Następnego dnia udałam się na śniadanie. Weszłam na Wielką Salę i usiadłam obok Suzan. Chwilę później Albus Dumbledore miał nam coś do powiedzenia. Wstał więc z miejsca, a wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
-Zapewne niektórzy z was zauważyli, że wokół Hogwartu krążą dementorzy. Z Azkabanu bowiem uciekła Bellatrix Lestrange. Nie grozi nam poważne niebezpieczeństwo, ale dementorzy zapewnią nam dodatkową ochronę. Są to tylko środki ostrożności, więc nie musicie się obawiać. Przestrzegam jednak przed wychodzeniem poza teren szkoły, gdyż owe stworzenia nie są przyjacielsko nastawione do świata -w tym momencie Dumbledore przerwał na chwilę. -Zapewne zauważyliście, że na waszych planach zajęć nie było zajęć obrony przed czarną magią. Pewnie niektórzy cieszyli się z tego powodu. Muszę jednak zasmucić tych delikwentów. Mamy bowiem nowego nauczyciela od owych zajęć. Oto prof. Dean Thomson -Albus wskazał na wysokiego i szczupłego mężczyznę w prostokątnych okularach.
Facet wstał i zaczął mierzyć nas wzrokiem. Z pozoru czarnowłosy wydawał się na surowego nauczyciela. Przekonamy się jednak na lekcjach.
-Możecie więc zacząć jeść -dokończył dyrektor i wrócił na miejsce.
Jeszcze chwilę przyglądałam się "nowej twarzy". Nauczyciel szukał czegoś, a raczej kogoś. To było z lekka podejrzane, bo mężczyzna monitorował tylko stół Puchonów. Nagle spojrzał na mnie i zatrzymał wzrok na dość długi czas. Przyglądał mi się zachłannie. Jakby mnie od wieków nie widział. Nawet nie krępowało go to, że przyłapałam go na gapieniu się. Przez jakiś czas wpatrywaliśmy się w siebie jak mugolskie sroki. Odwróciłam się w końcu do Suzan.
-Su -szepnęłam do przyjaciółki. -On się na mnie gapi, no nie?
-Mhmm. Dziwny jest -przyznała niebieskooka.
Jadłam w niepokoju. Ciągle czułam na sobie wzrok pana Thomsona. Strasznie mnie to irytowało. Starałam się na niego nie patrzeć. Biegałam wzrokiem po Sali. Nagle spostrzegłam, że Malfoy też na mnie zerka. Ludzie! Czy ja coś mam na twarzy!?
Szybko dokończyłam posiłek i wypadłam z pomieszczenia jak poparzona. Pierwsze miałam wróżbiarstwo. Poleciałam na te zajęcia, aby zapomnieć o dziwnych zajściach na śniadaniu. Pani Sybilla postanowiła zrobić z nami na zajęciach przepowiadanie przyszłości z ręki. Chodziła zatem po klasie i wróżyła przypadkowym osobom. Komuś miała przydarzyć się miła niespodzianka na egzaminie z mugoloznastwa, ktoś miał złamać rękę, a ktoś miał się zakochać. Trelawney doszła do mnie i ujęła mnie za dłoń. Skupiła się na mojej ręce. Kiedy otworzyła oczy ujrzałam w nich kompletną pustkę.
-Mroczny Znak, niebezpieczeństwo, czarna sowa, bliska rodzina.... -mamrotała nauczycielka.
Wyrwałam dłoń z uścisku Sybilli, bo zaczęła mnie przerażać. Kobieta ocknęła się. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Możecie już wyjść -powiedziała beznamiętnie i szybko wyszła z sali.
Zapadła cisza. Wszyscy śledziliśmy Trelawney, która wybiega z pomieszczenia.
-Co to właściwie było...? -Zapytał Ron Weasley z głębi sali.
Gryffoni i Puchoni opuścili salę zdziwieni. Wszyscy ruszyli na kolejne zajęcia. W moim przypadku były to eliksiry. Zeszłam zatem na dół nie czekając na nikogo. Do zajęć było jeszcze trochę czasu, więc zaczęłam myśleć nad tym co się właściwie dzisiaj zdarzyło.
Co jak co, ale pani Trelawney mnie dzisiaj przestraszyła. Każde jej słowo utkwiło mi w pamięci. W szczególności czarna sowa. Tego koloru ptak przyniósł mi wiadomość z ostrzeżeniem. Czy to przed Bellatrix ostrzegł mnie anonimowy nadawca? Pani Sybilla mówiła coś o Mrocznym Znaku. To by się zgadzało. Przecież Bellatrix jest Śmierciożerczynią. Dobra, ale o co chodziło z tą bliską rodzina? Moi rodzice są mugolami, więc na pewno nie mają z tym nic wspólnego. Tego elementu nie mogłam rozgryźć...
Pan Dean Thomson -nowy nauczyciel obrony przed czarną magią... Coś jest z nim nie tak. Dlaczego tak mi się przyglądał? OPCM mam jutro. Czy się cieszę? Nie wiem. Raczej obawiam. Jeżeli facet tak mi się przyglądał na śniadaniu to co może być na lekcji!?
