokój, żeby wyglądał na niezamieszkany, gdyby jeden z tamtej hołoty chciał tu zajrzeć. Podszedłem do czarnego dywanu i odsunąłem go. Dotknąłem różdżką w podłogę i wybełkotałem zaklęcie. W tym samym miejscu zmaterializowała się drewniana klapa. Zanim szarpnąłem za metalową rączkę by ją otworzyć, usłyszałem pisk z dołu.
-Cholera jasna -jęknąłem blednąc.
Uzbroiłem się w różdżkę i otworzyłem klapę.
-Tatia! -Zawołałem blady jak ściana.
Odpowiedział mi jęk siostry. Zbiegłem na dół zaświecając różdżkę. W rogu ujrzałem parę świecących oczu, a niżej rząd białych kłów. Wilkołak już miał się na mnie rzucać, ale wymierzyłem w niego różdżką.
-Conjunctivitis -warknąłem na zwierzę.- Greyback! Ty popaprana sieroto! -Krzyknąłem na niego widząc, że jest osłabiony.
Podbiegłem szybko do siostry i uniosłem ją. Wytaszczyłem
Tatię z dziury i pobiegłem z nią do salonu. Biegnąc dostrzegłem rozdrapany materiał n a ramieniu,
a zaraz pod nim sączyła się krew.
-Stephanie! –Krzyknąłem.
-Czego? -Warknęła i
spojrzała na mnie. Od razu mina jej zrzedła.- Co się stało!?
-Crouch, ten idiota wpakował ją do piwnicy –odparłem kładąc
dziewczynę na kanapie.
-Przecież tam jest Fenir! –Jęknęła ciotka i podbiegła do
Tatii.
Odsunąłem się czując, że robi mi się słabo. Usiadłem na
fotelu i obserwowałem jak Stephanie wyciąga różdżkę i wymierza ją w ramię dziewczyny.
-Diffindo –mruknęła, a rękaw jej podkoszulki rozciął się
całkowicie. Ukazała się dość spora rana, z której sączyła się czerwona
substancja.
Stephanie zaczęła coś mamrotać pod nosem nadal mierząc w jej
ramię. Nagle rana została obandażowana.
-Jak się czujesz? –Spytała Steph.
-Jak po spotkaniu z wilkołakiem –odparła trochę słabym
głosem Tatiana.
-I tak miałaś szczęście, młoda, że cię nie ugryzł
–powiedziała łagodnie ciotka.
-Dlaczego mnie tam wpakowaliście? –Burknęła blondynka
podnosząc się na łokciach.
-Bo…. Śmierciożercy przybyli –powiedziała Stephanie
wymijająco.
Tatia patrzyła jednak na nią z wyrzutem.
-Był wśród nich twój ojciec –odezwałem się nagle. Siostra
spojrzała na mnie dziwnie.-On… On chce żebyś została Śmierciożerczynią jak on
–dodałem wyjaśniając wiele.
-C-co? –Wydukała Tatia wytrzeszczając oczy. – Nie wstąpię do
kręgów Czarnego Pana! –Oburzyła się .
-Wiemy. My tego też nie chcemy –powiedziała Stephanie
siadając obok niej.
-A poza tym spełniamy wolę mamy –powiedziałem cicho.
Ta popatrzyła na mnie przerażona . Dziewczyna, aż usiadła.
-Czyli… Czyli ona nie żyje? –Spytała cicho.
Ja jedynie pokiwałem głową. Stephanie położyła dłoń na ramieniu Tatii, ale ta
strzepała jej rękę. Kiedy spojrzałem na siostrę widziałem łzy w jej oczach.
-Ja-jak to się stało? –Wymamrotała poruszona.
Wymieniłem ze Stephanie znaczące spojrzenia. Nie chciałem
jej tego powiedzieć, bo sam nie mogę przyjąć tego do wiadomości. Steph
westchnęła.
