sobota, 23 marca 2013

3 rozdział "Expekto patronum!"


Dojadłam żeberka na moim talerzu i wstałam od stołu. Kiedy byłam już za drzwiami Wielkiej Sali przypomniałam sobie, że miałam wziąć jabłko ze stołu. Odwróciłam się szybko i od razu poczułam czyjąś szatę na swojej twarzy. Cholera! Znowu na kogoś wpadłam! Odsunęłam się zmieszana, ale kiedy ujrzałam twarz zdreptanego przeze mnie ucznia od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech.
-Tatsi! -Zawołał wesoło Fred.
-Cześć. Przepraszam cię -wydukałam, zapatrzona w Gryffona. Jego śliczne, rude włosy opadały mu na czoło, tworząc uroczy nieład na łbie. Chłopak patrzył na mnie swoimi boskimi brązowymi oczami. Uśmiechnął się, ukazując rząd równiutkich, białych zębów.
-Nic nie szkodzi. W sumie to dobrze, że cię widzę!
-Naprawdę? -Zdziwiłam się.
-Oczywiście. Ładną buzię zawsze dobrze widzieć -powiedział rudy.
-Oh. Pewnie mówisz tak każdej.. -zarumieniłam się.
-Otóż to! -zaśmiał się.- Do rzeczy. Idziemy później z George'm, Rose i carmen, ale ich chyba nie znasz... Na błonia. idziecie z nami? Ty i Suzan.
-Chętnie.
-Super. To po kolacji -Fred puścił mi oczko i dogonił swojego brata bliźniaka, który odszedł już kawałek.
Stałam tak jeszcze chwilę i patrzyłam za odchodzącymi braćmi. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam na kolejce lekcje. Nawet zapomniałam o jabłku, które miałam sobie wziąć. Wypaliłam na wróżbiarstwo. Kilkoro Gryffonów zajęło miejsca. Puchoni również. Dołączyłam do Suzan i zaczęłam słuchać pani Tralewney. W sumie to nie słuchałam wykładu, bo ciągle rozmyślałam o tym spotkaniu na błoniach. Jakimś cudem dotarłam do końca lekcji. Suma sumarum to reszta zajęć minęła mi podobne. Ostatnia lekcja to było zielarstwo ze Ślizgonami. Miałam ochotę nawet z Wierzy Astronomicznej się rzucić niż iść na te zajęcia! Jednak był mus...
Przed otwarciem szklarni wymieniłam z Draconem gniewne spojrzenia. Kiedy pani Sprout otworzyła drzwi od pomieszczenia, ruszyłam wraz z grupą do środka. Blond Ślizgon chamsko mnie wyprzedził i umyślnie pchnął mnie przy tym ramieniem. Chłopak tylko się odwrócił i uśmiechnął chytrze. Nie mówiąc o tym, że prawie roztrzaskałam sobie nos na ścianie, to znów nastąpił ten sam przypływ złości jak w pociągu.
-Człowieku! Co z tobą jest nie tak!? -Huknęłam, marszcząc brwi.
-Mówiłaś coś? -Spytał głupio, łypiąc na mnie z pogardą. Bardzo mnie irytowała ta jego mina.
-Tak! Mówiłam! -Ryknęłam i podeszłam do niego.
Draco również spoważniał i zaczął kroczyć w moją stronę. W końcu pomiędzy nami znajdowały się chyba z 3 cm odległości. Mierzyliśmy się gniewnie wzrokiem.
-To powtórz -powiedział wyzywająco.
-Jesteś kompletnym palantem!
-Jak śmiesz tak do mnie mówić szlamo!? -Krzyknął. Oboje wiedzieliśmy co "powinniśmy" zrobić. Odskoczyliśmy od siebie w tym samym momencie.  Wyjęliśmy różdżki i wymierzyliśmy je w siebie. Staliśmy w pozycji do zaczęci walki. Już widziałam, że Malfoy otwiera usta, aby wypowiedzieć zaklęcie.
-A co tutaj się dzieje!? -Zdziwiła się pani Pomona Sprout. -Mam wam odjąć punkty!? To schować te różdżki! -Powiedziała nawet nie czekając na naszą odpowiedź. -Co to za zachowanie!? Po panie, panie Malfoy, to się nie dziwię, ale po tobie Tatiano!? Zawiodłaś mnie! -Grzmiała opiekunka mojego domu.
