Stanęłam jak wryta patrząc na Draco, który siedział wraz z Pansy na ławce. Niby nic, ale zważając na fakt, że siedzieli wtuleni w siebie, a przed sekundą byłam świadkiem jak oboje zetknęli się ustami, to nie była zbyt w porządku. Tleniony pogładził Ślizgonkę po policzku z błogim uśmiechem. Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Wtem głowa Malfoy'a odwróciła się w moją stronę a nasze spojrzenia się spotkały. Draco w moment zbladł, a ja gapiłam się na niego tępo.
-Co ty do cholery robisz? -Wyjąkałam nie mogąc nic innego z siebie wydusić.
Draco otworzył usta, ale nie odezwał się, bo go widocznie zatkało.
-Tatia -wydukał.
Pokręciłam głową wycofując się. Ten wstał, a ja zaczęłam biec w przeciwną stronę.
-Tatia! To nie tak -wydukał za mną Draco, ale już go nie słuchałam.
To cholernie boli. Łzy nadal spływały po moich policzkach. Ciągle zamydlał mi oczy tym, że mnie kocha i jak mu na mnie zależy, a pod moją nieobecność obściskiwał się z innymi Ślizgonkami. Ale dlaczego? Czy Malfoy jest aż takim dobrym aktorem, żeby tak mnie oszukać?
Wbiegłam do jakiejś klasy i zamknęłam za sobą drzwi po czym zsunęłam się na podłogę i zakryłam twarz dłońmi.
**nieco później. perspektywa Draco**
Chodziłem dookoła dormitorium nie mogąc zebrać myśli.
Jak mogłem to zrobić? Jakim cudem całowałem się z Pansy zapominając kompletnie o Tatii? I że ona jeszcze to widziała. Chyba nigdy nie zapomnę tego wyrazu twarzy. Patrzyła na mnie mocno zdziwiona, ale w jej oczach ujrzałem ból. Ostatecznym dowodem tego były łzy, które ściekały po jej policzkach... No a czego się kurwa spodziewałeś? Kwiatów z gratulacjami mi chyba nie przyniesie.
Wtem rozległo się pukanie. Spojrzałem na otwierające się drzwi, a pojawił się w nich... Liam.
-Co ty tu robisz? -Spytałem zdziwiony.
Ten zacmokał, kręcąc głową.
-Nie ładnie potraktowałeś Tatię -stwierdził opierając się o ścianę z zaplecionymi rękoma na piersiach.
-To nie twoja sprawa -warknąłem.
-W sumie to moja, bo ja też jestem jej byłym... Do czasu -dodał z wrednym uśmieszkiem.
-Nie jestem jej byłym.
-Już tak -prychnął i ruszył do drzwi.
-Co robisz w Hogwarcie? -Spytałem za nim.
Ten odwrócił się i spojrzał na mnie z uśmiechem po czym rozłożył ręce z widoczną satysfakcją.
-Jak to co? To szkoła -powiedział i otworzył drzwi.- Uczę się -dodał i wyszedł, lecz zderzył się z Zabinim.
-Blaise, tak? Miło mi -mruknął i zniknął.
Ślizgon spojrzał na mnie tępo.
-Jest źle -stwierdziłem cicho.
-Kto to był?
-Liam -odparłem siadając tępo na łóżku.- Były Tatii. Jeżeli on tu jest to na pewno szykuje coś złego.
Zabini pokiwał głową i zaczął szukać jakiejś książki. Wtem spojrzał na mnie.
-Co ci? -Spytał wyrywając mnie z zamyślenia.
-Zjebałem -jęknąłem.- Zjebałem na całej linii. Nie wiem jak Tatia mi wybaczy -wyżaliłem się nie mogąc już wytrzymać.
-Ta akcja z Pansy? -Spytał i pokręcił głową.- Spartaczyłeś -przyznał.
-Dzięki. Zawsze można na ciebie liczyć -burknąłem, a Ślizgona wrócił do szukania książki.
Wtem wygrzebał coś, uśmiechnął się do okładki i ruszył do drzwi.
-Połamania nóg -powiedział i zniknął.