-Skarbie… -zaczęła łagodnie.- Wiesz, że w życiu nie jest
lekko, a czasami zdarzają się…
-Jak zginęła!? –Krzyknęła Tatia wstając z miejsca mimo bólu
w ramieniu.
-Twój ojciec ją zabił –odparła cicho.
Dziewczyna patrzyła na ciotkę jakby nadal oczekiwała
odpowiedzi. Łzy spłynęły po jej policzkach. Już nie mogłem tak na nią patrzeć.
Podniosłem się więc z fotela i mocno przytuliłem siostrę.
Staliśmy tak chwilę. Tatia w pewnym momencie się ode mnie odkleiła i odwróciła się na pięcie,
by odejść. Złapała się za ramię i ruszyła w milczeniu na górę.
*perspektywa Tatii Salvador*
Weszłam do pokoju jak potłuczona. Zatrzasnęłam za sobą
drzwi, pchając je ze złością. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Rozejrzałam
się tępo po pokoju.
Moja mama nie żyje… Moja prawdziwa mama…
Złapałam za poduszkę i zdzieliłam ją kilka razy o kant
materaca. Następnie przyłożyłam ją do twarzy i padłam by się w nią wypłakać.
Ryczałam tak jakiś czas… Póki nie usłyszałam słabego pukania do drzwi…
____________________________________________________________
Mmmm.. Podoba mi się ten rozdział ^^
Hmm. Rozdział zadedykuję Klaudii. Nie szkodzi, że Rose się tu nie pojawiła, ale dawno ci nie pocisnęłam dedyku ;*
~Tina
środa, 3 lipca 2013
19 rozdział "Przytachałam cię tu, żebyś obejrzała dom sąsiadów."
Pod bramą stała Stephanie. Ręce miała skrzyżowane na piersiach i tupała niecierpliwie nogą. Po minie wnioskuję, że jest zła....
-Gdzieś ty była? -Warknęła tłumiąc w sobie wybuch złości.
-W Hogsmeade -odparła spokojnie.
-Czekam tu na ciebie 2 godziny! -Wrzasnęła wymachując rękami.
-Przepraszam! -Powiedziałam z wyrzutem.
Steph westchnęła i złapała mnie za dłoń.
-Taka sama jak brat -mruknęła i teleportowała się.
Poczułyśmy charakterystyczne szarpnięcie w pobliżu pępka i wylądowałyśmy przed wielkim, kremowym domem, otoczonym ogródkiem. Zatkało mnie. Przed domostwem stała biała fontanna, tryskająca wodą. Po bokach budynku rosły dorodne drzewa, a całe podwórze ogrodzone było dość wysokim murem, porośniętym ogarniętym bluszczem.
Aby dostać się do domu trzeba było pokonać szerokie schody. Podeszłam do niech i spojrzałam w górę na brązowe wrota, prowadzące do wnętrza budynku.
-Tutaj mieszkasz? -Wydukałam, wchodząc po stopniach.
-Nie. Przytachałam cię tu, żebyś obejrzała dom sąsiadów -zaśmiała się Stephanie, wyjmując różdżkę. Uniosła moje bagaże i polazła za mną do drzwi.- Właź -machnęła ręką.
Bez zastanowienia wpakowałam się do środka. Na wstępie ujrzałam fioletowe pomieszczenie, będące korytarzem. Na ścianie z prawej strony było pełno wieszaków. Pognałam dalej nie zwracając uwagi na ramki. Skręciłam w lewo i trafiłam do salonu.
-Na górze jest twój pokój -oznajmiła Stephanie wskazując schody z prawej strony.
Pobiegłam w stronę czarnych stopni otoczonych zgrabną poręczą.
-Drugi pokój na prawo!
Przyjęłam tę informację do wiadomości i po wdrapaniu na górę pchnęłam czarne drzwi, które stały rzędem, a w owym rzędzie znajdowały się drugie od prawej licząc.