Nagle Severus Snape otworzył nam drzwi i weszliśmy do pomieszczenia. Puchoni wymieszali się w ławkach z Krukonami, z którymi mieliśmy właśnie lekcje. Suzan i ja usiadłyśmy razem. Dołączyła do nas Rose Martin. Nauczyciel przyjrzał mi się uważnie i zaczął zajęcia. Snape mówił nam jak przyrządzić eliksir wielosokowy. Reszta lekcji minęła mi dość normalnie.
Podczas obiadu coś mnie tchnęło. Postanowiłam iść do biblioteki. Dokończyłam zatem szybko posiłek i wyleciałam z Wielkiej Sali jak torpeda. Minęłam kilkoro uczniów i weszłam do biblioteki. Zaczęłam błądzić po pomieszczeniu, szukając... Właśnie! Czego ja szukałam? A no tak. Czegoś na temat tajemniczego QS. Ale gdzie zacząć? Pod jakim działem? Kategorią!?
-Czego szukasz? -Usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się i ujrzałam blondyna o pięknych, niebieskich oczach. Chłopak, wyższy ode mnie, miał na szacie naszywkę domu węża.
-Eeem... Nieważne -bąknęłam.- A ty co tu robisz? -Spytałam podejrzliwie Ślizgona.
-Szukam czegoś - Draco uśmiechnął się drwiąco.
-Ty? Szukasz? W BIBLIOTECE!? -Zaśmiałam się. -Ha! Bo skonam!
-A co w tym takiego dziwnego? Lubię książki.
-Chłopie! Pierwszy raz cię w bibliotece widzę -powiedziałam i kontynuowałam poszukiwania, odwracając się do niego plecami.
-Bo się nie rozglądasz -ciągnął dalej, podążając za mną.
-A powinnam? -Zatrzymał się, ale nadal byłam tyłem do chłopaka.
-No raczej. Przegapić MNIE!? Chyba kpisz -powiedział. Jak to Malfoy: blondyn o dużym mniemaniu o sobie.
-Phi. Wolałabym przebiec Wielki Mur Chiński niż się za tobą oglądać -uśmiechnęła się w sumie do siebie.
-Hę? -Draco skrzywił się. -Oj, Salvador. Ty i te twoje mugolskie powiedzonka.
-A co ty niby wiesz o mnie i o moich mugolskich powiedzonkach? -Zapytałam ironicznie i odwróciłam się do Ślizgona.
Okazało się, że dzielą nas tylko milimetry. Chłopak wpatrywał się w moje oczy. Ta odległość mnie trochę przerażała, ale z drugiej strony pociągała. Jego niebieskie oczy wręcz przyciągały. Można by było wpatrywać się w nie przez całą wieczność i nigdy nie przestać. Tylko spadać w głąb tego błękitnego odcienia. Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko Malfoy'a. Odczuwałam jego ciepło, słyszałam płytki oddech blondyna, czułam jego niebiański zapach. Dało się nawet słyszeć przyspieszone bicie jego serca. W jednym momencie czas stanął ...
-Może wiem już całkiem sporo -szepnął.
Przełknęłam głośno ślinę, onieśmielona. Blondyn zamiótł szatą i błyskawicznie odszedł, pozostawiając za sobą jedynie małą, niewidzialną strużkę zapachu jego perfum.
Ocknęłam się. Co to do cholery było!? Stałam tak jeszcze przez chwilę, próbując przeanalizować co się właściwie stało...
Wróciłam do poszukiwań, ignorując to co się stało sprzed 5 minut. Nic jednak nie mogłam znaleźć. Nagle zauważyłam jednego z bliźniaków, wędrujących między półkami. Dzień niespodzianek - ciąg dalszy!
-A TY co tu robisz!? -Zawołałam do Freda. Rudzielec odwrócił się w moją stronę przestraszony.
-Tatsi! -powiedział z uśmiechem. Widocznie lubił tak na mnie mówić... -Szukam czegoś na numerologię.
-Najpierw Malfoy, a teraz Weasley w bibliotece. Co się dzieje!? -Zaśmiałam się.
-Haha. Bardzo śmieszne -zaczął mnie przedrzeźniać. Nagle spoważniał. -Wiesz coś na temat Bellatrix? Gdyby nie groziło nam niebezpieczeństwo to wkoło Hogwartu nie szwędali by się zakapturzeni. Podobno Trelawney znowu dziś świrowała.
-W sumie to racja. Też mi się to wydaje podejrzane. A jeśli chodzi o Sybillę to nie wiem o co jej chodziło. Mamrotała coś o Mrocznym Znaku. To by się zgadzało. Było coś o niebezpieczeństwie... Minerva dziwnie się zachowywała, więc wszystko możliwe. Co jak co, ale nauczyciele w tej szkole nie umieją kłamać! -Zaśmiałam się.- Czarna sowa też znalazła się w tej przepowiedni. takie ptaszysko przyniosło mi list kilka dni temu.
