Był już wieczór, a my wchodziliśmy przez ogromne wrota. Udaliśmy się tradycyjnie na Wielką Salę. Kocham tutaj przesiadywać! Ogromne pomieszczenie z bajecznym sufitem, który zmienia się w zależności od pory dnia lub okoliczności. Cztery długie stoły, przy których siedzieli uczniowie. Każdy stół przedstawiał inny dom. Na końcu Sali znajdował się duży podest, na którym również znajdował się stół. Tam natomiast siedzieli wszyscy nauczyciele. Zajęłam moje miejsce przy stole Puchonów. Ciągle słychać było rozmowy i śmiechy. Nagle Dumbledore wstał z miejsca. Wszyscy zamilkli, kiedy czarodziej poprosił o ciszę.
-Dziękuję... Witam was wszystkich na kolejnym roku w Hogwarcie! Mam nadzieję, że spędzicie ten czas na pożytecznej nauce i zawieraniu nowych przyjaciół niźli szukaniu wrogów i kar u pana profesora Snape'a -powiedział na wstępie. Słychać było lekkie chichoty z Sali. - Tak, czy inaczej... Jak zwykle obowiązuje was kilka zasad takich jak ta, że teleportacja z Hogwartu, dookoła Howartu tak jak i w nim jest zabroniona. Zakazany Las jest nadal zakazany i przestrzegam was przed tym, aby nikt swojej nogi nie postawił między tamte drzewa. Szanujcie te i wiele innych zasad -dyrektor przerwał na chwilę. - Jak co roku mamy nowych uczniów, którzy chcą kształcić się pod względem magii. Odbędzie się teraz przydział do domów.
W tym momencie dzieciaki podchodziły po kolei i zakładano im na głowę Tiarę Przydziału. Co chwila słychać było tylko okrzyk "Gryffindor!" i wiwaty, "Raveclaw!" i oklaski, "Slytherin!" i aplauz "Hufflepuff!" i wielki entuzjazm. Starsi uczniowie, niezależnie od domu, przyjmowali pierwszaka z uśmiechem i gratulacjami. To mi się zawsze podobało.
-Dobrze. Uczniowie przydzieleni do domów, więc można zacząć jeść! -Po tych słowach Dubledore'a, na stołach pojawiły się przeróżne pyszności! Chyba właśnie ten moment najbardziej lubiłam podczas przemowy Albusa. Dorwałam się do chleba, na który rzuciłam żółty ser. Moje ulubione połączenie.
-Proszę cię! Tylko nie to! -Zaprzeczyła Su. Wiedziała co się święci. Zawsze po serku miałam dziwną głupawkę. Śmieję się 24h na dobę nie wiadomo z czego.
-Dlaczego nie? Miło mieć uroczą głupawkę na wieczór -powiedziałam z uśmiechem i ugryzłam kanapkę.
Po odniesieniu Harmoo do Sowiarni, udałam się do podziemi Hogwartu. Przystanęłam przy obrazie martwej natury.
-Mimoletonia -powiedziałam, a obraz wręcz oderwał się od ściany niczym drzwi. Moim oczom ukazał się Pokój Wspólny uczniów domu borsuka. Wszystko przyozdobione w żółć i czerń. Na środku znajdował się ogromny kominek, a przed nim kilka czarnych foteli z żółtymi elementami. Było tam dużo uczniów domu borsuka. Wszyscy wesoło rozmawiali i śmiali się z żartów Cedric'a. Jak zwykle. Chciałam iść już do dormitorium. Miałam ochotę na długą kąpiel.
-Tatia! -Ktoś zatrzymał mnie w pół kroku. -Już uciekasz?
-Jestem zmęczona -wyjaśniłam.
-No weź! Zostań chwilkę -zachęciła mnie Bree, jedna z moich lokatorek.
Westchnęłam głośno i odwróciłam się na pięcie. Powędrowałam w stronę jednego z foteli i rzuciłam się na jego podręcze. Położyłam się na kolanach panny Abbott.
-No. To jak tam sytuacja z Malfoy'em? -Zapytał jakiś blondyn ze strony kominka.
-Matko! Widzę, że to do jutra cały Hogwart obiegnie! -Zaśmiałam się.
-Ba -poklepała mnie po brzuchu Hanna.
Spędziliśmy tak jakąś godzinę na miłej pogawędce. W końcu nieźle mnie zmogło. Wstałam z fotela i poszłam do dormitorium, żegnając się z Puchonami. Weszłam do pokoju i rozejrzałam się do o koła. Znajome kąty. Klamoty Bree, Suzan i Hanny leżały na łóżkach. Walizki były pootwierane, kilka ubrań walało się po podłodze. Tak, znajome kąty... Tylko jedno łóżko było nieruszone. Widać, że moje... Otworzyłam więc walizkę i wytargałam z niej piżamy oraz kosmetyczkę. Dwa ręczniki też się zdadzą... Wparowałam z tym całym majdanem do łazienki, zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic. Ciepła woda oblała moje ciało. Miłe uczucie. Umyłam się, włosy również. Wyszłam spod prysznica i obwiązałam się żółtym ręcznikiem. Włosy zgarnęłam i zawinęłam na głowie, tworząc uroczy "kopiec". Zaczęłam myć zęby. Zmyłam pozostałości po lekkim makijażu. W pewnym momencie usłyszałam, że drzwi do dormitorium się otwierają. Tej czynności towarzyszyły oczywiście śmiechy i rozmowy. Dziewczyny wróciły. Słychać było jak każda pada na łóżko nadal gawędząc. nagle wszystko ucichło. Do moich uszu dobiegł jedynie dźwięk otwieranego okna i trzepot skrzydeł.