Odsunęłam się od Ślizgona i spojrzałam na nauczycielkę. Aż kipiała ze złości.
-Przepraszam -powiedziałam z pokorą do czarodziejki.
-To nie mnie powinnaś przepraszać -odezwała się. Spojrzała na Draco. - Pan, panie Malfoy, też powinien coś powiedzieć.
Ale "pan Malfoy" patrzył tylko na mnie z gniewem.
-Tatiano? -Ponagliła mnie nauczycielka. Roześmiałam się  jak desperatka.
-Ja nie mam zamiaru go przepraszać, gdyż nie mam za co -zmierzyłam go wzrokiem.
Do o koła nas zgromadziła się dość liczna grupka Puchonów i Ślizgonów. Znowu... Panowała grobowa cisza. Pomona przetarła oczy i głośno westchnęła.
-Dobrze. Nie mam czasu teraz na te wasze romanse... Macie to załatwić po zajęciach! Tylko ma się obyć bez interwencji pani Pomfrey. Jasne? -Zapytała nas oboje.
-Oczywiście -odezwał się Draco z głupim uśmieszkiem.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam od Ślizgona, zamiatając przy tym szatą. Podeszłam do przygotowanych roślin i zaczęła się lekcja.
*oczami Dracona*
-Zrób to za mnie! -Powiedziałem do jakiegoś Ślizgona, z którym byłem w parze na zielarstwie. Nie chciało mi się babrać w ziemi. I tak już kolejny raz miałem zepsuty humor przez tą całą "pannę Salvador". Głupia szlama. Znowu mi się stawia! Czego nie zrobię to ona zawsze musi wziąć odwet. Albo pierdolnie jakąś ciętą ripostę, albo przeszkodzą nam nauczyciele. Dobrze, że to ostatnia lekcja... Opiekunka Puchonów nie jest w sumie taka zła, jak to sobie wyobrażałem... Myślałem, że da nam szlaban, albo odejmie punkty. Gdyby przyłapał nas Snape, zarobilibyśmy miesiąc kary... Sprout powiedziała, że mamy się "pogodzić" po zajęciach. Tak, jasne. Z wielką chęcią...
Doczekałem końca lekcji. Wyszedłem ze Szklarni  ostatni. Jak nigdy... Kiedy byłem już na zewnątrz, ujrzałem Tatianę, która szła zamiatając nogami trawę, po błoniach. Wpatrywałem się w ten obraz jak zaczarowany. Jej blond włosy rozwiewał lekki wiatr, a szata również powiewała ukazując jej zgrabną sylwetkę. Twarz jaśniała od powoli zachodzącego słońca. A oczy... Oczy świeciły. Brązowe tęczówki idealnie komponowały się z jej włosami. Wyglądała tak niewinnie i pięknie... Cholera! Co się dzieje!?
Otrząsnąłem się z zamyślenia i ruszyłem w stronę Puchonki. Im bliżej niej byłem tym szybciej biło moje serce. Kompletnie nie wiedziałem dlaczego tak się dzieje... Tatia zauważyła mnie i zaczęła mi się przyglądać. Natychmiast na jej twarzy pojawił się grymas i niezadowolenie. Raczej nie była najszczęśliwsza, że idę w jej stronę. A ja? Nie wiem. Nie wiem dlaczego tak zachwycam się jej urodą. Pojęcia nie mam z jakiego powodu serce łomotało mi za żebrami. Kompletnie nie kojarzyłem dlaczego chciało mi się uśmiechać kiedy tak do niej szedłem...
-Czego chcesz? -Powiedziała na wstępie. Bez o grudek. Prosto z mostu.
Zawahałem się. Właśnie. Czego chciałem? Po co ja tu w ogóle szedłem!? Zrobiłem to tak automatycznie, że nawet nie zdążyłem o tym pomyśleć.
-Ja... -zamurowało mnie.
-To słowo to chyba "przepraszam". Wiem, że ci to trudno wymówić, więc nie trudź się. Nic ci no to nie da -powiedziała i zaplotła ręce na piersiach. Spojrzała na zachód. Na jej warz ponownie wlało się pomarańczowe światło.