*perspektywa Tatii*
Był wieczór i wszyscy gromadzili się na Wielką Salę. Dumbledore wygłosił krótką mowę, wspomniał o kilku nowych uczniach i zaprosił wszystkich do jedzenia. Niezbyt go słuchałam, bo ciągle analizowałam co zdarzyło się zaledwie kilka godzin wcześniej.
Odwróciłam się jedynie i spojrzałam na stół ślizgońki. Ujrzałam Draco, który wpatrywał się we mnie. Prychnęłam i spojrzałam na pusty talerz.
Uczniowie zaczęli jeść w ogólnym gwarze i śmiechach. Cedric spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co się stało? -Spytał gładząc mnie po ramieniu.
-Cedric.. Nie teraz -poprosiłam słabym głosem, w którym bez wątpienia słuchać było wylane przedtem łzy.
Ten uszanował moją niechęć do rozmowy. Objął mnie ramieniem, pocałował w czubek głowy i zajął się rozmową z osobą siedzącą po jego lewej stronie.
Nie miałam za bardzo chęci do siedzenia tam więc wstałam i odwróciłam się. Ujrzałam jednak czyjąś zgrabną klatkę piersiową, zakrytą granatową bluzą. Spojrzałam w górę i ujrzałam zielone oczy.
-Liam -wybełkotałam zdumiona.- Co ty tu robisz?
-To samo co ty- uczęszczam do szkoły -odparł z przebiegłym uśmiechem, który znam bardzo dobrze.
-Nie zgrywaj się -burknęłam, a wszystkie oczy w Sali były już wlepione w nas.
-Przecież wiesz, że nadal cię kocham i zrobię dla ciebie wszystko. Dlatego porzuciłem swoje plany i zapisałem się do Hogwartu -powiedział czule i ujął moje ramiona delikatnie.- Chciałem spędzać z tobą więcej czasu -dodał ciszej.
Patrzyłam na niego lekko zaskoczona. Czy to ma sens? Czy on na prawdę się zmienił?
Szybko jednak dostałam odpowiedź. Liam bowiem prychnął śmiechem, który w tym momencie był jedynym słyszalnym dźwiękiem w pomieszczeniu.
Spojrzałam na niego próbując zachować spokój, ale w środku wszystko buzowało. Była zła, przestraszona, to zbita i to wszystko na raz w tym niskim ciałku. Nie miałam bowiem pojęcia co ta parówka, znana również jako Liam, wymyśliła.
-Podobno Draco zachował się okropnie wobec ciebie -powiedział, a wraz z tymi słowami spojrzałam na Malfoy'a. Tleniony spuścił głowę, gdyż pół Wielkiej Sali wlepiało w niego oczy.- To kolejny pretekst, że nie powinnaś z nim być.
Spuściłam wzrok, a w mojej głowie nadal panował mętlik.
-Wróć do mnie -wyszeptał. Nie powiedział jednak tego z czułością, czy prośbą. Ona raczej nalegał, a trafniejszym określeniem byłoby, że żądał tego.
Spojrzałam na niego rozeźlona.
-Nie -warknęłam i ku zdziwieniu wszystkich po prostu wyszłam z sali.
**Następnego dnia**
Obudziłam się trochę późno, zważając że mamy poniedziałek, a na pierwszej lekcji mam OPCM. Gdy rozejrzałam się po dormitorium spostrzegłam, że wszystkie łóżka były pusta. Oznaczało to iż moje kochane współlokatorki zostawiły mnie na pastwę mojego braku budzika i udały się na śniadanie. Wstałam więc szybko, umyłam się, ubrałam, zarzuciłam na siebie szatę i z torbą przewieszoną przez ramię wyszłam z pokoju po drodze robiąc sobie koka na czubku głowy. Pokój Wspólny był również pusty zatem przyspieszyłam kroku i pognałam na Salę. Gdy tylko przekroczyłam róg pomieszczenia, gwar ustał, a wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę. Zwolniłam kroku patrząc na nich podejrzliwie.
-Swojego życia nie macie? -Spytałam spokojnie, a ciekawscy uczniowie zajęli się własnymi sprawami. Prychnęłam i usiadłam wśród Puchonów. szybko zjadłam i gdy śmiałam się z żartu Cedrica poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Gdy spojrzałam na jej właściciela, a raczej właścicielkę, spostrzegłam Mopsicę.
-Tatia -zaczęła współczującym tonem.- Wiem, że ci ciężko, ale..