-Naprawdę? -Zdziwił się. -Co tam było napisane?
-Ktoś mnie ostrzega. Podobno jestem w niebezpieczeństwie ... -zatrzymałam się na chwilę. Idiotka! Trzepnęłam się w łeb. Przecież w wiadomości jak W pisze o NIEBEZPIECZEŃSTWIE, a Sybilla przepowiadała mi to! Ciemna masa... -I mam uważać -dokończyłam.
-A kto to napisał? Podpisał się przynajmniej? -Fred oparł się o półki i skrzyżował ręce na piersiach. Wygląda tak zajebiście... Kurde! Ogarnij się!
-Eeem... QS. Tylko tyle było w podpisie -wydusiłam końcu.
-QS... To muszą być inicjały -stwierdził rudy. Zaczęłam mu bić brawa. Chłopak ukłonił się teatralnie. Zaśmialiśmy się. -Twoje nazwisko zaczyna się na literę "S" -zauważył po chwili.
-Fakt.. -przyznałam. Machnęłam ręką. -Pewnie przyp... -znów się zacięłam. Pani Sybilla mówiła coś o bliskiej rodzinie... A-ale... Niee! Przecież u mnie w rodzinie są sami mugole, a poza tym żadne z ich imion nie zaczyna się na "Q". -Przypadek.
Weasley wzruszył rękoma. Czy to możliwe? Wszystko miało ze sobą jakiś związek, ale nie mogłam go odnaleźć. To były tylko strzępki informacji, do których brakuje mi połączenia.
Suma sumarum to nic nie mogłam znaleźć wśród książek. Wyszłam więc z biblioteki zostawiając tam Freda, zmagającego się ze stronicami księgi o numerologii. Ruszyłam na poszukiwanie Suzan. Znalazłam dziewczynę na dworze pod jednym z rozłożystych drzew. Czarnowłosa rozmawiała z panną Abbott. Kiedy tylko mnie ujrzała zakończyła dyskusję z naszą współlokatorką i podeszła do mnie.
-Znalazłaś coś? -Zapytała niebieskooka.
-Byłam z bibliotece, ale nic nie wynalazłam -zwierzyłam się przyjaciółce.
-A szukałaś w dziale Ksiąg Zakazanych?
Spojrzałam na nią tępym wzrokiem. Trzasnęłam się w twarz z otwartej ręki. Wydałam lekko nienaturalny odgłos.
-Ehh. Widać, że Puchon -westchnęła Suzan.
Już miałam zawracać z powrotem do biblioteki, ale poczułam, że ktoś mnie łapie za nadgarstek. Owa osoba szarpnęła mną i wróciłam na poprzednie miejsce.
-Gdzie!? Teraz opieka nad magicznymi stworzeniami! Won do Hagrida! -Zaśmiała się czarnowłosa.
Przyjaciółka zatargała mnie na zajęcia. Zgromadziliśmy się razem z Krukonami w półkolu. Przed nami stanął wysoki i masywny facet z gęstą, czarną brodą. Na rękach niósł jakieś maleństwo. Zaczął opowiadać na jego temat.
Po zajęciach poleciałam z Suzan do biblioteki. Skręciłyśmy w kilka alejek, ominęłyśmy kilku uczniów i znalazłyśmy się w dziale Ksiąg Zakazanych. Zaczęłyśmy buszować między licznymi książkami. Nagle Su zawołała mnie. W głosie słychać było ożywienie. Podbiegłam do niej i od razu ujrzałam na twarzy dziewczyny podekscytowanie. Trzymała w rękach wielką księgę. Ukazała mi jej grzbiet.
-No co? Książka -stwierdziłam wzruszając ramionami.
-Ale dzisiaj najarana chodzisz! -Narzekała na mnie. Wskazała na tytuł. -Tu patrz, ślepa kozo!
-No. "Queen Simons" -odczytałam. -O co ci cho.. -nie dokończyłam, bo w końcu zajarzyłam o co się rozchodziło. Otworzyłam szeroko oczy. -Dawaj!
______________________________________________________________
Troszkę krótki, bo ucięłam w pewnym momencie :D Chciała, żeby skończyło się w ten sposób ^.^
Moja kochana "Carmi", musisz sobie poczekać na swój speszial moment do 5 rozdziału ;) Wybacz. Oto są skutki ucinania w połowie pisania ;)
Mam nadzieję jednak, że się podoba. Proszę o komentarze kotki :*
~Tatsi
No to tak. Dracuś jak to Dracuś. Zajebistość w czystej postaci, ale jak już ci mówiłam, coś mi z tym nauczycielem śmierdzi. I to w związku z QS. No dobra. Freddie uczący się... HAHAHAHAHAHHAH. Mój "kujonek". Mimo wszystko kocham go ponad życie. No to ślepa kozo rozdział zarąbisty.
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam i ponaglam. :*
P.S. Co do SPESZIAL momentu to czekam z niecierpliwością. :3