-Skąd niby pewność, że chcę cię przeprosić? -Wróciłem na ziemię.
-No to po co tu przylazłeś? Chyba nie po to żeby mi się przyglądać.
"Właśnie po to." -powiedziałem do siebie w myślach. Chwilę później skarciłem się jednak za tą odpowiedź. Blondynka usiadła po turecku na ziemi. Ja stałem nad nią i przyglądałem się dziewczynie trochę tępym wzrokiem. Włożyłem ręce do kieszeni i spojrzałem tam gdzie Tatia, czyli na słońce. Przymrużyłem lekko oczy.
-Przesadziłem. P...Przepraszam -wykrztusiłem. Dopiero kiedy wypowiedziałem to słowo, zastanowiłem się po co ja to właściwie robię. Nie mogłem jednak znaleźć przyczyny. Puchonka spojrzała na mnie zdziwiona.
-Co? -Spytałem oschle, bo irytował mnie ten jej świdrujący wzrok. Pomimo tego, oczy miała piękne...
-Malfoy? -Wstała. - Czy to ty!?
-Co ty odwalasz!?
-Ty powiedziałeś "przepraszam" ! Do MNIE! -Wydukała.
-No tak... A poskutkowało? -Zapytałem z głupią nadzieją.
-Nie. Ale działaj tak dalej. Może za jakieś kilkanaście lat (jak dobrze pójdzie...) wyjdziesz na prostą -powiedziała i ruszyła w stronę zamku.
*oczami Tatii*
Udałam się  do Wielkiej Sali. Siedzieli już tam wszyscy uczniowie... Oprócz mnie i Dracona. Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia rozmowy natychmiast zamieniły się w szepty. Ciągle czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Gdy jednak zwróciłam wzrok na gapiącą się na mnie, osobę, ona odwracała oczy i udawała, że  przygląda się czemu innemu. Zirytowana usiadłam przy stole Hufflepuff'u.
-Przeprosił cię?? -Wypaliła Hanna.
-Słucham? -Zdziwiłam  się.
-Widzieliśmy, że Malfoy idzie za tobą. Raczej nie poszedł ci powiedzieć, że ładny mamy zachód słońca -dopowiedział Cedric.
Zawahałam się z odpowiedzią. Powiedzieć prawdę? To by bardziej "skompromitowało" Dracona, czyli tym samym byłby dla mnie jeszcze bardziej wredny i szukałby odwetu. Skłamać? Draco by wtedy wygrał... Na brodę Merlina! Draco, Draco! Czy ten świat kręci się tylko dookoła Malfoy'a!?
-Tak -powiedziałam w końcu. Na twarzach osób, które siedziały blisko mnie ujrzałam promienne uśmiechy. Mam go gdzieś! Niech wie, że się "zmieniłam"!


Po kolacji wyszłam z Wielkiej Sali. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się nagle myśląc, że to Malfoy. To jednak nie był on. W sumie to zdziwiłam się, że to akurat o nim w pierwszej kolejności pomyślałam. Nie wnikałam głębiej w moje rozmyślania, bo stał przede mną Fred Weasley. Serce zaczęło mi dudnić w klatce piersiowej, a myślenie wyłączyłam. Uśmiechnęłam się promiennie.
-Hej -powiedziałam.
-Cześć. My już się zbieramy. Idziecie? -Spytał.
-Pewnie -odpowiedziałam.
-No to super. Poczekamy na Dziedzińcu -poinformował rudzielec i odszedł.
Kiedy tylko się ocknęłam wróciłam z powrotem do Sali. Szarpnęłam Suzan za szatę, aż wypuściła z ręki nadgryzione jabłko i wytaszczyłam ją na korytarz.
-Pali się!?
-Tak! -Powiedziałam szybko. -Dormitorium! Ciuchy. Zmienić. Już! -Mówiłam z przerwami.
Suzy przewróciła teatralnie oczami i pobiegła za mną. Już z daleka darłam się "Mimoletonia!", "Mimoletonia!". Jakimś cudem nie zderzyłam się z powoli otwierającym się obrazem. Wcisnęła się w otwór i pognałam do dormitorium szybko opuszczając Pokój Wspólny. Siedzący tam Puchoni tylko patrzyli na mnie jak latam w tę i z powrotem. Wpadłam do pokoju i od razu dopadłam się do szafy. Zaczęłam "wybierać" ciuchy. Suzan, która właśnie teraz weszła do dormitorium oberwała niebieska podkoszulką.