Ujrzałam duże pomieszczenie skąpane w brudnej czerwieni. Okrągłe łóżko zwisało z sufitu, a było otoczone kremowym baldachimem. Pościel, która była w kolorze beżu była skwapliwie ułożona na materacu. Za łóżkiem znajdowało się duże okno, wychodzące na tyły posiadłości. Na prawo od drzwi ujrzałam biurko skąpane w bieli. Na nim spoczywały trzy kremowe świece w różnych rozmiarach, fioletowe pióro zamoczone w atramencie i zwój pergaminu. Na przeciwko drzwi stała duża, czarna szafa. Na środku pokoju spoczywał czarno-biały dywan. W kącie dostrzegłam wieżę, a obok niej pełno płyt. Podeszłam do nich i zaczęłam je przeglądać. Tak, widać, że mugolskie... Mało tego... Wieża i płyty były moje.
-Pozwoliłam sobie na małą wizytę u twoich 'rodziców' i pożyczyłam kilka twoich rzeczy -usłyszałam za sobą głos ciotki. Kobieta położyła mój kufer na środku pomieszczenia i rozejrzała się dookoła.- Podoba się?
-Bardzo -odparłam zachwycona wystrojem.
-Cieszę się -zaśmiała się Stephanie. Odwróciła się na pięcie, by wyjść, ale przystanęła w progu i spojrzała na mnie.- Rozpakuj się i chodź na kolację -dodała i wyszła.
Wstałam z ziemi, nadal rozglądając się dookoła. Mój wzrok utkwił w plakatach wywieszonych na ścianie. Przedstawiały mugolskie zespoły, które lubię. Widzę, że na to ciocia też się pokusiła...
Podeszłam do kufra i otworzyłam go. Następnie złapałam za klatkę Harmoo i postawiłam ją na biurku. Otworzyłam ją, a sowa wyleciała z klatki. Szybko odnalazła okno.
-Nie leć daleko -ostrzegłam ją i zaczęłam układać ubrania w szafie. Kiedy skończyłam rozgościłam się na szafce nocnej gdzie zagościło moje i Suzan zdjęcie. Reszta ramek powędrowała na komodę. Natomiast szkic od Draco położyłam na biurku.
Stanęłam na środku i pokoju i ostatni raz rzuciłam okiem na urządzone pomieszczenie. Pokiwałam głową zadowolona i wyszłam stamtąd. Zeszłam na dół i trafiłam do salonu. Jakimś cudem odnalazłam kuchnię w tym wielkim domu. Przy kuchence stała Steph w fioletowym fartuszku. Mieszała coś w rondelku. Kiedy usłyszała kroku za plecami odwróciła się i uśmiechnęła się do mnie.
-Pokój gotowy? -Zaćwierkała. Pokiwałam jedynie głową.
Zapadła cisza. Stephanie wróciła do gotowania wyraźnie zmieszana, a ja usiadłam przy stole i zaczęłam stukać paznokciami o blat.
-Lubisz Risotto? -Wtrąciła kobieta, przerywając ciszę.
-Tak. Mama często mi to gotowała -odparłam skrobiąc się po głowie.
-To nie są już twoi rodzice -powiedziała sucho.
Spojrzałam na nią tępo. Ta odwróciła się do mnie z dziwną miną. Nagle zaśmiała się nerwowo i przetarła twarz dłonią.
-Przepraszam -mruknęła i złapała za różdżkę. Wyczarowała trzy talerze i nałożyła na nie Risotto.- Po prostu denerwuje mnie to, że nazywają tych mugoli twoimi rodzicami jak oni nie mają z tobą nic wspólnego. Gorszą jedynie nasze nazwisko.
-Wcale nie -oburzyłam się.
Nagle w kuchni pojawił się Quercy z swojej normalnej postaci.
-A co tu się dzieje? -Zaśmiał się i usiadł przy stole.
-Nic -burknęła Steph i również usiadła na krześle.