-Pansy, odejdź stąd, albo dostaniesz w pysk -powiedziałam słodko, a ta spojrzała na mnie zdziwiona po czym patrząc na mnie tępo odeszła powolnym krokiem.
Uśmiechnęłam się z dumą po czym zebrałam się i pognałam pod salę do OPCM'u.
Po rozlegnięciu się dzwonu drzwi otworzyły się i Gryffoni wraz z Puchonami wpakowali się do sali. Przy tablicy stał "pan Sean", a wszystkie ławki zniknęły.
-Stańcie w półkolu -zalecił profesor, a wszyscy to uczynili. Ten zaczął nam opowiadać o obronie przed innym czarodziejem. Głównie skupił się na zaklęciu
Drętwota i to było naszym zadaniem.- Wszyscy wiedzą co robić? To do dzieła.
Każdy dobrał się w pary. Ja byłam z Carmen, gdyż ukochana Su poleciała do kogoś innego. Lecz nie narzekam.
-Umiesz? -Spytała Gryffonka wskazując na machających bez sensu różdżkami uczniów.
-Tak, a ty? -Zapytałam z uśmiechem, a ta pokiwała głową.
-Jak było u ciotki? -Spytała wesoło.
-W porządku. Nauczyli mnie tam zaklęć, nauczyli mnie pić, zadrapał mnie wilkołak, wiem już co się stało z moją mamą i mam popierniczonego ojca -odparłam spokojnie.
-Nie ty jedna -odparła z lekkim uśmiechem Black.- Aaa... Co z Draco? -Spytała kręcąc różdżką w dłoniach.
Westchnęłam jedynie spuszczając lekko głowę.
-Wiesz co ci powiem? Coś tu jest nie tak -stwierdziła Gryffonka, a ja spojrzałam na nią.- Taaaak. Faktem jest, że początkowo nie była fanką waszego związku, bo znam ten tleniony łeb aż za dobrze i wiem jaki potrafi być. Ale widząc was razem już wiem, że Malfoy kocha cię najbardziej na świecie.
-Gdyby tak było to nie całowałby się z Pansy...
-Tak, ale ja widzę jak na ciebie patrzy, jak o tobie mówi i jak się zachowuje w twojej obecności. Draco ma swoje dwie strony i znam je obie bardzo dobrze. Dla tych których kocha i dużo dla niego znaczą jest całkiem inną osobą niż dla tych zwykłych mugolaków -powiedziała patrząc mi w oczy.
Spojrzałam na nią tępo próbując poukładać sobie to co właśnie usłyszałam.
-Chodzi mi o to, że Draco nie pocałował Mopsicy z własnej woli -powiedziała chyba najprościej jak mogła.
-Myślisz o... -urwałam zszokowana jej tokiem myślenia.
-Imperiusie -dokończyła cicho.
-Ale kto? -Spytałam, lecz natychmiast sobie odpowiedziała na to pytanie.- Liam...
-To moja teoria. Porozmawiaj z tlenionym durniem -poradziła po czym wymierzyła we mnie różdżką.- Broń się -zaśmiała się po czym rzuciła w moją stronę
Drętwotę.
Szybko odbiłam zaklęcie, które trafiło w Harry'ego. Po chwili Carmen wypowiedziała więcej zaklęć, które również odtrąciłam, a większość trafiła w uczniów.
-Dziewczyny -zaśmiał się Quercy.- Mieliśmy ćwiczyć
Drętwotę. Opanujcie się, bo powybijacie połowę klasy.
Zaśmiałyśmy się jedynie i przeprosiłyśmy poszkodowanych.
***
Po wszystkich zajęciach siedziałam w dormitorium i odrabiałam pracę domową. Wtem coś zastukało w szybę. Gdy spojrzałam na okno ujrzałam brązową sowę, a w dziobie trzymała czerwoną różę. Lekko zdziwiona podeszłam do okna i wpuściłam 'ptactwo'. Sowa zrzuciła na moje dłonie kwiatka po czym wyleciała z dormitorium.
Spojrzałam na różę z delikatnym uśmiechem i powąchałam ją. Uwielbiam róże. Zamknęłam okno zastanawiając się od kogo może ona być. Postanawiając, że nie mam pojęcia i dość mało mnie to interesuje, wróciłam do zadań.