-Eeej! -Zaśmiała się. Naprawdę bawiło ją moje zachowanie.
Spojrzałam na nią i źrenice mi się rozszerzyły.
-To! -Powiedziałam i zdjęłam T-shirt z twarzy przyjaciółki. Zaczęłam pstrykać palcami. To zawsze pomagało mi się skupić. Myślałam bowiem nad dalszą częścią ubioru.
-Te spodnie, które masz na sobie, biały sweter, trampki. Wysoki kucyk i delikatny makijaż. Psiknij się też tą twoją ulubioną mugolską perfumą -powiedziała jednym tchem Suzan. Zawsze mi w ten sposób pomagała.
-Jesteś boska! -Powiedziałam i przytuliłam się do niebieskookiej. Uścisk nie był jednak długi, gdyż zaraz się od niej odkleiłam i poleciałam do łazienki z wybranymi ubraniami. Długo tam nie siedziałam. Wypaliłam zaraz z pomieszczenia i wybiegłam z dormitorium.
-Gdzie tak gnasz? -Zapytała jakaś Puchonka w Pokoju Wspólnym.
-Nie teraz! -Krzyknęłam w biegu i wypadłam z "siedziby" Hufflepuff'u. Przed wejściem na dziedziniec dogoniła mnie Suzan.Oparłam się o mur i złapałam powietrze, aby ustabilizować oddech. Uśmiechnęłam się i weszłam na dziedziniec. Ujrzałam tam dwa rude łby, blondynkę i brunetkę.- Cześć! -Powiedziałam z daleka, machając całemu towarzystwu. Podeszłam do jeszcze nieznajomych mi dziewczyn.
-Witaj, jestem Carmen Black -Gryffonka uścisnęła mi dłoń. Miała piwne oczy i długie, rozpuszczone na wiatr włosy. Ubrana była w czarne rurki i szarą bluzę. Na nogach zagościły żółte trampki za kostkę. Uroczo.
-Tatia Salvador -przedstawiłam się.
-W sumie to wiem kim jesteś. Pół Hogwartu o tobie huczy! -Powiedziała brunetka z uśmiechem.
-Ohh. Miło mi! -Machnęłam teatralnie ręką. Spojrzałam na Krukonkę. -Ty to pewnie Rose -podałam dziewczynie rękę.
-Tak. Miło mi cię poznać -powiedziała ukazując białe zęby. Blondynka ubrana była w zwyczajne dżinsy i niebieską bluzę na zamek. Włosy były związane w kucyka. Wygląda na przyjemną dziewczynę.
-Zapoznaliśmy się. To co? Idziemy? -Zaproponował George.
Wszyscy zgodziliśmy się z jego zdaniem. Ruszyliśmy więc na błonie.
Miły wietrzyk otulił moją twarz. Bardzo lubiłam to uczucie. Usiedliśmy na trawie. Rose położyła głowę na kolanach Georga, który gładził jej włosy. Carmen skubała zieloną trawę, Fred oparł się o drzewo, a ja i Suzan zamykałyśmy to koło. Zaczęła się miła rozmowa.
-Też zauważyliście, że nie ma w planie obrony przed czarną magią? -Zagadnęła Suzy.
-Ja jakoś nie rozpaczam -zaśmiał się George.
Dyskutowaliśmy o nauczycielach i różnych zajęciach. Jakoś zgadało się na temat eliksirów, później Snape'a, następnie Ślizgonów no i oczywiście na sam koniec był Malfoy.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że on cię przeprosił! -Mówiła rozbawiona Suzan.
-Dokładnie. To przecież Malfoy! -Powiedzieli jednocześnie Weasley'owie.
-Draco nie jest taki zły. Może z pozoru, ale jak się go lepiej pozna... -zaczęła Carmen, ale wszyscy przerwaliśmy jej wybuchem śmiechu. -No bez przesady!