-Eeeem... Tina -zawołała mnie Suzy.
Otworzyłam drzwi i wychyliłam tylko głowę, bo byłam jedynie w ręczniku.
-Hę?
-To chyba do ciebie -powiedziała niebieskooka, lekko przestraszona, unosząc do góry małą kartkę pergaminu.
Na parapecie siedziała czarna jak smoła sowa o żółtych oczach. Nie wiem dlaczego, ale zdawała mi się jakaś znajoma... Ptak zerwał się i wleciał z czerń nocy, nie pozostawiając za sobą nic innego poza liścikiem. Podeszłam do przyjaciółki i otrzymałam od niej mały kawałek pergaminu. Przeczytałam go półgłosem. Wraz z podpisem cały kolor zszedł mi z twarzy. Na liściku było napisane:
"Tatiano!
Jesteś w niebezpieczeństwie!!
Uważaj na siebie.
QS"
Stałam osłupiała na środku dormitorium z karteczką w ręku. Co to miało oznaczać? Kto to jest QS? Skąd on lub ona mnie zna!? Pismo było zgrabne, ale założę się, że pisał to mężczyzna. Kurde! Znowu to samo dziwne uczucie, że skądś już to pismo pamiętam... Sowa też odświeżała jakieś zapomniane wspomnienia... Za cholerę jednak nie mogłam sobie ich przypomnieć...
-O co chodzi? -Wypaliła szeptem Naomi.
Dziewczyny patrzyły na mnie wytrzeszczając oczy i oczekując na moja odpowiedź. Ja jednak nic nie mogłam z siebie wydusić. 7 słów, ale budziły grozę... To niebezpieczeństwo czai się w szkole? Wśród uczniów? Nauczycieli? A może to po prostu głupi kawał?
-Nie wiem -szepnęłam. Patrzyłam w okno jak zahipnotyzowana. -Nie wiem...
***Następnego dnia***
Otworzyłam oczy. Podniosłam głowę zaspana i rozejrzałam się po dormitorium. Wszystkie dziewczyny jeszcze spały. Nie, jednak trzeba wstać... Ruszyłam więc tyłek spod cieplutkiej kołdry. Podczas wybierania ciuchów Suzan obudziła się i spojrzała na mnie.
-Co ty odwalasz? -Zapytała śpiąco.
-Ciuchów szukam. Nie widzisz? -Odpowiedziałam śmiejąc się.
-Co mamy pierwsze?
Zajrzałam na plan, który dostaliśmy wczoraj.
-Numerologia z Krukonami -powiedziałam i chwyciłam za wybrany "zestaw". Ruszyłam do łazienki, aby się ubrać, umyć i podmalować. Wyskoczyłam z pomieszczenia ubrana w białe rurki, pomarańczową bluzkę chyba o dwa rozmiary za dużą i w tego samego koloru co T-shirt trampkach. Włosy były związane w niedbałego koka na czubku głowy.
Moje współlokatorki już się obudziły i powoli wstawały z łóżek. Tylko Bree leżała w najlepsze i przyglądała nam się. Do śniadania zostało nam jeszcze trochę czasu. Postanowiłam się wypakować. Poskładałam ciuchy do szafy, a zdjęcia poustawiałam na szafce nocnej. Jedno z nich się ruszało. Przedstawiało mnie i Suzan. Rzucamy się śnieżkami którejś to pięknej zimy. Drugie to było zdjęcie mugolskie. Byłam na nich ja, mama i tata. Nagle zauważyłam karteczkę na szafeczce. Rozwinęłam ją i przypomniałam sobie o wczorajszej wiadomości.
-Może pójdziesz z tym do pani Sprount? -Zaproponowała Bree, która widziała, że patrzę na pergamin.
-A gdzie do Sprount! Do Doumbledore'a idź! -Powiedziała Naomi, wymachując różową koszulką, którą miałą zamiar ubrać.
-Nie -powiedziałam tylko i włożyłam papier od szufladki.
Kiedy Su była gotowa wyszłyśmy razem z dormitorium i popędziłyśmy ku Wielkiej Sali. Było tam już dość dużo uczniów. Przy stole Slytherinu ujrzałam Dracona. Patrzył na mnie gniewnie. Wiedziałam, że nie jest zadowolony z opinii, jaka o nim teraz krąży. Ja tam byłam zadowolona...