Jakiś kwadrans później usłyszałam ten sam stukot. Gdy odwróciłam się ujrzałam identycznego ptaka co 15 minut temu. Tym razem w dziobie miała dwie róże. Z uśmiechem podbiegłam do okna. Sowa zrobiła to samo co wcześniej i zniknęła za oknem.
Kto może mi wysyłać kwiatki? Może to być Draco, ale nie jestem, pewna czy w ramach przeprosin byłby tak 'oryginalny'... Liam? już na wstępie 'nie'. On nie jest nawet odrobinę romantyczny. Nie jestem pewna czy on wie w ogóle co to bukiet...
Widocznie tu w spokoju nie odrobię zadań. Zebrałam zatem księgi i ruszyłam obładowana w stronę drzwi. Gdy sięgnęłam do klamki drzwi same się otworzyły, a stanął w nich Liam ze swoim wrednym uśmiechem.
-No cześć -zaśmiał się, a gdy poirytowana chciałam go ominąć, chłopak złapał mnie mocno za ramiona tak, że upuściłam książki. Spojrzał na mnie lekko poddenerwowany po czym wepchnął mnie do dormitorium, a nogą zamknął drzwi.- Nigdzie nie idziesz słoneczko.
-Czego znowu ode mnie chcesz? -Spytałam niby odważnie, ale w rzeczywistości bałam się jak cholera.
-Tego co zawsze -odparł spokojnie.
-Liam, nie mam ochoty patrzeć na twoją szpetną buźkę -burknęłam, a gdy chciałam się oswobodzić ten mocniej ścisnął moje ramiona.
-Dobrze. Próbowałem po dobroci, ale nie dajesz mi szansy -warknął.
-Nie rozumiesz, że nie chcę z tobą być!?
Liam puścił mnie, ale chwilę później jego otwarta dłoń powędrowała do moje policzka. W moment zaszczypało, a owe miejsce zrobiło się czerwone. Moja głowa odskoczyła na bok.
Na brodę Merlina... Jak ja go nienawidzę...
Zamknęłam oczy powstrzymując jakiekolwiek reakcje, bo w środku mnie wszystko buzowało. Ten ujął moją brodę i zmusił, żebym na niego spojrzała.
-Będziesz ze mną, ale Draco nie dożyje następnego dnia -wycedził wściekły przez zęby.- Rozumiesz? -Syknął.
Ja nadal się nie odzywałam. Patrzyłam jedynie na niego z nienawiścią.
-Idziemy -warknął i łapiąc mnie za włosy zaczął tachać do drzwi.
Z cichym jękiem ruszyłam za nim. Ten zszedł na dół i automatycznie wchodząc do Pokoju Wspólnego puścił moje włosy, a chwycił ramię żelaznym uściskiem. Dalej ruszył do obrazu, następnie zszedł do lochów, wymówił hasło do Pokoju ślizgońskiego i wszedł tam.
Już wiedziałam co się święci zatem zaczęłam stawiać opór zapierając się nogami. Ten zaśmiał się łapiąc mnie ponownie za włosy i targając przez Pokój.
-Nie -jęknęłam cicho.
Liam wlazł na górę po czym wdarł się do dormitorium Draco. Tleniony siedział na łóżku i czytał książkę, a Zabini stanął w bezruchu zszokowany wizytą. Draci spojrzał na nas zdziwiony.
-Co ty tu... -wymamrotał po czym spojrzał na mnie.- Puść ją -warknął wojowniczo, wstając z łóżka.
-Tak, tak. Najpierw ty -mruknął zielonooki spojrzawszy na Blaise'a. Wymierzył w niego uprzednio wyjętą z kieszeni różdżką.-
Drętwota.
Zabini padł bezwładnie na podłogę, a Liam spojrzał na Draco.
-Twoja kolej -mruknął.
Lecz nim Malfoy wyjął różdżkę, Liam powiedział:
-
Crucio.
____________________________________________________________
Może troszeczkę brutalny rozdział, ale muszę trochę akcji wprowadzić :3
Piszcie komentarze, bo są dla mnie ważne ^^
A! I z góry przepraszam za błęby, ale nie sprawdzałam teraz, gdyż pisałam 'na łeb na szyję' :3
~T