Nagle zaczęło robić się ciemno. Towarzyszyło temu również mocne ochłodzenie. Śmiechy ustały, a na naszych twarzach zagościła powaga, a nawet lekkie przerażenie. Trawa pod moją ręką zaczęła zamarzać. Zupełnie jakby w pobliżu byli...
-Dementorzy! -Krzyknęła Suzan.
Odwróciłam się i ujrzałam ciemne postacie, unoszące się nad ziemią w czarnych szatach. Zerwaliśmy się z trawy jak na komendę. Dementorzy natychmiast nas zauważyli.
-Coś jest nie tak -powiedział Fred.- Dumbledore by nas zawiadomił.
To prawda. Albus dał by znać uczniom, że wokół szkoły krążą dementorzy. Wygląda jednak na to, że do kolacji sam o tym nie wiedział. Nieważne. Nieważne, bo stworzenia właśnie zmierzali w naszą stronę tyle, że raczej nie z pokojowymi zamiarami.. No chyba, że lecą dać na buziaka. Tym bardziej mi się to nie podobało. Nim się obejrzeliśmy w okół nas było pełno postaci w podartych szatach. Zaczęli wręcz wyżerać naszą duszę. Nie wiem co mnie tchnęło, ale od razu wiedziałam co mam zrobić. Wyjęłam różdżkę jednym sprawnym ruchem i zaczęłam intensywnie myśleć o rodzicach. Miłe wspomnienie...
-Ekspekto patronum! -Krzyknęłam kierując różdżkę na nich. Z końca patyka wydobyło się białe światło, które stworzyło dużą tarczę, ochraniającą mnie i przyjaciół. Kilka dementorów próbowało przebić się przez tarczę, lecz żaden tego nie zdołał zrobić. Stworzenia odleciały. Wiedzieliśmy jednak, że nie na długo.
-Złapcie mnie wszyscy! -Rozkazała nam Black'ówna.
Wszyscy posłuchaliśmy jej i chwyciliśmy się ręki dziewczyny. Poczułam szarpnięcie i chwilę później stałam przed obrazem Grubej Damy. Kiedy znów poczułam podłogę pod stopami upadłam na ziemię.
-Czy my się teleportowaliśmy!? -Zapytała zszokowana Su. Była nieźle roztrzęsiona.
Carmen tylko pokiwała głową.
-A..Ale skąd ty... -dukała czarnowłosa.
-Mam zdolnych braci -brunetka puściła Suzan oczko. Spojrzała na mnie. -My tu o mnie, a ty wypaliłaś z patronusem! Jak!?
-Nie uczyliśmy się tego jeszcze -dopowiedział George, wytrzeszczając oczy.
-Eeem... -zastanowiłam się. Faktycznie, że nie.. To z jakiej paki ja to umiem!? Przez te kilka dni jak jestem w Hogwarcie wydarzyło się tyle dziwnych rzeczy, których nie mogłam wytłumaczyć, że zaczynałam się bać.. Tego zaklęcia użyłam tak automatycznie, że nawet nie zdążyłam o tym pomyśleć. Całkiem jak latanie na miotle: wsiadasz i lecisz! Nie myślisz o tym. -Nie mam pojęcia...
-A co wy wszyscy tu robicie? -Zapyta profesor McGonagall, która pędziła w naszą stronę ze zdziwieniem na twarzy.
-My tylko.. -zaczął Fred, ale kobieta nie dała mu dojść do słowa.
-Nie wicie, że nie wolno jest się teleportować na terenie Hogwartu?
-Wiemy, ale to była nagła sytuacja! -Próbowała wytłumaczyć Rose.
-Dokładnie -dopowiedziałam. Jak to ja. Musiałam dorzucić swoich kilka sykieli.-Na błoniach pojawili się demenorzy!
-Już są... -powiedziała jakby do siebie Minerva.
-O co chodzi!? -Zapytał George.
Tylko rzucaliśmy pytaniami. Wszyscy byliśmy mocno rozkojarzeni.
-Z Azkabanu uciekła Bellatrix Lestrange -wyjaśniła kobieta.
-Ale po co dementorzy chronią Hogwart? Coś nam grozi? -Zapytała tym razem Carmen.
-Idźcie do swoich dormitoriów -powiedziała szybko pani McGonagall. Widząc, że my nadal oczekujemy odpowiedzi kontynuowała.- Już! I nie wychodzić z nich już dzisiaj! -Powiedziała surowo kobieta i pospiesznie odeszła.