Miłość rodzinna aż od nich emanuje... Quer był zły na ciotkę za to, że wypisała mnie z Hogwartu bez jego wiedzy, a Stephanie trwa w przekonaniu, że owa decyzja była jak najbardziej na miejscu. Czuć było tę atmosferę pełną miłości...
-Jak ci się tutaj podoba? -Spytał mój brat patrząc na mnie.
-Tak... Miło i... Przyjemnie... -mruknęłam dłubiąc w ryżu. Quer prychnął śmiechem.- A ta atmosfera... -dodałam uśmiechając się sztucznie.
-Jakbyś się przestał złościć to było by lepiej -ofukała mojego brata Steph, uderzając go w ramię.
Quercy zmierzył ją morderczym wzrokiem, a ja zaczęłam się śmiać jak postrzelona. Skończyłam danie i odłożyłam talerz do umywalki. Bez ceregieli polazłam na górę i walnęłam się na łóżko, twarzą w poduszki.
Nagle usłyszałam huk i czyjeś kroki na dole. Zerwałam się z łóżka przestraszona. Wtem do pokoju wpadł...
____________________________________________________________
W końcu jakaś akcja *u*
Teraz mam kupę pomysłów, więc nie spodziewajcie się, że będę rozdziały kończyć w 'normalny' sposób :D
Komentujcie, polecajcie i... czytajcie! :D
~Tina
Aby dostać się do domu trzeba było pokonać szerokie schody. Podeszłam do niech i spojrzałam w górę na brązowe wrota, prowadzące do wnętrza budynku.
-Tutaj mieszkasz? -Wydukałam, wchodząc po stopniach.
-Nie. Przytachałam cię tu, żebyś obejrzała dom sąsiadów -zaśmiała się Stephanie, wyjmując różdżkę. Uniosła moje bagaże i polazła za mną do drzwi.- Właź -machnęła ręką.
Bez zastanowienia wpakowałam się do środka. Na wstępie ujrzałam fioletowe pomieszczenie, będące korytarzem. Na ścianie z prawej strony było pełno wieszaków. Pognałam dalej nie zwracając uwagi na ramki. Skręciłam w lewo i trafiłam do salonu.
-Na górze jest twój pokój -oznajmiła Stephanie wskazując schody z prawej strony.
Pobiegłam w stronę czarnych stopni otoczonych zgrabną poręczą.
-Drugi pokój na prawo!
Przyjęłam tę informację do wiadomości i po wdrapaniu na górę pchnęłam czarne drzwi, które stały rzędem, a w owym rzędzie znajdowały się drugie od prawej licząc.
Ujrzałam duże pomieszczenie skąpane w brudnej czerwieni. Okrągłe łóżko zwisało z sufitu, a było otoczone kremowym baldachimem. Pościel, która była w kolorze beżu była skwapliwie ułożona na materacu. Za łóżkiem znajdowało się duże okno, wychodzące na tyły posiadłości. Na prawo od drzwi ujrzałam biurko skąpane w bieli. Na nim spoczywały trzy kremowe świece w różnych rozmiarach, fioletowe pióro zamoczone w atramencie i zwój pergaminu. Na przeciwko drzwi stała duża, czarna szafa. Na środku pokoju spoczywał czarno-biały dywan. W kącie dostrzegłam wieżę, a obok niej pełno płyt. Podeszłam do nich i zaczęłam je przeglądać. Tak, widać, że mugolskie... Mało tego... Wieża i płyty były moje.
-Pozwoliłam sobie na małą wizytę u twoich 'rodziców' i pożyczyłam kilka twoich rzeczy -usłyszałam za sobą głos ciotki. Kobieta położyła mój kufer na środku pomieszczenia i rozejrzała się dookoła.- Podoba się?
-Bardzo -odparłam zachwycona wystrojem.
-Cieszę się -zaśmiała się Stephanie. Odwróciła się na pięcie, by wyjść, ale przystanęła w progu i spojrzała na mnie.- Rozpakuj się i chodź na kolację -dodała i wyszła.