*oczami Draco Malfoy'a*
Siedziałem właśnie między Zabinim, a jakimś Ślizgonem, którego imienia nawet nie pamiętałem. Dźgałem widelcem małego pomidorka na talerzu. Jakoś nie miałem apetytu. Psuła mi go ta cała Tatiana... Drażniła mnie... Przez nią, po całym Hogwarcie chodzi po mnie wieść, że uległem szlamie. Wcale tak nie było! Ja po prostu... Zdziwiłem się.... Zdziwiłem się, że Salvador może coś takiego powiedzieć. Do MNIE! Zmieniła się od poprzedniego roku. Jest bardziej stanowcza, odważniejsza i... Ładniejsza...Kurde! O czym ja myślę? Tatia? To przecież szlama... Ogarnij się Draco!...
*oczami Tatiany*
Zaczęłam jeść kanapkę z dżemem truskawkowym. To mój ulubiony. Rozejrzałam się po Sali, mieląc przy tym chleb w buzi. Przy stole Gryffonów spostrzegłam cztery rude czupryny. Od razu rozpoznałam jakie imiona się kryją pod dwoma z nich. Jednym z nich był bowiem Fred. Przyglądałam mu się rozmarzonym wzrokiem.
-Tatsi! Hej! -Suzan pstryknęła mi palcami przed nosem.
Ocknęłam się. Dopiero teraz doszło do mnie jak głupio musiało to wyglądać: siedzi dziewczyna, podparta ręką o brodę, a w drugiej dłoni trzyma nadgryzioną kanapkę... Wiocha.
-Co ty? Zakochałaś się? -Spytała podejrzliwie.
-Nie wiem -odpowiedziałam tylko i wstałam od stołu z chlebem z ręku. Będąc przy drzwiach zatrzymałam się i lekko przesunęłam, bo w innym wypadku zostałabym staranowana przez pędzącą w moją stronę brunetkę. Piwnooka dziewczyna leciała z jakąś wymientoloną kartką w ręku.
-Freddi! -Wydarła się na pół Wielkiej Sali.
Rudzielec zareagował na swoje imię i spojrzał na pędzącą w jego stronę Gryffonkę. Kiedy tylko skierował na nią swój wzrok jego oczy rozjaśniły się, a na twarzy pojawił się promienny uśmiech. Brunetka zaczęła mówić coś do Freda entuzjastycznie.
-Zazdrosna o każdy jego uśmiech, każde spojrzenie -szepnęła mi do ucha Suzan.
Z początku wystraszyłam się, bo nie zauważyłam kiedy przyjaciółka podeszła. miałam coś powiedzieć, ale jednak nic z siebie nie wydusiłam, pomimo otwartych ust. Przyznałam jej rację w myslach i skierowałam się do dormitorium. Tam zaczęłam pakować książki potrzebne na przyszłe zajęcia. W końcu ruszyłyśmy z Suzy na lekcje.
Jakoś dożyłam do obiadu. Wykłady były tak nudne, że sama się sobie dziwię, że nie zasnęłam... Weszłam do Wielkiej Sali i zajęłam miejsce obok Su. Chwilę później do pomieszczenia weszła Gryffonka, która o mało mnie nie staranowała przy śniadaniu. Szła w towarzystwie blondynki w szacie z naszywką Krukonów. Nagle za ich plecami pojawili się bliźniacy. George pocałował blond dziewczynę, a Fred w tym samym momencie zakrył oczy mojej prawie-zabójczyni.
-To jest Carmen Black, kuzynka Dracona. Obok idzie jej przyjaciółka -Rose Martin. Krukonka chodzi z Georgem. Natomiast Fred i Carmen sa dobrymi przyjaciółmi -poinformowała mnie Suzan, wyrywając tym samym z zamyślenia. -Coś jeszcze? -Zapytała nabijając na widelec kawałek kurczaka.
-Skąd to wiesz? -Zdziwiłam się.
-Mam dobre źródła -oznajmiła tajemniczo.
Dlaczego ja (czyt. Rose Martin) już chodzę z Goerge'sławem ?? Ach ta aura zaskoczenia... Pomijając skarbie rozdzialik jak zawsze super :3.
OdpowiedzUsuńAch ta delikatność Carmen ^^. Kto to QS ?
Pozdrawiam i weny życzę ! :**
Dziękuję ^^ Tak, wiem.To zaskoczenie <3 Kto to QS to się dowiemy jakoś tak w 10/15 rozdziale tak, że ten... :D
Usuń~Tatsi
Woahahahahaha no i jestem ja. Carmen jako dobra przyjaciółka Freda. To się wieśmenie pisze Freddie. Czekam na rozwinięcie akcji Dracuś - Tatia.
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i ponaglam.
~Black (PiK).
Super jest *.* Lubię HP ale twoje opowiadania są wręcz cudowne jak 7 część <3 A wiedz, że to moja ulubiona :D
OdpowiedzUsuńCudo *.* A i zapraszam do mnie ;3 Co prawda inna tematyka bo wampiry i Klaroline z TVD ale zapraszam ;*
http://carolineiklaus-loveforever.blogspot.com/
Ahh. Lejesz mi miód na serce ^^
UsuńPewnie, że wpadnę! Kocham TVD ,a Klaroline to jeden z moich ulubionych parringów ;)
~Tatsi
ohh, super blog! *.*
OdpowiedzUsuńczekam na więceeej!