My tylko spojrzeliśmy po sobie. Bliźniacy i Carmen weszli do Pokoju Wspólnego Gryffonów, a my rozeszłyśmy się z Krukonką życząc dobrej nocy. Jak miło! Najpierw zaatakowali nas dementorzy, później prawie straciliśmy punkty u McGonagall, a teraz jakby nigdy nic życzymy sobie dobrej nocy. Trochę schizowe.. Wróciłam z Suzan do dormitorium. Dziewczyny dziwiły się dlaczego wracamy dopiero teraz i to w taki  stanie. Opowiedziałyśmy im pokrótce co się działo na błoniach i o tajemniczym zachowaniu Minervy.
-To może o to chodziło temu QS? -Powiedziała Hanna Abbott.
-Ale skąd by o tym wiedział? Jeżeli dementorzy przybyli dzisiaj to również dzisiaj Bellatrix musiała uciec. Gdyby było inaczej to byśmy się o tym dowiedzieli -odezwała się Bree.
-Bellatrix jest Śmierciożerczynią. Może ten QS też. Może maczał w palce w tej ucieczce -Suzan próbowała sklecić wszystko do kupy.
-Ale w takim razie po co by mnie ostrzegał? -W końcu dopuściły mnie do głosu.
Zapadła cisza. Miałam rację. Po co by mnie o tym uprzedzał? Szczerze mówiąc to nie chciało mi się nad tym teraz rozmyślać. Poszłam wziąć szybką kąpiel, przebrałam się w piżamy i wskoczyłam do łóżka. Kiedy dziewczyny zasnęły i śniły o swoich marzeniach, ja nie mogłam spać. Ciągle dręczyły mnie pytania. Choć nie chciałam sobie nimi teraz zaprzątać głowy, bo byłam zmęczona, one nie dawały mi żyć. Wyciągnęłam więc pergamin z szuflady i spojrzałam na niego. Ehh. Ciemno jak w dupie. Sięgnęłam po różdżkę i zakryłam się kołdrą.
-Lumos -szepnęłam i zaczęłam analizować wiadomość, którą dzień wcześniej przesłała mi czarna sowa.




______________________________________________________________

Jest. Przepisałam... Pomimo mojego rozrzutu (pół rozdziału na kartce, kawałek na kompie, a kawałek na komórce) dałam radę! Możecie być ze mnie dumni ^.^
Rozdział dedykuję mojej Patrycji i Klaudii. Kochane ziemniaki, które co dzień dopytywały się "Kiedy rozdział!?". Dzięki temu zawsze mi się lepiej pisze :D

~Tatsi

3 komentarze:

  1. Mam zdolnych braci :3 Taa... Kochany Rudolf, Bachus, Regulus, Romulus i Syriusz... Trochu ich jest. *w* Cudne momenty Tatia - Dracuś. Ahh. Mój kuzynek zaaaakoooochaaanyyyy. *w* Hahahahah. I ten moment z ukazaniem "normalności" Dracusia. *w* Dziękuję za dedyk i czekam na momencik SPESZIAL for MI. :3
    Kocham, pozdrawiam i ponaglam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moment speszial for ju trzepniemy jakoś w 4 rozdziale :D I dzięki ^^
      ~Tatsi

      Usuń
  2. Rozwalasz system ! Po prostu padłam czytając "jak dobrze pójdzie..." xD Aww.. słodziaśny Dracon *w*
    "wyglądała na przyjemną" <- aww też Cię kocham :** hah bo to ja xD.
    Mraśnie na tych błoniach, no do przybycia zakapturzonych xD.
    "Trochę schizowe.." <- bo to myyy <3
    No przecie, bo każdy po ataku Dementorów, życzy sobie dobrej nocy jak gdyby nigdy nic ;D.
    Świetny rozdział kochana i dziękuje za dedykację xD. Taak my cały czas "napisałaś" lub "kiedy dodasz?" :**.
    I tu pożyczę tekst od Patiskiaka ;)
    Kocham, pozdrawiam i ponaglam + życzę weeny ! ♥.

    OdpowiedzUsuń