Wstałam z ziemi, nadal rozglądając się dookoła. Mój wzrok utkwił w plakatach wywieszonych na ścianie. Przedstawiały mugolskie zespoły, które lubię. Widzę, że na to ciocia też się pokusiła...
Podeszłam do kufra i otworzyłam go. Następnie złapałam za klatkę Harmoo i postawiłam ją na biurku. Otworzyłam ją, a sowa wyleciała z klatki. Szybko odnalazła okno.
-Nie leć daleko -ostrzegłam ją i zaczęłam układać ubrania w szafie. Kiedy skończyłam rozgościłam się na szafce nocnej gdzie zagościło moje i Suzan zdjęcie. Reszta ramek powędrowała na komodę. Natomiast szkic od Draco położyłam na biurku.
Stanęłam na środku i pokoju i ostatni raz rzuciłam okiem na urządzone pomieszczenie. Pokiwałam głową zadowolona i wyszłam stamtąd. Zeszłam na dół i trafiłam do salonu. Jakimś cudem odnalazłam kuchnię w tym wielkim domu. Przy kuchence stała Steph w fioletowym fartuszku. Mieszała coś w rondelku. Kiedy usłyszała kroku za plecami odwróciła się i uśmiechnęła się do mnie.
-Pokój gotowy? -Zaćwierkała. Pokiwałam jedynie głową.
Zapadła cisza. Stephanie wróciła do gotowania wyraźnie zmieszana, a ja usiadłam przy stole i zaczęłam stukać paznokciami o blat.
-Lubisz Risotto? -Wtrąciła kobieta, przerywając ciszę.
-Tak. Mama często mi to gotowała -odparłam skrobiąc się po głowie.
-To nie są już twoi rodzice -powiedziała sucho.
Spojrzałam na nią tępo. Ta odwróciła się do mnie z dziwną miną. Nagle zaśmiała się nerwowo i przetarła twarz dłonią.
-Przepraszam -mruknęła i złapała za różdżkę. Wyczarowała trzy talerze i nałożyła na nie Risotto.- Po prostu denerwuje mnie to, że nazywają tych mugoli twoimi rodzicami jak oni nie mają z tobą nic wspólnego. Gorszą jedynie nasze nazwisko.
-Wcale nie -oburzyłam się.
Nagle w kuchni pojawił się Quercy z swojej normalnej postaci.
-A co tu się dzieje? -Zaśmiał się i usiadł przy stole.
-Nic -burknęła Steph i również usiadła na krześle.
Miłość rodzinna aż od nich emanuje... Quer był zły na ciotkę za to, że wypisała mnie z Hogwartu bez jego wiedzy, a Stephanie trwa w przekonaniu, że owa decyzja była jak najbardziej na miejscu. Czuć było tę atmosferę pełną miłości...
-Jak ci się tutaj podoba? -Spytał mój brat patrząc na mnie.
-Tak... Miło i... Przyjemnie... -mruknęłam dłubiąc w ryżu. Quer prychnął śmiechem.- A ta atmosfera... -dodałam uśmiechając się sztucznie.
-Jakbyś się przestał złościć to było by lepiej -ofukała mojego brata Steph, uderzając go w ramię.
Quercy zmierzył ją morderczym wzrokiem, a ja zaczęłam się śmiać jak postrzelona. Skończyłam danie i odłożyłam talerz do umywalki. Bez ceregieli polazłam na górę i walnęłam się na łóżko, twarzą w poduszki.
Nagle usłyszałam huk i czyjeś kroki na dole. Zerwałam się z łóżka przestraszona. Wtem do pokoju wpadł...
____________________________________________________________
W końcu jakaś akcja *u*
Teraz mam kupę pomysłów, więc nie spodziewajcie się, że będę rozdziały kończyć w 'normalny' sposób :D
Komentujcie, polecajcie i... czytajcie! :D
~Tina
Subskrybuj:
Posty (Atom)